wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział 34

 Bez dedykacji... :'(


 ~*~




Przez trzy dni nie uzyskałam żadnych informacji o Harry'm, nie dzwonił, nie pisał.
Tym bardziej dało mi to do myślenia, że jego telefon musiał być zaplanowany wcześniej. Może nie chciał mnie ranić więc zadzwonił kiedy nie było mnie w pobliżu? Albo był tchórzem...
Ale szczerze to mało mnie to obchodziło.
Sandra wcale nie była tak zamknięta w sobie jak powiedziała mi to jej matka, która ... co się będę oszukiwać- była suką.
Ta dziewczynka była pełna energii, mądra i śliczna.
Kochała słuchać jak czytam jej bajki, a gdy wychodziłyśmy na dwór była cała rozpromieniona, zupełnie jakby nigdy wcześniej nie widziała świata z zewnątrz.
Było akurat późne popołudnie, ja SMS-owałam z Kim na telefonie, a mała słuchała piosenek na yt. Nie wiem czemu zakochała się w piosence 'zostań moją przyjaciółką'. Podrygiwała w miejscu, a gdy piosenka się skończyła pomachała na pożegnanie do monitora.
Zaśmiałam się.
Chwilę potem zaczęła ziewać więc ją położyłam.
Szybko zasypiała więc nie miałam z tym żadnych problemów.
Siedziałam obok niej na łóżku i oglądałam instagrama, strasznie mi się nudziło.
Spojrzałam na godzinę.
18.30...
Mała miała być u mnie jeszcze tylko godzinę, a i tak przespałaby ten czas, więc wykręciłam numer do Liam'a.
Odebrał po czwartym sygnale.
- Cześć, Rose!- powitał mnie dość oschle - Nie obraź się, ale trochę nie w porę, mamy tu małego gościa, którego trzeba by było wykurzyć...
- Ale... Liam nie rozmawialiśmy już jakiś czas!- zaczęłam się opierać, oczywiście mówiłam szeptem, jak najszybciej wstałam i zamknęłam się w łazience - Co się dzieje?
- Czemu mówisz szeptem?- zapytał zdziwiony - Coś się stało?
- Nie...- westchnęłam - Nie chcę obudzić dziecka.
- Jakiego dziecka?!- krzyknął zdezorientowany.
- Jakiego, jakiego...- westchnęłam - Wyobraź sobie, że jestem opiekunką.- powiedziałam - Kogo chcecie wykurzyć?
- Nie wiem, nie znam imienia. Wiesz, słonko muszę kończyć.
Chciałam go powstrzymać, ale zareagowałam za późno bo się rozłączył.
- Kurwa.- powiedziałam rozdrażniona uderzając ręką w telefon.
Usiadłam na wannie niechętnie i spojrzałam na komórkę.
Serena.
Zapomniałam o niej.





Chciałam jej odpisać, ale nie zdąrzyłam ponieważ mój telefon zabrzęczał wyświetlając numer Harry'ego. 
Byłam rozbita. 
Nie wiedziałam czy odebrać, czy nie.
Westchnęłam i skołowana spojrzałam na drzwi. 
Sandra miała kłopoty ze spaniem, nie chciałam jej budzić. 
Odebrałam i przysunęłam telefon do ucha.
- Dzięki bogu!- krzyknął szczęśliwy - Już się bałem, że nie odbierzesz! Rose, słuchaj, muszę z tobą pogadać!
- Nie chcę z tobą gadać.- szepnęłam ze łzami w oczach, tak ciężko było słyszeć jego głos i się opierać... tak cholernie ciężko...
- Rose, wiem, że do ciebie dzwoniłem wracając z imprezy! Mam nadzieję, że nie powiedziałem ci niczego nieodpowiedniego?
- Skądże.- zaśmiałam się - Powiedzieć nie powiedziałeś. Zaśpiewałeś mi o moim złamanym sercu, jesteś dupkiem, nie dzwoń do mnie.
Zanim się rozłączyłam usłyszałam jak klnie pod nosem.
Spojrzałam na telefon i gdy zdałam sobie sprawę z tego, że właśnie się rozłączyłam poczułam jak moje oczy się szklą. 
Chwilę potem zadzwonił znowu. 
Odebrałam od razu bojąc się o dziecko.
- Harry!- upomniałam go wkurzona - Opanuj się człowieku.
- Nie, Rose. Musimy pogadać, mam do ciebie naprawdę bardzo ważną sprawę... Będziesz wściekła, ale musisz to usłyszeć!
Powoli wytarłam oczy i westchnęłam.
- Nic nie muszę.- wzruszyłam ramionami - Nie dzwoń więcej, to serio nie działa mi na zdrowie. Przez twój ostatni telefon się przeziębiłam.
- Strasznie mi przykro!- zaśmiał się szyderczo.
Dość głośno, niestety. 
Zaraz potem usłyszałam krzyki z mojego pokoju. Szybko otworzyłam drzwi i zastałam w środku zszokowaną Sandrę przecierającą swoje zaspane oczka. 
- Bravo!- pogratulowałam chłopakowi - Obudziłeś dziecko.
- Jakie dziecko?- zapytał zaskoczony.
- Moje dziecko. Nie dzwoń więcej.- rzuciłam i się rozłączyłam. 
Moje dziecko?
Serio kurwa?!
Nie mogłam lepiej skłamać...
Super...
Właściwie przez jakieś 30 sekund miałam cichą nadzieję, że chłopak wyczuł aluzję, ale... nie okazał się taki bystry.





Odpisałabym.
Serio.
Odpisałabym gdybym wiedziała co mu napisać. 
Postanowiłam zostawić sprawę w spokoju. 
Tak dla spokoju.
No...
Może nie Harry'ego, ale ja spokój sobie w ten sposób zapewniłam. 
Szczerze to musiałam wyłączyć telefon bo strasznie mnie ciągnęło żeby tak po niego sięgnąć i odpisać chłopakowi, że go kocham, wszystko wybaczam i na jego jedno słowo mogę wrócić do Londynu. 
Głupia ja.
Usiadłam pod ścianą i próbowałam opanować emocje, które ciążyły mi na sercu, bo pomimo, że go kochałam to nadal cierpiałam z powodu tej piosenki. 
Moje oczy się zaszkliły i mało brakowało bym uroniła łzę. 
Właściwie to bym ją uroniła gdyby nie fakt, że Sandra widząc moje małe załamanie nerwowe szybko mnie przytuliła. 
Zaśmiałam się, a ona odsunęła się ode mnie i wręczyła mi maskotkę, którą właśnie trzymała w ręce. 
Uśmiechnęłam się do niej. 
- Dzięki.- powiedziałam, a ona uśmiechnęła się słodko - Ale... wiesz, jestem trochę większa od ciebie i zabawki nie rozwiążą moich problemów. 
Wzruszyła zabawnie ramionkami i zabrała ode mnie misia. 
Zaśmiałam się do niej i spojrzałam na zegarek, który wskazywał 19.30. 
Podniosłam się z miejsca i wzięłam dziecko na ręce. 
- No mała. Pora oddać cię mamie.- powiedziałam lekko ją łaskocząc. 




***



Do wigilii nie ruszałam z miejsca telefonu z obawy, że Harry pisał bez przerwy. Miałam rację, bo pisał.
Miałam sto różnych wiadomości.
Wszystkie dotyczyły tego, że musi ze mną pogadać, ale ja jakoś kiedy na to patrzyłam nie mogłam wytrzymać bez płaczu więc większości (a było tego serio dużo) nie przeczytałam.
Jak się okazało tą niespodzianką szykowaną przez resztę mojej rodziny był przyjazd Brook do ojca na święta.
Właściwie sama nie wiem dlaczego wzięłam ten telefon.
Serio.
Żyłam bez niego i było dobrze, ale... kurcze, bez telefonu jednak nie da się żyć.
Pierwsze co zrobiłam po włączeniu go to długa rozmowa z Niall'em o tym jak za nim tęsknię, pochwalił mi się, że wygrał kilka wyścigów i zgarnął sporo pieniędzy co niezbyt mnie zadowoliło. Ale rozchmurzyłam się kiedy powiedział, że jeśli zarobi drugie tyle to to rzuci i nie wróci do tego nigdy.
Serio kochałam Niall'a, jak brata, ale kochałam.
Miałam nadzieję, że i on traktował mnie jak siostrę.
Rozmawialiśmy prawie cały dzień, a i tak odeszliśmy od telefonów wtedy kiedy zaczęła się wigilia.
Niechętnie siedziałam przy stole, jakoś zabrakło mi apetytu...
Nie byłam głodna ani spragniona.
No chyba, że byłam spragniona warg Harry'ego...
Tego to zawsze, ale ciężko było go pocałować kiedy był tysiące kilometrów ode mnie i na dodatek zapomniałam, że ja go przecież nienawidziłam...
Brook szturchała mnie dla pocieszenia, ale średnio jej wychodziło, bo wcale mój humor się nie polepszył.
- Co się z tobą dzieje?- zapytała widząc jak dłubie w moim zimnym barszczu.
- Nic...- westchnęłam.
Spojrzała na mnie i zrobiła dziwną minę.
- Mama miała rację przestrzegając cię przed Harry'm, tak?- zapytała badawczo, a ja jęknęłam wycieńczona.
- Jasne, że nie.- powiedziałam cicho by nikt inny nie słyszał - On... on tylko napisał mi piosenkę.- uśmiechnęłam się do niej ciepło.
- To w czym problem?
- W tym, że śpiewał o złamanym sercu...- pomieszałam jeszcze chwilę w barszczu ze zniesmaczoną miną - Wiesz, ja już się najadłam. Skończmy temat, nie mam ochoty mówić o tym w wigilię.
Wzruszyła obojętnie ramionami.
- Mam dla ciebie super wiadomość.- powiedziała z chytrym uśmieszkiem.
- No?
- Wyprowadzam się. Do Nowego Jorku, jadę na studia i będę mieszkać z Carl'em.
Patrzyłam na nią chwilę nieco zmieszana.
To super, serio.
Ale...
- Zostawiasz nas?
- To tylko na studia, będziesz do mnie przyjeżdżać i w ogóle! To przecież dobrze, że się usamodzielniam, tak?- zapytała podekscytowana.
Kiwnęłam tylko głową z uśmiechem i westchnęłam.
- Zostawisz mnie na pastwę mamy, wiesz? - zapytałam ponura.
- O to się nie martw.- powiedziała i puściła mi oczko.
Jak się potem okazało cała rodzina złożyła się na mieszkanie dla mnie. Ojciec rozmawiał z mamą i sam przyznał, że była przewrażliwiona.
Miałam własne mieszkanie, mogłam tam mieszkać nawet od zaraz, wystarczyłoby żebym przywiozła ubrania bo było już umeblowane.
To...
To cudownie!
Uściskałam wszystkich i zaczęłam skakać ze szczęścia ściskając w garści klucz od mojego nowego mieszkania.


Zaraz po wigilii weszłam do pokoju i zaczęłam się pakować bo miałam lecieć do Londynu następnego dnia.
Westchnęłam i spojrzałam na zdjęcie Harry'ego, które nie wiem kiedy zrobił sobie moim telefonem.
Ah te jego selfie...
Ale, kurcze, zdjęcie urocze, jak robił dziubek, no nie mogłam nie wyobrazić sobie jak wystawia go mi bym go pocałowała, bo jest to jedyny sposób by przeżył następny dzień.
Westchnęłam poirytowana swoim zachowaniem i zablokowałam telefon.
Nie na długo bo chwilę potem zadzwoniła do mnie Kim.
Uśmiechnęłam się i odebrałam.
- Tak?- zapytałam szczęśliwa.
- Rose...- Kim szlochała do słuchawki - Przepraszam, że psuję ci wigilię...
- Kim... co się stało?- w sekundę wstałam z podłogi.
Dziewczyna rozpłakała się, chwilę potem nie mogła złapać powietrza.
- Kim! Oddychaj!- krzyczałam do telefonu - Co się stało?!
- Lola...- jęknęła - Ona nie żyje!
Upuściłam telefon.
Co?...
Ale...
Lola, nie. Ona musi żyć, przecież...
Zaraz potem podniosłam telefon.
- Jak to?- zapytałam z zaszklonymi oczami - Powiedz, że to żart.
- Chciałabym, Rose... To było zaplanowane. Najpierw samochód wjechał na nią na pasach, przeżyłaby gdyby nie...- zaczęła płakać.
- Gdyby nie co?!- krzyczałam przez płacz.
- Samochód zatrzymał się kawałek dalej i cofnął prosto na nią. Przejechał po niej żeby ją dobić, Rose!- płakała tak strasznie...
W tym samym momencie do pokoju wbiegł tata, pewnie przejęty moim krzykiem.
Spojrzałam na niego i upadłam na ziemie pozbawiona sił.







-----------------------------------------------------------------------------
Więc... yy...
dalej nie komentujecie, nie wiem co się dzieje, ale jutro mam zamiar dodać 2 następne rozdziały
rozdział 35 będzie równo o godzinie 11.30 a 36 o 15.00 więc... rozdaję dedyki, ale jeśli ktoś komentuje z anonima to proszę się podpisać
smutno mi, że nie komentujecie
serio
więc... pozdrawiam i do jutra

JEŚLI CZYTASZ = SKOMENTUJ
JEŚLI SKOMENTUJESZ = JEST SZANSA, ŻE NASTĘPNY ROZDZIAŁ  BĘDZIE DEDYKOWANY TOBIE

2 komentarze:

  1. Omfg ten rozdział taki sgfghtsgh <3
    I z tym dzieckiem.. Hah.
    Pozdrawiam,
    instant-harry-styles-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. O boze! I to pewnie Harry zrobił tak?! To była ta ważna wiadomość prosze nie,no ale chce szczesliwe zakonczenie blagam!!!

    OdpowiedzUsuń