wtorek, 30 grudnia 2014

Krótka notka

Jestem mega podjarana zdjęciem xD tak, wiem... jaram się zdjęciem... na dodatek moim... ale miałam taki super pomysł, że ... możecie się śmiać, ale mi się podoba xD no ok... zobaczcie sami i dajcie znać jak się podoba :D




środa, 10 grudnia 2014

UWAGA!!

NIE ZAWIESZAM BLOGA!!
Nie chcę żebyście wpadli na taki pomysł, absolutnie! Mam mnóstwo nauki i od razu mówię, że następny rozdział pojawi się 1.1.2015 więc długo nie musicie czekać, ale głównie chodzi o to, że teraz mam strasznie dużo rzeczy do zrobienia i chciałabym wam zrobić czasami jakąś niespodziankę w postaci dodania wcześniej rozdziału, a kiedy nie mam czasu by pisac bywa to trudne więc przez jakiś czas będę sobie pisać i 1 dodam rozdział. Mam nadzieję, że nie zapomnicie o moim blogu xD Nom, więc wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku wszystkim moim czytelnikom (ale ja sie dziwnie czuje jak to piszę *_*) !! Narazie odsyłam was do mojej koleżanki, która dopiero zaczyna, a do mnie wróćcie 1 stycznia :D
http://lilrestlov.blogspot.com
Wesołych Świąt!
Można powiedzieć, że to tylko przerwa świąteczna xD


JEŚLI CZYTASZ= KOMENTUJ!!

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 29

Wbiegłam na most cała roztrzęsiona i zobaczyłam jak Niall i jakiś facet się biją, a reszta rozmawia. Z Harry'm na czele.
Kim próbowała rozdzielić walczących i po krótkim przemyśleniu sprawy doszłam do wniosku, że jej pomogę.
Niall jednak był oporny i niechętne dał się odciągnąć od wroga.
- E! Gogusiu! Policzymy się później!- krzyknął do niego wrogo ścierając grzbietem dłoni krew spod nosa. Ten drugi zaśmiał się pod nosem i splunął na ziemię.
- Żebyś się nie przeliczył.- warknęlam wkurzona w stronę blondyna.
- Twój buldog się wkurzył!- wrzasnął zadowolony koleś z którym bił się Niall - Lepiej go posłuchaj bo inaczej będzie lanie! Albo gorzej! Pójdzie sie poskarżyć do mamusi!
Już chciałam go spoliczkować, ale kątem oka dostrzegłam jak sytuacja u rozmawiających się pogorszyła. Jakiś chłopak skoczył na Harry'ego powalając go na ziemię i zaczął okładać go pięściami po twarzy. Tej jego pięknej twarzy.
Wkurwiona na maksa poszłam w tamtą stronę i rzuciłam się napastnikowi na plecy. Ale ten nie robił z tego wielkiej rzeczy i dalej bił Harry'ego, a jego twarz powoli zaczęła pokrywać warstwa krwi. Nie wiedziałam co mam zrobić, w końcu zrozpaczona z całej siły ugryzłam napastnika w ucho.
Jęknął i przewrócił mnie na ziemię, odczołgałam się od niego, ale w końcu oderzyłam plecami o pręty, szczęście, że tam były bo inaczej wpadłabym do wody. Spojrzałam na chłopaka, który zbliżał się do mnie, jego ucho mocno krwawiło, krew kapała.
Skrzywiłam się. Musiało boleć.
Nie wiedzialam, że mam taki mocny zgryz.
Podszedł do mnie, splunął na ziemię dając mi tym znak, że jestem dla niego niczym po czym z całej siły uderzył mnie w twarz. Zastygłam w miejscu, dotykałam lekko twarzy, ale nic nie czułam. Nie miałam czucia.
Podniosłam na niego wzrok, a on pochylił się do mnie.
- Suka.- wyszeptał mi do ucha, a mnie przeszedł dreszcz. Nigdy nie dawałam sobą pomiatać, więc czemu miałabym dawać wtedy?
Splunęłam mu w twarz, w oko, jeśli mam być konkretna.
Skrzywił się i znów mnie uderzył, ale ja znów nic nie poczułam.
- Suka!- krzyknął i wkurwiony znów wymierzył mi cios z otwartej dłoni. Powoli wstałam i zmierzyłam się z jego wzrokiem.
- Chcesz jeszcze suko?!- wrzasnął pocierając krwawiące ucho.
Zaśmiałam się z jego rozwiniętego słownictwa i przyszło mi do głowy, że pewnie wołają na niego 'Einstein' choć nie wiedziałam tego. W każdym razie powinni tak go nazywać. To było miano godne takiego debila.
- Uderz.- powiedziałam podchodząc do niego, a on bez wachania znów powalił mnie na ziemię. Czułam jak coś spływa po moim policzku.
'Pewnie krew...' - pomyślałam.
- Nawet nie wiem czemu tracę czas na takie suki!- krzyknął spluwając na ziemię przede mną, wzgardził mną. Tego było za wiele. Znów zaczęłam się śmiać.
- Co cię tak do kurwy bawi?- zapytał patrząc na mnie zdziwiony.
- Wiesz... Właściwie to nie wiem czy to ty jesteś taki słaby czy to ja straciłam czucie. Zakładam, że to pierwsze.- powiedziałam z uśmiechem. Einstein znów wymierzył mi cios pod którego ciężarem niemal leżałam na ziemi. Byłam pewna, że ze mną nie było dobrze.
Kątem oka dostrzegłam jak Harry próbuje wstać, niestety na próżno, zmuszony był by patrzeć przez rany, które pokrywały jego ciało.
Mężczyzna znów mnie uderzył a ja niemal straciłam przytomność.
Potem wszystko było zamazane, docierało do mnie jak przez mgłę. Nikły obraz Niall'a, który rzucił się na Einsteina, a potem rozmowy, o mnie. O tym, że nie wyglądam dobrze, że w takim stanie nie mogę iść do domu i o tym, że doznałam pewnie szoku i od tego niczego nie czułam.
Powoli podniosłam powieki i przede mną zobaczyłam Harry'ego. Ale nie patrzył na mnie, rozmawiał z resztą.
Powoli wstałam i oparłam się o pręty, ale te ledwo co mnie utrzymywały. Dotknęłam swojej twarzy i poczułam coś ciepłego. Odsunęłam dłoń, a ta pokryta była krwią.
Faktycznie nie było dobrze.
Jedna ręka osunęła mi się do tyłu, a ja wyobraziłam sobie jak wypadam z mostu. Ktoś złapał mnie za ramiona.
Lecialam w dół. Jakaś osoba pytała jak się czuję.
Uderzyłam w taflę wody. Straciłam przytomność.



***



Powoli otworzyłam oczy i od razu zmierzyłam się z żarówiastą zielenią oczu Harry'ego. Posłałam mu nikły uśmiech.
- Nie musiałaś.- wyszeptał poprawiając moją grzywkę.
- Ale chciałam.- powiedziałam z trudnością, Harry przycisnął swój palec do moich warg i drugą ręką zaczął gładzić skórę na moim policzku.
Uśmiechnęłam się i zatopiłam w jego dotyku, ale nawet z najgłębszego snu kiedyś trzeba się wybudzić.
- Gdzie jestem?- wykasłałam.
- U mnie. Nikogo oprócz nas nie ma, nawet Louis gdzies poszedł. Spokojnie, odpoczywaj.
- Chcę usiąść. - oznajmiłam.
- Dobrze.- chłopak pomógł mi bezpiecznie usiąść, a gdy tylko zapanowałam nad utrzymaniem równowagi wtuliłam się w jego tors.
Chłopak objął mnie bez większego zastanowienia, a ze mnie niepokój, ból, żal i wszystko zaczęło powoli wypływać. Byliśmy tylko ja i on.
Czasami dobrze jest mieć kogoś kto nie będzie się odzywać, ruszać, tylko przytuli i będzie tak stać ile tylko zechcesz, po prostu przytulać.
Wtuliłam się w niego jeszcze głębiej, a on pocałował mnie w głowę. Powoli na niego spojrzałam i gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały wpiłam w niego swoje wargi.
Nic oprócz nas.
Powoli wsunął pod moją koszulkę dłonie i zaczął kreślić kółka na mojej nagiej skórze. Potem bez pośpiechu zdjął ze mnie bluzkę.
Chciałam by wszystkie moje troski znikły, by ich nie było. Miałam nadzieję, zę robiąc to jakoś w tym sobie pomogę.
Ja równierz zdjęłam jego bluzkę i zaczęłam rozpinać jego rozporek, ale zdałam sobie sprawę, że w tamtej chwili nie pragnęłam jego, pragnęłam by wszystko zło wypłynęło ze mnie. Chciałam go, ale bardziej mój wzrok przyćmiewała wizja tego, że mogę go stracić, że już nigdy nie będę z nim na tyle blisko. Że wszyscy moi przyjaciele zostaną gdzieś w tyle, za mną, że to wszystko co miałam po jakims czasie straci dla mnie jakąkolwiek wartość, nie chciałam tego.
Przestałam. Otuliłam się ramionami i próbowałam walczyć ze łzami, które zbierały się w moich oczach.
Harry patrzył na mnie zaniepokojony.
- Coś źle zrobiłem?- zapytał.
Pokiwałam głową na 'nie'.
- Ja tylko... Ja się boję.- wydukałam.
- Boisz się? Czego?
- Ja... Ja wyjeżdżam, nie chcę tego, Harry. Nie chcę cię zostawiać. Nie chcę zostawiać nikogo. - powiedziałam, a po moim policzku popłynęła samotna, mała łza - To nie w porządku w stosunku do ciebie.
Podniósł moją twarz i patrząc mi w oczy przetarł policzek.
- Ja zawsze będę z tobą.- powiedział ujmując moją dłoń, przycisnął ją do swojego torsu w punkcie gdzie znajdowało się serce - Będę cie mieć tutaj.
Zaśmiałam się i przytuliłam do niego znów.
- Ja... Ja chciałabym żebyś pojechał tam ze mną.
- Jeśli chcesz możemy rozamawiać całymi dniami przez telefon.- zaproponował.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Każdy kiedyś się poświęca.- westchnął.
Spojrzałam na niego.
Znów wtuliłam się w niego, a w głowie dudniły mi słowa, które powiedział 'Każdy kiedyś się poświęca', ' Każdy kiedyś się poświęca', 'Każdy kiedyś się poświęca'...



***



By zakryć moje powierzchowne rany musiałam się nieźle wytapetować, ale po 10 minutach męczarni w końcu skończyłam.
Dotarłam do domu około godziny 3 nad ranem, wcześniej informując mamę, że zostawiłam u Kim swoją ulubioną bluzkę i przy okazji chciałabym się z nią dobrze pożegnać.
Oczywiście bluzki u niej nie zosatwiłam i byłam u niej dopiero o 21.00, ale nic nie poradzę na to, że Harry mnie powstrzymywał za każdym razem kiedy wychodziłam. A wychodziłam sześć razy.
Po powrocie spakowałam jeszcze kilka rzeczy i położyłam się spać, ale spałam zaledwie niecałe 4 godziny ponieważ mój wspaniały samolocik odlatywał o godzinie 8.00.
Zeszłam na dół gdzie czekało na mnie śniadanie, a zaraz potem z kuchni wyszła moja mama. Brzuszek był już dość spory, łatwo było zauwarzyć, że jest w ciąży.
- Cześć.- rzuciłam siadając przy stole, mama zajęła miejsce przede mną i chwilę jadlyśmy w ciszy, ale gdy na dół zszedł równierz Sam mama zaczęła się odzywać.
- Co to za nagła zmiana stylu?- zapytała wskazując moją twarz. Przełknęłam jedzenie i posłałam jej pytające spojrzenie, a potem spojrzałam na Sam'a, który miał dość rozbawioną minę.
- Żadna zmiana stylu.- powiedziałam w końcu - Po prostu wyglądałam jak zombie, a w polsce taki makijaż jest na porządku dziennym więc się przygotowałam.- skłamałam.
Szczerze to miałam zamiar zmyć to świństwo kiedy tylko wejdę do samolotu.
- Jak myślisz, jaka jest ta dziewczyna taty?- zapytała nagle Brook schodząc na dól i siadając obok mnie - Jeśli będzie jakąś jędzą to mi powiedz, a ja tam zaraz przyjadę i zrobię pożądek.
Zaśmiałam się.
- Odniosłam wrażenie, że jest dość miła...- powiedziałam.
- Ale wiesz. Masz rodzeństwo i przyjaciół, jak ci się coś nie spodoba to dzwoń a ja w pięć minut będę już w samolocie.- szturchnęła mnie ręką.
Tego mi brakowało.
Tych pogawędek między całą moją rodziną, bez wymuszonych uśmiechów czy krzyków. Było tak jak kiedyś.
- Pięć minut? Nie biegasz aż tak szybko.- zaśmiałam się, a Brooklyn szturchnęła mnie w ramię też lekko chichocząc.
- Zamknij się.- posłała mi kojący uśmiech, a potem ugryzła grzankę.- Wiesz co?- zapytała z pełnymi ustami - Już prawie nie pamiętam jak się mówi po polsku.
- Pojedź ze mną to się podszkolisz. - zaproponowałam.
- Nie ma mowy!- oburzyła się wypluwając zawartość swoich ust na talerz przed nią. - Kyle tutaj jest i wgl... z resztą ja tam dojadę w swoim czasie.
- Serio?- zapytałam uradowana - Kiedy?
- Pwoedziała ci już.- zaśmiała się mama - W swoim czasie. To niespodzianka.
- Ale...- protestowałam.
- Żadne ale.- zaśmiał się Sam, a ja udałam, że się naburmuszam.
- Foch.- powiedziałam.
Brook wystawiła mi język, a ja zrobiłam to samo.
Skrzyżowałam ręce na piersi i oparłam się z głupią miną na oparciu krzesła.
Wszyscy zaczęli się śmiać i zaraz potem wyjechaliśmy na lotnisko.
Tam usiadłam chwilę sama, ale zaraz miejsce obok zajęła jakaś dziewczyna mniej więcej w moim wieku, jej długie blond włosy zajaśniły przed moimi oczami, a gdy usiadła zobaczyłam, że ma dość niewinną twarz.
Wyglądała na wystraszoną.
- Cześć. - pwoiedziałam łagodnie, spojrzała na mnie wystraszona.
- H-Hej.
- Co się dzieje?- zapytałam wskazując ją palcem. Zrozumiała, że chodziło mi o jej zachowanie.
- Ja... się trochę boję podróży samolotem.- wyjaśniła.
- O.- powiedziałam zaskoczona - Lecisz sama?
- Tak, do cioci na święta, bo cała moja rodzina uznała, że pojadą na karaiby.- powiedziała z obrzydzeniem ciągle się trzęsąc.
- A ty...
- Czemu nie lecę z nimi?- zapytała, kiwnęłam głową - Uznali, że ze względu na moje oceny dostanę karę w postaci właśnie tego braku wyjazdu...
- Jesteś zagrożona?
- Skądże!- oburzyła się - Gdyby tak było to byłabym już dawno martwa! Po prostu jeden sprawdzian wyleciał mi z głowy i zapomniałam się nauczyć przez co teraz wychodzi mi tylko piątka.
- Tylko piątka?- zaśmiałam się - Gdybym ja miała piątki to rodzice kupiliby mi motor w podzięce!
Zaczęła się śmiać.
- Moja rodzina jest dość... unikatowa. Moi dwaj bracia są wynalazcami, matka chirurgiem, a ojciec prawnikiem.
- Do dupy.- skwitowałam.
- Nawet nie wiesz jak... A ty jedziesz...?
- Do ojca.- skończyłam - Rodzice rozwiedli się jakiś czas temu i nidługo będę mieszkać na stałe z tatą. Też sama.
Uśmiechnęła się do mnie i jeszcze chwilę porozmawiałyśmy po czym samolot wystartował. Dowiedziałam się, że ma na imię Katherine, ale jak mnie upomniała - nie znosi swojego imienia i mam na nią mówić Kat. Powiedziałyśmy sobie również gdzie spędzimy pobyt w polsce i okazało się, że to dość blisko siebie. Jakieś 3 ulice różnicy. Potem jeszcze rozmawiałyśmy i zdążyłam ją polubić, była mądra, miła i urocza (w sensie niewinna). Ale niestety film mi się urywa bo zasnęłam po godzinie.












----------------------------------------------------------------------------
Wiem, że jakiś czas nie było rozdziału i ten krótki, ale nic nie poradzę, że nie umiałam rozwinąć tego tematu jakoś bardziej... No to było trudne.
Ale macie prezent na Mikołajki, hę? xD
A wgl to co dostaliście?
Chętnie poczytam jakie można było dostać prezenty xD
Do następnego
Olson*.*

niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 28

Ten rozdział dedykuję Gosi, która postanowiła dawać mi kopy w dupę za każdy rozdział, który jej się podobał XD Gosia, jakoś ostatnio zamilkłaś! Nie podoba mi się to!

~~~


- Skąd o tym wiesz?- zapytałam podciągając nerwowo nogi pod brodę.
- Powiedzmy, że Rick nie jest najlepszy w kłamaniu. Ale tak szczerze to powiedział mi to Liam. - powiedziała Kim podchodząc do mnie na czworakach.
- Co dokładnie?- zapytałam mając nadzieję, że dziewczynie może chodzić o coś zupełnie innego.
- Rose, Rick cię zgwałcił,  ty mi nic nie powiedziałaś. Na dodatek pozwoliłaś mi z nim być! - burknęła zła.
- Nie uwierzyłabyś mi.- powiedziałam cicho.
- Skąd wiesz?
I nagle jak burza dotarło do mnie coś niebywałego.
On...
On mnie zgwałcił.
Jak...?
Jak mogłam nie wiedzieć?
Ale... Przecież to nie był gwałt, prawda?
Nie...
Złapałam się za głowę i przewróciłam na ziemię, strasznie bolało, nie wiem czy bardziej serce czy głowa, a może dusza?
Nie wiem.
Kim sekundę później była obok mnie.
- Dobrze się czujesz?- zapytała głupio, ale nie czepiałam się jej o to, co niby miałaby mi powiedzieć?
Pokiwałam głową na 'nie' dławiąc łzy, które zaczęły zbierać się w moim ciele.
- Ja go kochałam Kim...- wyszlochałam cicho i żałośnie - Kochałam go jako pierwszego w życiu, a on... On...
Kim objęła mnie i uciszyła.
Miałam nie kończyć.
I bardzo dobrze, nie miałam zamiaru.
Zaczęłam cicho płakać.
- To jest jedyny plus wyprowadzki...- zaśmiała się Kim - Nie będziesz musiała dłużej oglądać jego gęby.
- Będziesz musiała się wyprowadzić ze mną.- powiedziałam cicho na co ona się zaśmiała.
- Kocham cię, Rose. Jesteś kompletnym głupkiem, ale cię kocham.
- Ty też jesteś głupkiem.- zaśmiałam się na co ona lekko uderzyła mnie w ramię.
I nagle telefon zabrzęczał wyświetlając numer Harry'ego.




Harry's P.O.V.
Czemu ona nie odbiera?!
Myśli uderzały we mnie tak mocno, że miałem ochotę umrzeć.
A jeśli coś jej się stało?!
A jeśli Richard po nią wrócił?
Czemu nie mogłem jej po prostu powiedzieć w jakie cholerne niebezpieczeństwo ją wpakowałem?!
Miała być u mnie, miałem już piękne plany na cały dzień!
Chciałem, żeby czuła się przy mnie dobrze, żeby nie musiała się przejmować tym co przeszła. 
Trzeci sygnał...
Czwarty sygnał...
Pią...
- Halo?- odebrała przyśpieszonym oddechem.
- Płakałaś?- wypaliłem zanim pomyślałem. Nie odezwała się. - Rose?
- Nie mam czasu.- ucięła. 
- Co?
- Nie mam czasu. Muszę się spakować, jutro jadę do ojca do Polski.- powiedziała ciężko.
Zanim zdążyłem coś powiedzieć rozłączyła się. 
- Jak to?! - wrzasnąłem do telefonu i znów wybrałem jej numer, ale nie odebrała ani razu. 
Co się z nią stało?!
Przecież jeszcze poprzedniego dnia mnie całowała i razem się śmialiśmy!
Coś jest nie tak...
Powoli wysunąłem się ze swojego pokoju i popatrzyłem na Louis'a, który siedział na kanapie nawalając w jakąś mdłą grę z zabijaniem zombie. 
- Ej, widziałeś ostatnio Rose?- zagaiłem siadając obok niego. 
- No w szkole w piątek.- powiedział bez ogródek przechylając się, za bardzo wczuł się w grę - Umieraj gnido!- wrzasnął do telewizora. 
- A potem?
- Co potem?
- Widziałeś ją?
- Nie, a co?- zapytał pakując w jakiegoś zombie dość sporo amunicji.
- Nie chce ze mną gadać.- podrapałem się po karku. 
Lou lekko uśmiechnął się pod nosem, ale to pewnie dlatego, że jednym strzałem powalił 2 przeciwników. 
- Stary, znudziłeś się naszej kochanej Rossie.- zaśmiał się.
- To nie jest śmieszne. Mogło się coś stać...
- Ty ją w to wpakowałeś, stary. Teraz sobie z tym radź, jak nie możesz znieść myśli, że ona będzie przez ciebie cierpieć to wybacz, ale nic na to nie poradzisz. Tak czy siak albo ucierpi cielesnie albo uczuciowo. W ogóle kiedy miała się dowiedzieć jak bardzo jest ci obojętna?- zapytał głupio.
- Nie jest.- mruknąłem pod nosem. 
- Wiesz, zniosę wszystko, oszukuj mnie, ale nie siebie, Harry. - powiedział klepiąc mnie po plecach - Nawet jeśli spałeś w samochodzie pod jej domem przez tydzień to i tak nie znaczy, że ona coś dla ciebie znaczy, człowieku. 
- Więc co to znaczy?- zapytałem - Że jest mi obojętna w takim stopniu, że pilnowałem ją nawet w nocy?
- Nie, że podglądałeś ją w nocy.- zaśmiał się Lou. 
W sumie miał rację, coś tam przez ten tydzień zobaczyłem, nie powiem, że nie. Ale świadomość, że ją chroniłem i, że kiedy byłem pod jej oknem czułem, że jest bezpieczna wszystko przebijała. Właściwie sam nie wiedziałem czy naprawdę chciałem ją chronić czy kusił mnie jej widok, bo, no kurcze, dziewczyna ma idealną figurę. 
W końcu wstałem i wyszedłem. Po prostu, musiałem sprawdzić czy wszystko z nią dobrze. 




Rose's P.O.V.
- Tak właściwie to czemu on się tak ciebie uczepił?- zapytała Kim znów pakując moje walizki - Wiesz, ciągle do ciebie dzwoni. Nie, że coś, ale chyba się na ciebie nieźle napalił. Może się z nim prześpij, a on da ci spokój...- zaczęła się śmiać.
- Nie mam pojęcia. Nagle wykazał zainteresowanie moją osobą. Tak po prostu. - wzruszyłam ramionami - A to, że się z nim prześpię jest wykluczone. 
- Niby czemu?- zapytała głupio - Wiesz ile dziewczyn marzy o tym, żeby zaciągnąć go do łóżka?
- W jego przypadku wystarczy tylko podejść i poprosić. - powiedziałam zniesmaczona. Najbardziej bolał fakt, że mówiłam prawdę. 
- Więc czemu nie podejdziesz i nie powiesz 'chce żebyś mnie rżnął'?- zaśmiała się, a ja rzuciłam w nią poduszką. 
- Nie mam w głowie teraz takich rzeczy. Postanowiłam, że pójdę na studia. Będę studiować. - oznajmiłam.
- Powinnaś studiować sufit w jego sypialni.- powiedziała i znów oberwała poduszką - Czemu się tak bulwersujesz?- zaśmiała się.
- To, że się z nim prześpię nic nie da.- powiedziałam i opadłam na łóżko. 
- Rose, nie mów...- zaczęła.
- A nawet jeśli to co?- przerwałam jej - Z resztą...moja kobiecość została niedawno nieźle sponiewierana i mam gdzieś to, że powinnam to zrobić z miłości. To bujdy na kółkach. 
- Wiesz, Rose.- powiedziała spokojnie - Ja zrobię to tylko jeśli się zakocham.- oznajmiła.
Spojrzałam na nią i zmrużyłam oczy. 
- Ty... Ty jesteś dziewicą?- zapytałam cicho jakby to był największy sekret świata. 
- Jasne, że tak! To, że uwielbiam wyścigi samochodowe nie znaczy, że siebie nie szanuje!- oburzyła się.
- W przeciwieństwie do mnie. - dodałam i zamknęłam oczy znów kładąc się na łóżku. Telefon zabrzęczał obok mnie. Podniosłam go wiedząc, że to Harry, ale nie. Tym razem Liam. 
- Halo?- odebrałam powoli. 
- Jest u ciebie Kim?- zapytał zdenerwowany, spojrzałam na przyjaciółkę, a ona pokiwała głową na nie.
- Nie, właśnie wyszła, co jest?- odpowiedziałam. 
- Mamy tu małe zamieszanie. - powiedział szybko, a ja usłyszałam jakieś dziwne odgłosy - Niall, nie ociągaj się! Po jajach go!- wrzasnął nagle, a ja zdałam sobie sprawę, że oni się biją.
- Liam, co się dzieje?- zapytałam wstając, nerwowo spojrzałam na Kim, ona też była zdziwiona.
- Ktoś zajebał naszemu dilerowi trawkę, a on myśli, że to my no i masz...- westchnął - Szczerze to nie zdziwię się jeśli to Rick. Ale Rose, serio, Kim jest u ciebie?
Westchnęłam.
- Tak.
- To dobrze. Nie ruszajcie się stamtąd. Nie chce, żeby Kim i jej dynamiczny temperament się tu znalazły, ci frajerzy są serio wkurwieni. 
- Ale przecież ty, Niall, Robert i Fred nie wystarczą, żebyście wszyscy nie wylądowali w szpitalu.- powiedziałam szybko - Ja tam idę. 
- To nie twoja sprawa, Rose. Nie mieszaj się. 
- Sprawa może nie moja, ale przyjaciele owszem.- powiedziałam wstając, złapałam Kim za rękę i zbiegłam po schodach, złapałam kurtkę i czapkę, ubrałam się i przyciągnęłam słuchawkę do ucha - Zaraz tam będę. - powiedziałam i się rozłączyłam. 
Spojrzałam na Kim, która właśnie skończyła się ubierać i otworzyłam drzwi, mało nie zemdlałam kiedy zobaczyłam na progu Harry'ego. 
- Co ty tu robisz do cholery?- syknęłam na niego. 
- Musiałem sprawdzić czy wszystko z tobą dobrze, - oznajmił. 
- Już sprawdziłeś. Idź.
Poczułam jak zimne palce Kim oplatają moją talię.
- On się może przydać.- wyszeptała mi do ucha.
Spojrzałam niechętnie na chłopaka i jego piękne zielone oczy. Czemu on musiał być tak idealny?
- Mamy małe zamieszanie.- powiedziałam przekraczając próg - Twoje mięśnie się przydadzą.



***


- Czyli masz zamiar się bić ze zgrają mięśniaków, którzy mają coś do was chociaż wy nic nie zrobiliście?- zapytał zdziwiony Harry. Całą drogę tłumaczyłam mu co się dzieje i byłam trochę zniesmaczona.
- Tak.- powiedziałam - Mniej więcej.
- Mniej więcej czy tak?
- Tak. - przewróciłam oczami.
- Nie zgadzam się.- zagrodził mi drogę, Kim poszła dalej, a ja stanęłam i wpatrywałam się w jego zimne jak lód, inne oczy. Poczułam jak miliony igieł przeszywają moje ciało, wielki ból serca. Nasilił się kiedy doszła do mnie myśl, że Rick... Że mnie skrzywdził.
- Jak chcesz.- przełknęłam ślinę. Chciałam go wyminąć, ale on przytrzymał mnie za ramiona.
- Nie chodzi o to, że ci nie pomogę, Rose. Chodzi o to, że ze względu na twoje bezpieczeństwo lepiej będzie dla ciebie żebyś się nie mieszała.
Miałam zamglony wzrok, było mi wszystko jedno. Przez mój umysł przedzierały się tysiące myśli, nie byłam w stanie myśleć racjonalnie. Patrzyłam na niego zimnym i pustym wzrokiem jakby był dla mnie mniej niż rzeczą. Chciałam mu powiedzieć, że go kocham, chciałam by wiedział co leży mi na sercu od kilku tygodni, ale bałam się. Że te bajkowe wydarzenia się skończą, że on tego nie zaakceptuje.
Chciałam go pocałować.
Być blisko niego.
Tylko tyle, ale nie mogłam bo to było niemożliwe. Bo jego uczucia do mnie nie były prawdziwe, tak właściwie to ich nie było.
- Wszyscy mi to mówią.- zaśmiałam się - 'Nie mieszaj się', 'To nie twoja sprawa', 'Twoje bezpieczeństwo jest najważniejsze'. Tyłkiem mi to wychodzi, Harry.- powiedziałam i zmierzyłam się z jego znów idealnymi oczami, ta zieleń mnie uspokajała, chciałam w niej tonąć.
- Kocham cię!- krzyknęłam, ale w porę się zorientowałam - Kim, więc nie pozwolę żebyś się narażała!
- Ssij!- odkrzyknęła mi idąc przed siebie i wystawiając mi środkowego palca - Mój brat, moje zmartwienia!
- Przyrodny brat Kim!- poprawiłam ją.
- Nie ważne!
Znów spojrzałam na Harry'ego. Znów zatopiłam się w zieleni jego oczu, znów poczułam ogarniające moje ciało poczucie bezpieczeństwa.
Byłam na łące, zielonej jak jego oczy. Wąchałam trawę, kwiaty i wszędzie czułam jego. Wdychałam jego zapach. Moje płuca wariowały, drzewa otaczające mnie wpatrywały się błogo w wiatr kołyszący łodygami kwiatów. Patrzyłam na to onieśmielona. Korony drzew stykały się ze sobą, a mnie ogarniało wrażenie, że to wszystko jest tak perfekcyjne, że nie ma prawa być prawdziwe. Kolor zielony zaczął się zamazywać. Znów stałam przed Harry'm.
On był dużo lepszym widokiem.
Kochałam go tak bardzo, że to bolało, że z nadmiaru szczęścia zaczynało boleć serce. Byłam w niebie. A to lepiej niż siedzieć na łące pośród kwiatów.
W niebie otulały mnie do snu anioły. Te piękne iskierki w jego oczach.
Jego twarz zaczynała się do mnie zbliżać, ale odsunęłam się czując piekący wzrok Kim na szyi.
- Gołąbeczki pośpieszcie się!- krzyknęła na nas.
Wyminęłam niechętnie Harry'ego i zaczęłam iść u boku Kim.
- Czyli ty już z nim spałaś tak?- zachichotała. Szturchnęłam ją mocno w bok i obróciłam się na Harry'ego, ale on był za daleko by usłyszeć.
- Wątpię żeby to coś znaczyło.- powiedziałam cicho - I jeśli chcesz poruszać takie tematy przy nim to bądź ciszej.
- Dobra.- szepnęła - Kiedy z nim... no wiesz?
- Pamiętasz kiedy do mnie zadzwoniłaś?- zapytałam - Byłaś wredna, ale mnie kryłaś.
Zakryła usta dłonią.
- Nie mów, że wam przerwałam.
- Było już po wszystkim, spokojnie.- powiedziałam cicho.
Znów zachichotała.
- Co?- zapytałam zdziwiona - Kim, o co ci chodzi?
- On coś dla ciebie znaczy?
Bardzo dużo!
- Nie wiem... Może.
Kim chciała zapytać o coś jeszcze, ale nie zdążyła bo nagle usłyszałyśmy krzyki Niall'a. Ale takie bitewne, w rzadnym wypadku nie przegrywał.
Stanęłam jak wryta i zaraz potem wpadł na mnie Harry.
- Co jest?- wkurzył się - Rose, jak chodzisz?
- Jesteśmy.- przełknęłam nerwowo ślinę.
Spojrzał na most i westchnął.
- Zostańcie. - rzucił i pobiegł pomóc chłopakom. Kim podeszła do mnie.
- Długo mamy czekać?- zapytał przechodząc z nogi na nogę.
- Nie mam pojęcia. - przygryzłam wargę.
- Nie wiem jak ty, ale ja tak długo stojąc w miejscu nie wytrzymam.- zaczęła się wiercić - Ty też, prawda?
- Tak.
- To co? Idziemy?
- Zwariowałaś?!- oburzyłam się zwracając na nią rozgniewany wzrok - Jeśli radzą sobie bez nas jest dobrze, na razie nie potrzebują pomocy.
- Skąd wiesz?
- Słyszę Einstein'ie. - zaśmiałam się.
- Zabawne.- zadrwiła i znów zaczęła przechodzić z nogi na nogę.
Stałyśmy chwilę w ciszy, zrobiło się chłodniej więc poprawiłam kurtkę. Kim zaczęła skakać w miejscu, na szczęście z zimna.
W końcu ruszyła przed siebie.
- Nie wiem jak ty, ale ja tu dłużej nie mam zamiaru stać.- powiedziała i zniknęła na moście.
- Kim!- krzyknęłam biegnąc za nią - Zaczekaj! Ej! Idę z tobą!









---------------------------------------------------------------------
I jak?
Wiem, że pisaliście, że rozdziały są za krótkie, ale jakoś nie umiem napisać dużo dłuższych. W każdym razie ten wyszedł dość długi, nie czepiajcie się. XD
Jak zauwarzyliście zadedykowałam ten rozdział Gosi. Będę wybierać najładniejsze komentarze i dodawać dedyki dla osób, których komentarze mi się najbardziej spodobają. Więc bierzcie się do pisania!!
XD
Polecam bloga który mi się serio bardzo podoba, mam nadzieję, że tam wpadniecie :
http://lilrestlov.blogspot.com/
Pozdrawiam
Olson *.*


JEŚLI CZYTASZ= KOMENTUJ !!

czwartek, 27 listopada 2014

Rozdział 27

Chodziłam po pokoju ściskając kurczowo telefon w dłoniach. Strasznie już bolały, i co miałam mu powiedzieć kiedy zadzwonię? Że nie mogę z nim rozmawiać bo co? Bo rozmowy zagraniczne są za drogie?
Pff...
Dla niego to nie był problem.
I kiedy miałam do niego zadzwonić?
Od razu, czy poczekać do 21.00?? Albo dłużej?
A tak właściwie to czemu miałam słuchać Louis'a do cholery?!
No ale nie posłuchać go i wyjść później na idiotkę to by wyszło głupio... Chociaż posłuchać i żeby potem cała szkoła się ze mnie nabijała bo dałam się nabrać to... też głupio.
I nagle telefon zadzwonił przywracając mnie tym do rzeczywistości.
Szybko obróciłam komórkę w palcach, mało co nie upadła.
Niall...
- Tak?- odebrałam z uśmiechem, wymuszonym, ale jednak.
- No cześć, słuchaj, mam sprawę.
- No?- zaczęłam skubać paznokcie, powoli usiadłam na łóżku.
- Bo tu wszyscy... ehh... sama posłuchaj.- powiedział po czym chyba włączył na głośnik i po chwili usłyszałam krzyki całej mojej paczki, śmiejącej się - Rose, chodź tu do nas!! No choodź!! Tęsknimy!- potem znowu cisza i głos Niall'a - Więc słyszałaś.
- Taak, słyszałam.- zaśmiałam się - Gdzie jesteście? Zaraz będę.
- Tam gdzie zawsze, a gdzie mamy być? - zaśmiał się blonyn.
- Dobra, to czekajcie na moście, zaraz będę. - uśmiechnęłam się i już miałam odłożyć telefon.
- Na moście?- zdziwił się Niall.
- Na wyścigach?- zapytałam.
- Co na wyścigach?
- No jesteście na wyścigach.
- Nie.
- To gdzie?
- Na moście.
- No to mówiłam.
- Co mówiłaś?
- No, że na moście?
- Co na moście?
- No jesteście.
- Co? Gdzie?
- Na moście... Jesteście.- powiedziałam pękając ze śmiechu, najzabawniejsze w tym wszystkim był fakt, że chłopak serio nie łapał.
- Aaa...- usłyszałam w końcu. - No, na moście.
- Okay.- zaśmiałam się - Zaraz tam będę.
- Dobra, do zobaczenia.
- No nara. - pożegnałam się i zeszłam na dół po czym wyszłam na dwór gdzie śnieg zdążył już zacząć padać.


***


Po tym jak mama zmusiłam mnie bym założyła szalik i czapkę (a ja strasznie nie lubię żadnej z tych rzeczy) mogłam iść do przyjaciół. Po drodze naruralnie pozbyłam się szalika wyrzucając go do śmietnika.
Tuż przed mostem usłyszałam jak za mną z piskiem opon jedzie jakiś samochód, odwróciłam się w tamtą stronę ze skrywaną nadzieją iż był to Harry. Ale niestety się przeliczyłam. Zaraz potem ktoś się na mnie rzucił i zaczął nacierać moją twarz śniegiem.
Zaczęłam krzyczeć i śmiać się jednocześnie, miałam mieszane uczucia.
W końcu mogłam się odwrócić i wtedy zobaczyłam, że był to Niall. Wyszczerzyłam się do niego i ukradkiem robiąc kulkę ze śniegu powiedziałam:
- Jesteś zimny trup, Niall.
Westchnął.
- Taki już mój lo...- ale nie skończył bo dostał w twarz moją kulą śnieżną - O ty!- krzyknął i rzucił się do robienia swojej 'amunicji'. Z resztą ja robiłam to samo. Zaraz potem rozegrała się wojna na śnieżki, którą oczywiście wygrałam leżąc na Niall'u i nacierając jego twarz śniegiem.
- Poddaję się!- krzyknął rozbawiony - Nie czuję twarzy! Zejdź ze mnie!
Nachyliłam się do niego i wyszeptałam:
- Nie chcesz więcej ze mną zadrzeć.
Słysząc to chłopak zaczął się śmiać tak, że nawet ja wymiękłam i wylądowałam po chwili obok niego na śniegu zwijając się ze śmiechu.
Zanim się obejrzałam Niall zajął moją poprzednią pozycję. Zaczęłam się wiercić, śmiać i krzyczeć na niego, ale niestety żadna z tych rzeczy nic mi nie dawała.
- Niall to nie fair! Ty się już poddałeś!- krzyknęłam zrezygnowana.
- Ale zaatakowałem ponownie ze zdwojoną siłą.- zaśmiał się - Zaraz ty też nie będziesz czuć twarzy.
- Tylko nie to!- krzyknęłam rozbawiona i zaczęłam się wiercić dużo silniej. Jak na moje nieszczęście Niall jest ode mnie cięższy więc nie miałam żadnych szans na to by się wydostać.
Chłopak z głupim bananem na twarzy zaczął nabierać sporą ilość śniegu w ręce, a ja nerwowo przełknęłam ślinę.
- Chyba sobie żartujesz!- zaśmiałam się - Nie tak dużo!
Na te słowa Niall nabrał w dłonie jeszcze więcej śniegu i posłał mi głupi uśmieszek.
- Niall!
- Chłopaku ile ty masz lat?!- wydarła się nagle zza moich pleców Kim, a ja odetchnęłam z ulgą - W co ty się do cholery bawisz, Niall?! Weź ją zostaw, przyszła do nas, nie do ciebie! Nie bądź samolubny!
Zaśmiałam się pod nosem.
Niall spojrzał na mnie zdezorientowany, a ja wystawiłam mu język.
- Przykro mi.- powiedziałam bezgłośnie, a on powoli wstał ze mnie. Potem pomógł mi również wstać i oboje powędrowaliśmy w stronę reszty.


- Pa!- pożegnałam się z Niall'em, który szedł już do domu. Zostałyśmy już tylko ja i Kim, umówiłyśmy się, że pójdę do niej na noc.
Powędrowałyśmy w stronę jej domu, dobrze, że to było blisko. Na dworze serio robiło się zimno, dziwne, że jakoś wcześniej tego nie czułam.
- Więc...- zaczęłam - Dlaczego rozstaliście się z Rick'iem?
Spojrzała na mnie kątem oka, ale i tak mogłam dostrzec, że ten temat nie był jej na rękę.
- Były... pewne...- mówiła - komplikacje. Ale nie chce o tym mówić, Rose. To drażliwy temat.
- Ale... Mi nie powiesz? Mi?- zrobiłam słodkie oczka,a z ust ułożyłam dziubek.
- Nawet tobie nie powiem.- zaśmiała się - Jesteśmy.
Weszłyśmy do jej pokoju, a po przekroczeniu progu jej pokoju od razu położyłam się na łóżku. Kim zajęła miejsce obok mnie, a mi przypomniały się chwile z Harry'm kiedy leżeliśmy sobie obok siebie i śmialiśmy się.
Westchnęłam.
- Na święta jadę do ojca.- oznajmiłam bez namysłu. Kim podparła się na łokciach i patrzyła na mnie wyczekująco - Co?- zapytałam w końcu.
- Kiedy jedziesz?
- Pojutrze.
- Co?! - oburzyła się - Ale święta dopiero za dwa tygodnie!
- No niby tak... Ale muszę poznać tą jego dziewczynę i w ogóle się tam rozeznać skoro mam tam mieszkać...- mówiłam, ale gdy zdałam sobie sprawę z tego, że się wydałam zakryłam szybko usta dłonią.
- Zaraz, zaraz... Mieszkać?!
Westchnęłam.
- Wytłumaczę ci wszystko, tylko się nie wkurzaj, Kim!
- Słucham.- oznajmiła zażenowana.
- Moja matka jest w ciąży z adwokatem. Niedługo będę mieć następne rodzeństwo, Kim. W domu już teraz nie ma miejsca, a co dopiero kiedy będzie kolejne małe dziecko. Więc postanowiono, że skoro tylko mnie nikt i nic tu nie trzyma to ja mogę się wyprowadzić do Polski do ojca. Więc niedługo was zostawię, Kim. Nie wiem jeszcze kiedy, ale niedługo. Więc teraz przewiozę trochę swoich rzeczy i je po prostu zostawię, a potem resztę. - wyjaśniłam. Kim patrzyła na mnie chwilę bez słowa, a potem położyła się obok.
- Nic nie powiesz?- zapytałam.
- A co mam powiedzieć? Może zapytać kiedy będziesz przyjeżdżać, co? Od święta?- wyśmiała mnie szyderczo.
- Ale przecież to nie moja wina do cholery!- oburzyłam się - Wiesz, kocham cię, choć jesteś czasem uszczypliwa.
Zaśmiała się na te słowa i popatrzyła w moją stronę.
- Uszczypliwa?- powtórzyła.
- Troszeczkę. Najlepszej przjaciółki przecież nie zapomnę, tak? Nie masz się o co martwić.
Wzruszyła ramionami.
- Ja się tylko boję o ciebie. - powiedziała.
- Serio nie masz czego.- uśmiechnęłam się.
- Dobra, nie o ciebie. O twoją przyszłość. A jak nie pójdziesz na studia i się załamiesz psychicznie? Jakieś myśli samobójcze czy coś w tym stylu cię nagle dopadnie? Co wtedy zrobisz?
- Nie jestem aż tak szalona, spokojnie.- zaśmiałam się, ale niestety skłamałam.
Szczerze to też się pod tym względem o siebie bałam.
- Mam nadzieję. - dodała patrząc na mnie kątem oka - Wybacz, ale jestem zmęczona. Spakowałaś się już?
Zaczęłam skubać kawałek swetra.
- Nie, tak szczerze to nie.
- Jeśli chcesz mogę ci w tym pomóc.- zaproponowała ziewając.
- Byłoby super.- uśmiechnęłam się do niej, odwzajemniła mój uśmiech i pocałowała mnie w policzek, a potem zasnęła.
Pomyślałam, że w Polsce nie musi być tak źle jak mi się zdawało. Nawet jeśli tata był sam w sobie dość nieczuły to jego nowa dziewczyna mogłaby być miła.
Miałam taką nadzieję.
W końcu doszłam do wniosku, że jeśli chcę być żywa gdy w końcu dolecę na miejsce to muszę się położyć.
Jak na zawołanie zasnęłam.


***


Razem z Kim zrobiłyśmy listę rzeczy jakie musiałam spakować. Po kolei skreślałyśmy z niej rzeczy gdy te lądowały w walizce.
- Podle się czuję.- powiedziała Kim niosąc mój sweter.
- Czemu?
- Bo pomagam najlelepszej przyjaciółce pakować się do wyjazdu na zawsze. - westchnęła - Co teraz przynieść?
- Jakieś jeansy. I spokojnie, jeszcze nie na zawsze.
Posłała mi blady uśmiech i poszła do mojej szafy. Spojrzałam na telefon i westchnęłąm kiedy zobaczyłam, że Harry dzwonił już 2 razy.
- Co jest?- zapytała Kim podchodząc do mnie - Dobrze się czujesz?
- Tak, tak.- skłamałam - Ja tylko nie chcę zostawiać tego wszystkiego co tutaj mam.
- Czyli?
- Czyli ciebie i Niall'a. Na przykład.
Uśmiechnęłą się do mnie.
- Będzie dobrze.
Też się uśmiechnęłam.
- Wiem, że nie martwi cię tylko to.- powiedziała - Chodzi o Harry'ego.
Spojrzałam na nią zdziwiona. Nerwowo przełknęłam ślinę.
- Skąd wiesz jak on ma na imię?
- Proszę cię, Rose...- zaśmiała się uklepując poduszkę, potem położyła się na moim łóżku - Nie jestem na tyle głupia, żeby nie wiedzieć kim on jest... Przecież to Harry Styles. A jeśli ty tak się martwisz z jego powodu to nie wróży dobrze, szczególnie dlatego, że on nie jest aniołem. Słyszałam, że dziewczyny z jakimi się spotykał zawsze ginęły na kilka dni, a potem wracały odmienione. Jakby były kimś innym.
Usiadłam na łóżku.
- Nie słyszałam tego nigdzie...- powiedziałam zatkana.
Zaśmiała się.
- To nie jest plotka, Rose. Mówię prawdę. Żeby się tego dowiedzieć musiałam nieźle powęszyć, ale jego diler w końcu pękł kiedy zaczęłam mu grozić policją. Martwiłam się o ciebie.
- Jego diler?- zapytałam.
Kim kiwnęła głową.
- Ale on nie bierze narkotyków.
- Już nie, ale wiesz... Ty też kiedyś paliłaś papierosy. Dalej to robisz?
Westchnęłam przypominając sobie noc kiedy złamałam swój zakaz i zapaliłam prawie całą paczkę.
- Nie.- skłamałam.
- Właśnie. On też skończył z tym świństwem.- machnęła ręką - Nie ważne. Muszę cię o coś zapytać.
Poprawiłam się na łóżku.
- Mów.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym co zrobił ci Rick?
Zatkało mnie.








------------------------------------------
Sorry, ale nie mam serio czasu, bo dzisisaj dyskoteka, a ja za 10 minut na korepetycje. Wielkie sorry, ale nie rozpiszę się.
Powiem tyle, że WOW
nie myślałam jak to pisałam i szczerze jak to przeczytałam to... WOW
nie wiedziałam że mam takie zdolności
Kocham was
Olson*.*



JEŚLI CZYTASZ = SKOMENTUJ !!

sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 26

Powoli weszłam do małej kawiarenki w samym centrum miasta. Specjalnie wybrałam taką w której zawsze jest duży ruch, na wszellki wypadek. Zawsze trzeba dmuchać na zimne.
Louis i Zayn siedzieli przy jednym ze stolików i popjali kawę śmiejąc się do siebie co chwilę, wyglądali... normalnie. Nie tego się po nich spodziewałam.
Kiedy mnie zobaczyli przybrali grobową minę, spojrzeli po sobie i zawołali mnie znów się uśmiechając. Westchnęłam i poszłam w ich stronę. Zajęłam swoje miejsce  i patrzyłam na nich, ale przez jakiś czas nikt nic nie mówił.
- Więc...- zaczęłam w końcu nieco poirytowana - Tyle chcieliście mi powiedzieć? Bo jeśli tak to ja chętnie pójdę...
- Nie.- przerwał mi Louis - Zastanawialiśmy się po prostu jak mamy ci to powiedzieć. Bo widzisz...- przerwał i spojrzał na Zayn'a jakby szukał w nim opoki.
- Bo co?- zapytałam poprawiając się na krześle, było strasznie niewygodne.
Zayn westchnął.
- Chodzi o Harry'ego. Wiemy, że się do siebie zbliżyliście i w ogóle...
Na te słowa skrzywiłam się lekko.
- Co?- zdziwił się Louis.
- Dowiedziałam się ostatnio, że mój przyjaciel w zeszłym roku zjadł frytki.- powiedziałam szczerząc do nich obu zęby. Na mojej twarzy zagościł wielki banan.
- Co to ma do rzeczy?- zapytal zdezorientowany Louis.
- No właśnie. Do czego zmieżacie?
Oboje wypuścili powietrze, a mi serce zaczęło szybciej bić. Czułam, że usłyszę coś czego nie chciałam usłyszeć. Znów zaczęłam wiercić się na krześle.
- Co z tobą?- zapytał Zayn marszcząc czoło.
- To krzesło jest niewygodne.- skrzywiłam się - Dobra. Mówcie dalej.
- Więc...- zaczął Louis - Wiemy, że... Dobra, nie wiemy. Kochasz go?
Zaśmiałam się sztywno i nerwowo, ale przestałam kiedy zobaczyłam ich poważne miny.
- Co to za pytanie?- zapytałam.
- Rose, musimy wiedzieć, to poważna sprawa.
- Dobra, macie rację.- westchnęłam - Nawet nie wiem kiedy, ale... tak.- schowałam głowę we włosach trochę zawstydzona.
- Czyli... Kochasz go?- upewnił sie Zayn.
Pokiwałam głową na 'tak', a oni oparli się na krzesłach zawiedzeni.
- Kurwa...- westchnął Louis.
- Właśnie...- zawtórował mu przyjaciel - Rose, sorry, ale jest do dupy. Sytuacja jest poważna, myślę, że on zawiedzie twoje zaufanie. Nie powinnaś mu ufać, kobieto. Powiedziałaś mu jakiś sekret czy coś ważnego?
Znów pokiwałam głową.
Oboje westchnęli.
- Co?- zapytałam w końcu.
- Urwij z nim kontakt, Rose. Nie pisz, nie rozmawiaj, nie odbieraj telefonów. To bardzo niebezpieczne, dla ciebie i dla niego, rozumiesz? - Louis był mega poważny.
- Szczerze to nie rozumiem. - wyznałam - O co wam chodzi?
- Nie możemy ci powiedzieć, Rose.- powiedział Zayn - Postaramy się to załatwić. Na prawdę nie powinnaś mieć z nim jakiegokolwiek kontaktu. Jest bardzo źle. Jesteśmy jego przyjaciółmi i chcemy dla niego jak najlepiej, ale o ciebie też dbamy, pamiętaj. Jeśli go kochasz to nie odzywaj się do niego, nie miej z nim kontaktu, to na prawdę poważne. Zapamiętaj.
- Ale ja pojutrze jadę do Polski, muszę mu powiedzieć.
- Na ile?
- Na dwa tygodnie.
- Super.- ucieszył si głupio Louis, a Zayn dał mu na uspokojenie kopniaka, dość mocnego - To bardzo dobrze, zadzwoń do niego i mu powiedz, skłam coś, że nie będziesz mogła z nim rozmawiać. Rose, od tego zależy bardzo wiele.
- Ale ja nic nie rozumiem!
- Trudno.- rzucił Zayn i wyszedł wraz z kompanem z kawiarenki.











------------------------------------------------------------------
I jak?
Pozdrawiam
Olson*.*



JEŚLI CZYTASZ= KOMENTUJ !!

piątek, 21 listopada 2014

Rozdział 25

Po powrocie z pogrzebu miałam zamiar udać się do Harry'ego, ale tak jak przewidywałam- nie dałam rady. Od razu się położyłam. Harry'ego nie było kilka dni w szkole, ale wysłał mi SMS-a, że coś złapał i żebym nie przychodziła do niego. Przez jakiś czas słuchałam, ale tydzień... i nic? Nawet nie odpisywał na moje SMS-y. Umówiłam się tak jak obiecałam z Zayn'em i Louis'em, bo oczywiście nie dawali mi w szkole spokoju. Ale szczerze to zeszło to na drugi plan bo postanowiłam iść na studia i przyłożyć się do nauki przez co miałam mało czasu na dniach. Miałam wykupiony bilet do polski, do taty. Miałam tam spędzić święta, które swoją drogą wypadały dwa i pół tygodnia potem. Szczerze to nawet cieszyłam się z wyjazdu. Rozmawiałam z tatą przez telefon i chyba ta jego dziewczyna nie wydawała się taka zła jaką ją widziałam. Miała 29 lat więc nie była w moim wieku, co najważniejsze. Tata dalej był od niej duuużo starszy, ale skoro ją kochał to nie miałam nic przeciwko niej. Nawet jej nie znałam, nie chciałam brać przykładu z mamy, która oceniała Harry'ego mimo, że go nigdy nie widziała. A skoro miałam lecieć do polski w poniedziałek, a był piątek to postanowiłam te ostatnie dni przed wyjazdem spędzić z Harry'm.
Przechodziłam właśnie przez ulicę na przeciwko jego domu i ukradkiem zerknęłam na okno od kuchni gdzie mój ukochany smażył naleśniki. Ale nie o to mi chodziło. Nie miał na sobie bluzki, tylko spodnie, nie żeby to nie był wspaniały widok, ale przecież był chory!
Nie mógł się rozbierać do naga i chodzić po domu!
Nie mógł!
Po prostu nie mógł!
Nawet nie pofatygowałam się nawet żeby zapukać, od razu wparowałam do środka i weszłam do kuchni, a on na mój widok mało co nie zemdlał.
- Tak wygląda bycie chorym?- zapytałam jak idiotka, ale zdziwiło mnie to, że dałam radę być spokojna - Paradowanie po domu bez koszulki i robienie naleśników? Nie wydaje mi się.
Ruszyłam z powrotem w stronę drzwi, ale on nie pozwolił mi wyjść.
- Rose, to nie tak. Wyzdrowiałem wczoraj, a dzisiaj Louis musiał iść do pracy i nie miał kto zrobić mi obiadu. To wszystko, tylko dlatego wyszedłem z łóżka. - wyjaśnił. Postanowiłam nie drążyć tematu, mimo, że byłam wściekła. Miałam wrażenie, że chłopak kłamie.
Westchnęłam.
- Czemu nie odpisywałeś na SMS-y i nie odbierałeś telefonów?- zapytałam krzyżując ręce na piersi. Harry popatrzył na mnie z nadzieją, że może jeszcze zmienię temat, ale ja nie miałam zamiaru. Przygwoździłam go do ściany.
- Ehh...- westchnął- Rose, pisałaś mi tylko jak się czuję, a ja nie miałem ochoty się wyżalać jak to mnie głowa boli, albo ile mam stopni gorączki.
Przewróciłam oczami.
- Dobra, przyszłam bo chciałam spędzić z tobą dzień. Chyba nie masz nic przeciwko?- zapytałam głupkowato. Przyszpiliłam go tym do ściany.
- Jasne, że nie.- wydukał.
Oparłam się rękami na biodrach i patrzyłam na niego czy aby nie blefuje, on wciągnął powietrze i trzymał je długo.
- To dobrze.- powiedziałam w końcu, a on odetchnął z ulgą. Ruszyłam do przodu i weszłam do kuchni po czym zajęłam się robieniem naleśników. Zaraz potem loczek też tam dotarł, trochę skołowany.
- Co ty robisz?- zapytał marszcząc czoło.
- Podobno jesteś chory, tak?- zapytałam mierząc go wzrokiem. Patrzył na mnie w ciszy.
- Chyba już nie, szczerze to jeśli tak to wolałbym cię nie zarażać...- zaczął mówić, a ja gdy to usłyszałam to szczerze ręce mi opadły.
- Nie ma mowy kolego.- zaśmiałam się - Skoro już tu jestem to mnie raczej szybko nie wyrzucisz... Będę musiała sama sobie iść.
- Ale...
- Żadne 'ale', Harry.- przerwałam mu - Idź do łóżka, nie możesz tak po prostu stwierdzić, że już wyzdrowiałeś.
Patrzył na mnie chwilę, a w jego oczach widziałam, że się wahał.
- No już.- ponagliłam go.
Dopiero wtedy posłuchał i poszedł wcześniej machając na mnie ręką w taki sposób bym to widziała. Pokręciłam głową z głupim uśmiechem na twarzy i spojrzałam na patelnie.
- Kurwa!- krzyknęłam widząc przypalonego naleśnika.


***


Leżeliśmy z Harry'm pod kołdrą najedzeni do syta, rozmawialiśmy i śmialiśmy się w głos. Chciałam tak bardzo mu powiedzieć, że go kocham. Chciałam mu powiedzieć, że kocham go tak bardzo, że to boli. Tyle chciałam mu powiedzieć, ale bałam się jego reakcji.
Bałam się, po prostu się bałam.
Jestem tchórzem.
- Założę się, że boisz się robali.- zaśmiał się Harry szturchając mnie w ramię i wybudzając mnie tym z transu.
- Szczerze?- zapytałam podciągając sobie kołdrę pod brodę.
- Tylko.- posłał mi kojący uśmiech, a ja znów miałam tak wielką ochotę by zatonąć w jego oczach. Otworzyłam już usta by powiedzieć, że go kocham, ale w porę dałam radę się opanować.
- Kocham...- zaczęłam - insekty.
Tak to wyglądało.
Jestem tchórzem.
Zaraz... już to mówiłam.
Nie szkodzi, powiem jeszcze raz.
Jestem tchórzem.
Ale robali się serio nie boję... :/
Co ze mnie za dziewczyna?! Nie umiem wyznać chłopakowi miłości i nie boję się robali! Coś tu nie gra! To na pewno moje DNA. Już ja sobie pogadam z tatą kiedy się z nim zobaczę... Bo teraz faktycznie on potrzebuje mojej porady przy tym jak się dzieci robi. A przy najmniej córki.
- Serio?- zapytał Harry mrużąc oczy i posyłając mi słodki uśmiech, a ja poczułam potrzebę by dotknąć jego dołeczków.
Serio...
Ze mną serio jest coś nie tak...
- Taak.- powiedziałam rumieniąc się - Jedna z moich wad, pewnie DNA zawiodło.
Chłopak zaśmiał się.
- Przecież to super.
- Tak?- spojrzałam na niego zdziwiona - Nie ściemniaj.
- Mówię serio. Wszystkie dziewczyny boją się robali, jakby te małe żyjątka mogłyby je pożreć żywcem. To tchórze, a ty nie. Ty jesteś inna, wiesz, że to super?
Mów za siebie.
- Taa... Nie sądzę.
Harry zaśmiał się, a potem przybrał grobową minę, jakby coś analizował.
- Myślisz o tym co było ostatnio, tak?- zapytałam po denerwowana. Dziwne, że w ogóle zaczęłam ten temat, nie miałam ochoty wracać do nocy w szopce.
Znaczy...
Często do niej wracałam.
To była najpiękniejsza noc w moim życiu.
Ale zasmucał mnie fakt, że Harry traktował to inaczej ode mnie, dla niego takie rzeczy były na porządku dziennym.
Tym bardziej zasmucał mnie fakt, że niedługo się mną znudzi i zostawi mówiąc, że nigdy niczego dla niego nie znaczyłam. Że byłam tylko zabawką.
Bardzo możliwe było, żeby tak powiedział.
- Taak...- powiedział cicho - Właściwie to o naszej późniejszej rozmowie. Powiedziałaś, że jesteś za głupia na studia, wiesz... Rose, uwarzam inaczej.
- Nie chcę rozpamiętywać przeszłości, Harry. Powiedziałam to bo byłam skołowana. - wyjaśniłam mrużąc oczy by po moich policzkach nie popłynęły łzy. Faktycznie byłam za głupia na studia i dopiero wtedy to do mnie dotarło.
- Ja też nie, Rose.- powiedział cicho obejmując mnie mocno w talii i przyciągając do siebie. Spojrzałam na niego i delikatnie zetknęłam nasze usta ze sobą, ale kiedy miałam zamiar pogłębić nasz pocałunek mój telefon poinformował mnie, że przyszedł mi SMS. Westchnęłam i sprawdziłam go.


'Od:Louis
Gdzie ty jesteś? My z Zayn'em na miejscu, mam nadzieję, że nas nie wystawisz. 
Lou. xx'


Westchnęłam i odpisałam, że już jadę. Wstałam z łóżka nieudolnie bo bardzo mnie ciągnęło do tego żeby jednak z nim zostać i zrobić... cokolwiek. Chciałam być z nim i było mi obojętne co będę z nim robić. 
- Ja muszę już iść.- wydukałam cicho plecami do niego. 
- A-Ale co to było?- zapytał zdziwiony. 
- A czy to ma znaczenie? To przeszłość, nie chcemy przecież oboje rozpamiętywać przeszłości, Harry. - powiedziałam i wyszłam z pokoju, ale gdy zakładałam kurtkę zdałam sobie sprawę z tego, że to mogło brzmieć jak pożegnanie.
Ja nie chciałam się pożegnać. 
Sprintem wróciłam do pokoju i zatopiłam usta w jego słodkich, miętowych wargach. Mocno zacisnęłam powieki i pogłębiłam swój pocałunek. Kiedy w końcu się od niego odsunęłam chciałam krzyczeć. Chciałam by cały świat wiedział, że robię coś czego nie chcę zrobić całą sobą. 
Tak bardzo chciałam zostać w jego towarzystwie. 
Nie chciałam zobaczyć się ani z Louis'em, ani z Zayn'em. 
- Przyjdę jutro.- wyszeptałam i złożyłam na jego ustach pocałunek. Niestety już ostatni tego wieczoru. Potem wyszłam. 







-------------------------------------------------------------------------
I jak? Taki nijaki jak dla mnie. Mój tata już się nie czepia kiedy podchodzę do komputera, ale dalej jest na mnie zły i trochę się dygam siedzieć na internecie dłużej niż godzinę. :/ W każdym razie jeśli wyłapaliście błędy to bardzo przepraszam bo zepsuło mi się pokazywanie błędów ortograficznych. Następny rozdział pojawi się gdy tylko będę miała czas pisać. Do poprawienia zostały mi tylko dwie oceny więc mam go już trochę więcej. :D Kocham was miśki i bardzo przepraszam za to, że mogłam was wystraszyć tym, że 'zawiesiłam' bloga. XD Serio myślałam, że to potrwa trochę dłużej. 
Koffam was
Olson*.*
Aha, piszcie komentarze proszę :**

JEŚLI CZYTASZ= KOMENTUJ

poniedziałek, 17 listopada 2014

:(

kochani mam bardzo bardzo złą wiadomość... Niestety nie wiem skąd, ale ściągnęłam wirusa na mój komputer, mój tata jest na mnie mega wściekły i mam szlaban na internet przez co naprawdę nie mam zielonego pojęcia kiedy dodam, teraz go nie ma, a mi mimo, że został zmieniony system to dalej komputer się zacina :(  bardzo mi przykro, będę się starać pisać, ale sami wiecie... będzie trudno. Ale obiecuję, że to nie koniec bloga, kiedy komputer wyzdrowieje (XD) to pierwsze co zrobię to dodanie rozdziału. Naprawdę baaardzo mi przykro, ale zawaliłam, to okropne. do następnego    Buźki

sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 24

Wparowałam nieco już spokojniejsza na posesję szkoły. Z tego co wiedziałam to Harry lekcje zaczynał za jakieś 20 minut.
Nigdy nie mogłam połapać się w tych wszystkich wykładach. Niektórzy mieli przerwę a inni siedzieli trzy godziny i gnili patrząc na to jak profesor męczy się z komputerem (nie ogarniał elektronicznych dzienników).
Powoli rozejrzałam się po korytarzu, ale jego nie było więc pomaszerowałam pod szafkę Sereny gdzie ona właśnie posępnie wyjmowała książki.
- Cześć.- przywitała się niechętnie.
- No hej.- odpowiedziałam jej - Coś ty taka ponura?
- Moja babcia nie żyje, pewnie w twoim nowym życiu nie ma już miejsca na takie informacje, co? Właściwie to powinnaś przyjść na pogrzeb, ale wiesz... Przyjdź na czas bo na pogrzebach nie jest tak jak w szkole. Tam na pierwszym miejscu nie będziesz ty tylko pożegnanie mojej babci, okay?
O kurwa!
Zapomniałam o jej babci!
Ona mnie zabije!
Byłam w kropce, jak to możliwe, że wyleciała mi informacja o pogrzebie jej babci?! No jak to możliwe?!
- T-To dzisiaj?- zapytałam cicho.
Dziewczyna odwróciła się do mnie plecami i jak najmocniej trzasnęła drzwiczkami od szafki, a potem szybko znów na mnie patrzyła i okay... gdyby wzrok zabijał to wszyscy ze szkoły byliby martwi.
- Tak!- wrzasnęła - Tak to dzisiaj! Nawet mi nie mów, że zapomniałaś!
- Ja nie zapomniałam.- skłamałam - Ja tylko mogłam dać sobie głowę uciąć, że myślałam, że to jutro.
Serena uspokoiła się nieco, a po jej policzku popłynęła samotna łza. Westchnęła, wytarła ją i powiedziała:
- Bardzo mi jej brakuje, Rose.
- Ehh... Nie musisz się tak zamartwiać. Kochała cię, na pewno nie chciałaby żebyś teraz płakała, pomyśl o tym, zawsze była wesoła i rozsiewała za sobą szczęście. Nie możesz płakać.
Zaśmiała się cicho wciąż trzymając jeden rękaw przy oku na wypadek gdyby nagle zaczęło łzawić (chyba, mogło ją też boleć).
- Mówisz jak jakiś naukowiec.
Też się zaśmiałam. Potem złapałam ją za ramię i tak po prostu przytuliłam. Oddała uścisk i zaczęła bawić się moimi czarnymi włosami. Kiedy się od siebie oderwałyśmy zapytałam:
- To jakie są ploteczki na dziś?- zapytałam żywo uśmiechając się szampańsko.
Serena westchnęła, a potem zaczęła wymieniać:
- Claudia i Tommy są parą. Rebeka na wczorajszej imprezie zaliczyła czterech chłopaków, a wśród nich był... uwaga... Woody!
Słysząc to wybuchnęłam głośnym śmiechem. Rebeka miała przesrane, Woody to straszny lamus, w ogóle jak to możliwe, że...
- Nawet nie pytaj jak on się tam znalazł bo to wielki sekret!- zaśmiała się Ser - Ploteczek ciąg dalszy! Midnight została przeleciana przez ... nie pamiętam jak on się nazywa... w każdym razie kapitam drużyny siatkówki. Dziewczyna jest kompletnie zdezorientowana, nawet jej współczuję. Lily się znalazła...- potem mówiła jeszcze coś o tym kto kogo przeleciał na ostatniej imprezie, na której z resztą byłam i nie mam zbytnio dobrych wspomnień z tego 'balu'.
LILY się znalazła! Ale przecież zaginęła!
A ja głupia myślałam, że to miało coś wspólnego z Harry'm.
Kurcze, a jeśli jednak miało? Przecież on prawie się przyznał...
- Gdzie ona jest?- zapytałam nagle, nawet nie pomyślałam o tym, że Serena jest już jakieś cztery plotki dalej.
- Kto?- zapytała zdziwiona moją nagłą zmianą zachowania.
- Lily, przecież zaginęła. Myślałam, że nie żyje, każdy tak myślał... Co z nią się działo przez ten czas
? Nie było jej prawie tydzień, a ja...
- Spokojnie!- przerwała mi Serena przeczuwając, że dostałam słowotoku i najprawdopodobniej nie skończę mówić przez jakiś czas - Uspokój się, ma teraz lekcje. Okazało się, że po prostu pojechała bez słowa. Pozwiedzała sobie trochę i wróciła.
Coś mi tu nie pasowało.
- Ale tak po prostu wróciła do szkoły?- zapytałam niepewnie.
- Jej rodzice są na nią wściekli, właściwie nie mogła siedzieć dłużej w domu bo by go rozniosła...- zaśmiała się - Wiem, bo pytałam. Jest troszkę ponura.
Właściwie to znałam uczucie, które teraz odczuwała dość subtelnie Lily. Tyle, że mnie nie było stać na nic więcej niż leżenie całymi dniami w łóżku i słuchanie ciągłych kłótni całej mojej rodziny. Westchnęłam. Postanowiłam, że pogadam z Lily po szkole. Musiałam z nią pogadać choćby o tym gdzie była i czy była sama.
Ehh...
Byłam zmęczona, nie spałam całą noc, a gdy tylko myślałam o tym co zamiast spać robiłam to...
- Czy ty się rumienisz?- zapytała podejrzliwie Ser. Ocknęłam się w mgnieniu oka i chwilę później moje policzku znów przybrały swoją normalną, bladą barwę.
- Rose?- naciskała na mnie przyjaciółka.
- Nie.- skłamałam - Na dworze jest coraz zimniej, to pewnie dlatego.
- Faktycznie.- zauważyła patrząc w kierunku okna, gdzie zimny wiatr lekko muskał koronę drzewa-
Niedługo będę musiała kupić sobie jakąś kurtkę. Dziwnie się ochłodziło ostatnio.
- Nic dziwnego.- westchnęłam zmierzając korytarzem w kierunku swojej szafki, Serena podążyła za mną - Jest koniec listopada, czego się spodziewałaś? Że będziesz się jeszcze wygrzewać na słoneczku w bikini?- zażartowałam.
- A żebyś wiedziała.- zaczęła się śmiać. Pokręciłam głową z wielkim bananem na twarzy.
- Ehh- ziewnęłam - Jestem wykończona, muszę kupić sobie kawę. Masz przy sobie jakieś pieniądze? Wyszłam szybko w domu i o nich zapomniałam.
- Jasne, nie ma problemu. Dzisiaj ja stawiam. - uśmiechnęła się słodko i powędrowała w kierunku automatu z kawą.
- A nie lepiej iść gdzieś do kawiarni? Dobrze wiesz, że ta kawa jest paskudna.- powiedziałam zaspanym głosem.
Serena popatrzyła na mnie i westchnęła z uśmiechem:
- Kurcze, Rose. Lecisz z nóg, to paskudztwo ci faktycznie mało pomoże.- machnęła ręką na automat, wzięła mnie pod rękę i pomaszerowałyśmy w kierunku wyjścia ze szkoły. Poszłyśmy do pobliskiej kawiarenki gdzie o tej porze siedziało mnóstwo ludzi z naszego liceum. Większość była naturalnie na kacu.
Serena zamówiła dwie kawy a mnie kazała zająć stolik w obawie o to, że biorąc pod uwagę 'wlewających' się do środka ludzi to wkrótce nie będzie gdzie usiąść.
Po chwili przymaszerowała do mnie i wręczyła mi życiodajny napój.
- Co to?- zapytałam.
- Nie mam pojęcia.- zaśmiała się - Poprosiłam o jakąś mocną kawę bo 'moja przyjaciółka leci z nóg i w każdej chwili może upaść na twarz, a wtedy będzie musiała robić operację jej ślicznego noska'.
Zaśmiałam się upijając łyk kawy, była pyszna i mocna.
- Chyba nie jest ze mną aż tak źle, co?- zapytałam.
Serena westchnęła.
- Bywało gorzej. Wyglądasz lepiej niż wtedy na pierwszym roku kiedy nie spałaś dwa dni próbując nauczyć się na egzamin.
Zaczęłam się śmiać.
- Potem już niczego nie odkładałam na ostatnią chwilę. - powiedziałam - Ale opłaciło się, dostałam piątkę.
- Ale kosztem dwóch pał z angielskiego!- Serena wydawała się być jakoś dziwnie szczęśliwa, z resztą po mnie też było widać, że coś się zmieniło. Mimo tego całego zmęczenia. - Spałaś dziś w ogóle?- zapytała.
- Tak szczerze to nie. - powiedziałam wspominając czasy pierwszej klasy kiedy jeszcze się uczyłam, właściwie to dalej mogłam zdobywać dobre oceny, to zależało tylko ode mnie - Wyszłam z domu i poszłam na tą imprezę, ale zabawiłam tam tylko jakieś pół godziny, nic wielkiego. Potem poszłam się przejść i jakoś tak wyszło, że całą noc siedziałam w lesie. - częściowo skłamałam - No a jak wróciłam do domu czekało na mnie już kazanie od całej rodzinki więc...
- Taak.- westchnęła Ser- Rozumiem.
Wzięłam głęboki oddech i chwilę później pośpiesznie opróżniłam kubeczek z kawą bo zdałam sobie sprawę z tego, że za 5 minut zaczyna się mój wykład z fizyki.


***


Harry'ego nie było tego dnia w szkole, postanowiłam nie zakrzątać sobie nim głowy, pomyślałam sobie, że po prostu pójdę do niego do domu i porozmawiamy. Po zajęciach popędziłam pod szafkę Lily gdzie dziewczyna właśnie zakładała bluzę. Widząc mnie chciała się ewakuować, ale nie wiem czemu coś ją powstrzymało.
- Cześć.- powiedziałam zadowolona, moje zmęczenie wracało i czułam, że nie przetrwam godziny bez wypicia kolejnej kawy - Słyszałam, że trochę zwiedzałaś.
Dziewczyna odetchnęła z... ulgą? Tak ja to przynajmniej odczytałam.
- Taak.- powiedziała cicho - Byłam tu i tam.
- Ale czemu? Przecież lubisz to miasto. Nie rozumiem, strasznie się bałam, że to mogło być przez to co słyszałaś ostatnio, nawet...-mówiłam szybko i dość głośno na co dziewczyna nagle wykonała ruch którym powiedziała mi żebym się zamknęła.
- Cicho.- powiedziała biorąc mnie pod rękę i zaprowadziła do parku i dopiero gdy usiadłyśmy zaczęła mówić:
- Lubię to miasto, masz rację.- powiedziała uśmiechając się ciepło do mnie- Szczerze to miało trochę wspólnego z tym co słyszałam, pojechałam bo... bo się bałam, Rose.
Zdziwiłam się.
- Bałaś się?- powtórzyłam cicho.
- Dokładnie. - przytaknęła - Bałam się, że oni wszyscy mogli się dowiedzieć, że ... no wiesz... że słyszałam. Pomyślałam, że gdybym wyjechała to nie wzięliby mnie pod uwagę zastanawiając się kto to był.- wyjaśniła.
Właściwie to było dość jasne.
- Oh.- powiedziałam. - Ja już się bałam, że przeze mnie miałaś kłopoty, że ktoś cię porwał, albo gorzej...
Dziewczyna zrobiła zniesmaczoną minę.
- Nie, daj spokój. Kto niby miałby mnie porwać albo gorzej?- zaśmiała się dziwnie - To nie miało nic wspólnego z tobą, spokojnie, chciałam tylko odpocząć, to wszystko. Strasznie się stresowałam maturą, bo sama wiesz, że w tym roku materiał nie jest jakiś strasznie banalny...
- Jest dość trudny.- przyznałam uśmiechając się tępo.
Potem gadałyśmy jeszcze jakieś 15 minut, ale w końcu niechętnie wstałam i poszłam do domu bo... no kurcze... gdyby to zależało ode mnie to nie poszłabym na ten cholerny pogrzeb, ale Serena mnie potrzebowała. Nie miałam nic do gadania więc ubrałam swoją czarną sukienkę, jakieś czarne rajtuzy, czarną, skórkową kurtkę i do tego moje kochane czarne trampki. Włosy rozpuściłam, ale nie dlatego, żeby wyglądać lepiej tylko na dworze serio było zimno a ja nie miałam żadnych odświętnych czarnych ubrań i wystroiłam się w krótką sukienkę. Zawsze było mi cieplej kiedy miałam rozpuszczone włosy toteż włosy wyprostowałam żeby były cieplejsze (ach te moje pomysły). Kiedy wychodziłam mama zapytała się mnie:
- A ty dokąd?
- Babcia Sereny nie żyje, idę na pogrzeb.- odparłam grzecznie, nie chciałam się kłócić, nie byłam w stanie, wiedziałam, że gdy wrócę nawet nie przyjdzie mi do głowy by iść do Harry'ego. Od razu położę się spać.
- Kłamiesz.- oznajmiła niechętnie.
- Nie, wcale nie. Pogrzeb zaczyna się za pół godziny, muszę wyjść teraz jeśli chcę zdążyć. Ser jest załamana, jeśli nie pozwolisz mi iść stracę przyjaciółkę. Mnie też nie jest na rękę iść tam, nienawidzę patrzeć na ból, ale nie mam za bardzo wyjścia. Masz coś do tego żebym wspierała przyjaciółkę?
- Oczywiście, że nie.- westchnęła najwyraźniej zadowolona z faktu, że nie idę z wizytą do Harry'ego - Idź.
Więc poszłam.









-----------------------------------------------------------
Jak rozdział?? :D Mnie się bardzo podoba, zwłaszcza dlatego, że nic szczegółowego się nie działo XD Liczę na komentarze tak liczne jak pod ostatnim rozdziałem :** jesteście cudowni, koffam was całym swoim serduszkiem. Sama jestem pod wrażeniem, że tak szybko dodałam, a tak właściwie to zaczęłam pisać dopiero dzisiaj więc... wow
samą siebie zaskoczyłam :D
Do następnego
dziękuję za miłe komentarze <3
Olson*.*
P.S. Zauważyliście jak blisko jesteśmy 2 tysięcy wyświetleń?? ^^ ale sie tym jaram XD


JEŚLI CZYTASZ= KOMENTUJ !!

środa, 12 listopada 2014

Rozdział 23

Wypadłam biegiem z szopki i sunęłam podskakując i jednocześnie zapinając spodnie w stronę samochodu Harry'ego. Zaraz za mną biegł i on ponieważ słyszał dokładnie całą moją rozmowę z Kim. Wpadłam do samochodu, a zaraz za mną Harry. Szybko odpalił silnik i ruszył szybko przed siebie.
- Uważaj! Nie musisz jechać aż tak szybko!- krzyknęłam kurczowo opierając się o deskę rozdzielczą- Zwolnij wariacie!
Chłopak skręcił szybko, a mnie żołądek podszedł do gardła bo już myślałam, że samochód nie wytrzyma. Szczerze to myślałam, że wpadniemy w poślizg biorąc pod uwagę tę 'wspaniałą' pogodę. Chwilę potem byliśmy w mieście i jeśli jechalibyśmy normalnie to dotarlibyśmy na miejsce w 5 minut.
- Harry, serio, znij.- poprosiłam patrząc na niego, ale on nawet nie wykazał, że słyszał co do niego mówiłam. - Harry, to nie jest daleko, nie musisz tak pędzić...- ciągnęłam - Harry!- wrzasnęłam w końcu, a on na mnie spojrzał bez zrozumienia.
- No co?- zapytał idiotycznie.
- Zwolnij, okay? O nic więcej teraz nie proszę.
- Ale...
- Żadne 'ale'!- przerwałam mu - Masz zwolnić czy ci się to podoba czy nie!
Chłopak pokręcił głową po czym zwolnił. Jechaliśmy jakieś 60km/h co było dosyć w porządku. Nie pędziliśmy już 150...
Westchnęłam i spojrzałam na niego.
- Dziękuję.- powiedziałam w końcu. Chłopak kiwnął głową na 'tak' i skręcił przed dom Kim. Zatrzymał się i czekał aż wysiądę. Przysunęłam się w jego stronę i trąciłam go ramieniem, ale on ani drgnął.
- Harry?- zapytałam cicho.
- Hymm?- mruknął zamiast odpowiedzi. Westchnęłam cicho i odwróciłam jego twarz do mojej, a potem nie czekając na pozwolenie złączyłam nasze usta w pocałunku. Było w tym trochę pośpiechu ale nic nie mogłam poradzić na to, że moja mama miała ochotę by mnie wypatroszyć. Nie wiem czemu, ale miałam wrażenie, że chłopak był na mnie zły.
- Harry?- zapytałam cicho nie przerywając pocałunku.
- Tak?
- Muszę ci coś powiedzieć... Coś ważnego...
No i wtedy przestał i patrzył na mnie uważnie, a mnie serce podeszło do gardła bo zdałam sobie sprawę z tego, że za kilka sekund moje życie może się po prostu zawalić. I nigdy nie powstać z powrotem. Ale co gorsza bałam się, że stracę jego zaufanie na zawsze, jeśli takowym mnie darzył.
- Słucham.- popędził mnie.
- Ja... Ja nie wiem jak mam ci to powiedzieć.- uciekałam przed jego wzrokiem, nerwowo poprawiłam grzywkę i patrzyłam w dół - Wszystko się pokomplikowało, właściwie sama się na to zgodziłam, ale byłam na ciebie wściekła... Ja... Wydaje mi się, że nic już nie będzie takie jak wcześniej, dzisiaj czy wczoraj, Harry.
Niechętnie zmierzyłam się z jego wzrokiem, patrzył na mnie uważnie nic nie rozumiejąc.
- Wytłumacz.- nakazał.
Kiwnęłam głową i znów zaczęłam mówić. Nie chciałam przestawać.
- Ja... Ohh... To wszystko takie niesprawiedliwe - zaklęłam cicho - Ja... Wyjeżdżam.
Spojrzałam na niego z zaszklonymi oczami.
- Na długo?- zapytał.
- Na zawsze...- spojrzałam na niego, był w kompletnej kropce - Do taty, mama jest w ciąży, niedługo w domu nie będzie miejsca dla nas wszystkich, ktoś musiał jechać do ojca.
- Ale czemu tym kimś masz być akurat ty? Masz dwoje rodzeństwa do cholery!- krzyknął wściekły i mocno uderzył w kierownicę na co ja podskoczyłam w miejscu.
- Mnie nic tu nie trzyma, Sam ma Emma'ę, Brook studia, a ja? Co ja mam tutaj na tyle ważnego by zostać? Ja nie mam nic, Harry.
Chłopak rozwścieczony złapał mnie za ramiona i zaczął trząść mną jak lalką. Byłam przerażona, bałam się go.
- Rose! Masz tu wszystko! Rodzinę! Przyjaciół! Mnie! A co ze studiami?! Gdzie będziesz studiować kiedy wyjedziesz?!
- Ne bądź śmieszny.- powiedziałam przełykając ślinę nerwowo - Jeśli skończę liceum to będzie cud. Studia to coś co mnie nigdy nie czeka, Harry. Jestem na nie za głupia.
- Nie Rose! Nie! - krzyknął - Nie możesz wyjechać ani teraz ani nigdy! Masz przyjaciół którzy cię potrzebują! Jeśli nie pójdziesz na studia zmarnujesz sobie życie!
- Co jak co, ale życie zmarnowałam sobie już dawno temu, Harry. Teraz mam do wyboru albo życie marne albo śmierć, a mnie nie odpowiada żadna z tych opcji. Po prostu jestem nikim, dobija mnie myśl, że muszę to teraz zaakceptować.
- Mnie pasuje bycie nikim bo wtedy wiem dla kogo naprawdę coś znaczę. - wymamrotał pod nosem patrząc tępo na drogę przed nami.
- Dla kogo?- zapytałam cicho - Jeśli dla kogoś coś znaczysz to ta osoba nie pozwoli ci zmarnować sobie życia. Gdybym miała możliwość iść na studia to bym poszła.
Chłopak spojrzał na mnie po czym ujął moją dłoń.
- Ja swoje życie zmarnowałem, twojego nie pozwolę.
Powoli wyślizgnęłam swoją rękę i wysiadłam z samochodu, a kiedy odwróciłam się wóz ruszył z piskiem opon i już po kilku sekundach Harry zniknął za zakrętem.
Nagle z budynku w którym mieszkała Kim wybiegła moja siostra, podniecona i zadowolona.
- Czy to był Harry Styles?- zapytała uroczo.


***


- Ten chłopiec to rozrabiaka, nie jest dla ciebie odpowiedni, Rose.- mówiła moja mama chodząc w kółko przede mną. Ja siedziałam sztywno na kanapie i patrzyłam w tylko mnie znany punkt.
- Słyszałem, że był już w więzieniu, jeśli to prawda to na pewno trafi tam znowu. - powiedział Sam, który akurat siedział obok mnie. Brook z kolei siedziała po mojej drugiej stronie i w ten oto piękny sposób nie mogłam się ruszyć z miejsca. Byłam zmuszona słuchać ich wywodów. Westchnęłam.
- Pewny jesteś?- zapytałam ironicznie. Sam obdarzył mnie spojrzeniem 'nienawidzę cię' i spojrzał na mamę spojrzeniem 'powiedz jej coś'. Mama oczywiście musiała go posłuchać.
- Jak ty się zwracasz do starszych?!- krzyknęła rozdrażniona. - Gdzie szacunek?!
- A co z szacunkiem dla mnie?!- odpysknęłam jej wkurzona - Nie mam już nawet prawa widywać się z kim chcę?! Jakoś do Niall'a i Kim nic nie macie!
- Bo Niall i Kim nie piją, nie ćpają i nie jeżdżą na nielegalne wyścigi samochodowe!
Słysząc to wybuchnęłam śmiechem.
- Żebyście się nie zdziwili!
- Z resztą- wtrąciła się Brook - Widywać możesz się z kim chcesz, ale to co widziałam w samochodzie przechodzi chyba przez granicę koleżeństwa.
Załamałam się.
Jak Brooklyn mogła mi to zrobić?!
Moja matka patrzyła na mnie przerażona.
- Ty chyba z nim nie...
- Mamo!- krzyknęłam błagając ją by przestała mnie osądzać o rzeczy o których nie ma pojęcia.
- Spokojnie, tylko się całowali.- zaśmiała się Brook przedrzeźniając moje pocałunki - Od tego raczej nie będziesz mieć wnuków.
- Brooklyn zamknij się!- podniosłam głos na siostrę, ale ona dopiero się rozkręcała.
- I z tego co widziałam to nasza kochana Rossie zaczęła!
Spojrzałam na mamę, która kiwała głową na 'nie' z dezaprobatą.
- Rose... Nie mogę cię wcale poznać ostatnio. Jesteś jakaś taka inna i nieobecna, w ogóle cię nie obchodzimy, masz nas gdzieś, nie podoba mi się to.
Spojrzałam na zegarek. Była godzina 8.47, a ja do szkoły miałam na 9.15 z racji tego iż musiałam jeszcze porozmawiać z Harry'm przed zajęciami.
- Cóż... wychodzi na to, że porozmawiamy o tym kiedy wrócę ze szkoły bo teraz muszę iść się edukować. - powiedziałam z uśmiechem. Byłam wybawiona i ten jeden raz cieszyłam się z tego, że idę do szkoły.
- Oooo... nie.- powiedziała moja matka - Nigdzie nie pójdziesz. A przynajmniej nie wypuścimy cię stąd dopóki nie uznam, że ten temat jest już kompletnie wyczerpany. A na to się na razie nie zapowiada.
Brooklyn głupio się uśmiechnęła, a mnie naszła ochota żeby tak ją wziąć i poddusić. Oczywiście bym ją chętnie zabiła, ale nie za bardzo podoba mi się myśl, że potem będę musiała siedzieć w więzieniu z racji tego, że miałabym dwóch świadków.
Postanowiłam się więc opanować.
- Ale o czym ty chcesz jeszcze rozmawiać?- zapytałam zażenowana.
- Czemu nie było cię w nocy w pokoju kiedy powiedziałaś Sam'owi, że idziesz spać?- zapytała mama podpierając się o biodra rękoma.
Czułam się jak na komisariacie.
- Mam ci się wyspowiadać?- zapytałam ze śmiechem.
- Jeśli będzie trzeba...- westchnęła.
Pomyślałam sobie, że byłby to dobry moment by wypomnieć jej to iż jest w ciąży z adwokatem, który prowadził jej sprawę rozwodową, ale... to jednak moja matka i jakoś nie za bardzo podobała mi się wizja doprowadzania jej do płaczu.
- Emm... poszłam na imprezę... Z Harry'm. - powiedziałam po części prawdę, no bo... kurcze... byliśmy w końcu na imprezie.
Mama westchnęła.
- Znowu ten Harry!- krzyknęła poirytowana
- Co ci w nim nie pasuje?!- oburzyłam się.
Matka nie miała prawa osądzać kogoś kogo nie znała, nawet Harry'ego.
Ja doskonale wiem, że Harry miał niezbyt dobrą reputację, kogo byś nie zapytała to by powiedzieli, że nie jest to ktoś interesujący i od takich trzeba się trzymać z daleka, ale nie był jakiś bardzo straszny. Znaczy...
Nie było tak jak można było sobie wyobrazić.
- Wszystko, Rose! Wszystko mi w nim nie pasuje! Ma mnóstwo tatuaży, jest nieodpowiedzialny i zapewne sypia z kilkoma dziewczętami jednej nocy! - wykrzyczała moja matka pełna furii. Chciałam ją wtedy spoliczkować.
- Nie masz prawa mówić tak o osobie o której nic nie wiesz.- wyszeptałam - On może ma złą reputację, ale tak na prawdę jest miły i ma uczucia. - spojrzałam jej w oczy i wysyczałam: - On też ma uczucia i jego też może dotknąć to co właśnie o nim powiedziałaś.
- Masz zakaz widywania się z tym chłopakiem, Rose! Jeśli zobaczę cię w jego towarzystwie choć jeden raz to słowo daję, że natychmiast pojedziesz do ojca do Polski!
- Mamo!- krzyknęłam zrywając się z kanapy - Nie masz prawa zabraniać mi się z nim widywać! Mam już 18 lat, nie jestem dzieckiem!
- Co cię tak do niego ciągnie, że nie możesz mnie po prostu posłuchać?!- oburzyła się moja rodzicielka.
Czułam, że zaraz wybuchnę więc wykrzyczałam najgłośniej jak tylko potrafiłam:
- KOCHAM GO! KOCHAM! OKAY?! KOCHAM JAK TY NIGDY NIKOGO NIE KOCHAŁAŚ! I NIE ZAKAŻESZ MI SIĘ Z NIM WIDYWAĆ, NIE MASZ DO TEGO PRAWA!
Wszyscy patrzeli na mnie oszołomieni, ale nie dlatego, że krzyczałam jakoś strasznie głośno, po prostu nie spodziewali się tego, że wykrzyczę nagle iż kocham Harry'ego Styles'a, chłopaka, który prawdopodobnie nawet nie wie co znaczy słowo 'miłość'.
- Mam nadzieję, że ten temat już został wyczerpany. - powiedziałam, podniosłam swój plecak i wyszłam z domu w kierunku szkoły.







---------------------------------------
Więc mamy już rozdział 23 :D mam nadzieję, że się spodobał. Ostatnio strasznie nie chce mi się pisać, więc nie miejcie mi za złe tego, że dodaję jakoś strasznie wolno. Po prostu mam masę nauki i strasznie dużo rzeczy do zaliczenia i nie wyrabiam. Jeszcze raz proszę o zostawienie komentarza jeśli ktoś to czyta. Nawet głupia kropka. Można komentować z anonima więc to chyba nie jest jakiś straszny problem.

JEŚLI CZYTASZ= ZOSTAW KOMENTARZ 

piątek, 7 listopada 2014

Uwaga!!

hejka ptaszki!! mam wiadomość!! ZAWIESZAM BLOGA!!
hahah, nie no dobra, żartuję, chodzi o to, że jestem gotowa na to żeby dodawać rozdziały co jakiś wyznaczony czas a chodzi o to, że nie mam go wiele, a jak napiszę, że *jakaś liczba* komy= rozdział  to zawsze będzie tyle komów zanim wezme sie do pisania, na razie proponuję, że może będę dawać rozdziały co jakieś 1,5 tygodnia z czego wynika, że w przyszłą sobotę powinnam dodać rozdział, ale jeśli napiszę go wcześniej to dodam go wcześniej, rozumiecie? Chodzi o to, że NAJPÓŹNIEJ będę dodawać 1,5 tyg od dodania poprzedniego. Nie wiem czy rozumiecie. Jeśli tak to napiszcie w kom czy to dobry pomysł, i wgl piszcie pod tym kom jeśli czytacie bo MUSZĘ wiedzieć ile jest was mniej więcej, oki?
Nie zawieszam bloga i nie zrobię tego! jeśli 1,5 tyg od poprzedniego rozdziału nie będzie następnego to znaczy, że albo nie żyję, albo mam szlaban na internet lub też wgl go nie mam ( to zdarza się u mnie bardzo często XD )


JEŚLI CZYTASZ= ZOSTAW KOMENTARZ!!

środa, 5 listopada 2014

Rozdział 22

UWAGA!! ROZDZIAŁ POSIADA TREŚCI 18+, WIĘC TRZYMAJCIE MONITOR Z DALEKA OD RODZICÓW BO POTEM BĘDZIE PROBLEM ;)


Rose's P.O.V
- Harry!- krzyknęłam przerażona. - Harry pomóż mi! 
Osiłek leżący nade mną uśmiechnął się głupio, a mnie przeszły ciarki. Był w moim wieku, ale... Nikogo w moim wieku się tak nie bałam. Nachylił się nade mną i pocałował mnie w policzek na co ja splunęłam mu w twarz. 
- Ty suko!- krzyknął przecierając oczy. Szybko wyminęłam go i pędem podbiegłam do drzwi i zaczęłam je szarpać.
- Harry! Harry!- krzyczałam próbując opanować zbierające się w moich oczach łzy. Chłopak po drugiej stronie walnął w przeszkodę (drzwi) i odkrzyknął:
- Rose, nic ci nie zrobił?!
- Nie...- załkałam - Jeszcze nie. 
Odwróciłam się i zobaczyłam jak tamten rozwścieczony idzie w moim kierunku. Oparłam się o ścianę obok drzwi.
- Idzie tu! Harry! Zrób coś! - krzyczałam i mało brakowało do tego bym się rozpłakała. Facet złapał mnie w talii i przerzucił przez ramię. - Harry! Harry! Boję się! 
- Zamknij się!- krzyknął na mnie dryblas i mocno ścisnął moje nogi, miałam wrażenie, że zmiażdżył mi mięśnie. Zaczęłam się drzeć najgłośniej jak tylko umiałam. Miotałam się i biłam go po plecach i pośladkach ale to nic nie dawało. W końcu rzucił mnie na łóżko i zaczął rozpinać pasek spodni, a ja nerwowo przełknęłam ślinę. 
Z nadzieją spojrzałam na drzwi.
- Harry, błagam! 
- Już za późno i dla ciebie i dla niego.- zaśmiał się ten dekiel i próbował zdjąć mi majtki, ale ja szarpałam się najszybciej jak tylko umiałam.
- Zostaw mnie!- krzyknęłam - Puść! Harry!
Chłopak przygniótł moją nogę i słowo daję, że bolało tak mocno, że śmiało mogłam powiedzieć, że mi ją złamał. 
I nagle zawiasy puściły, a Harry rzucił się na to... coś co chciało mnie zgwałcić. Szybko go powalił i uderzył tak mocno, że tamten stracił przytomność. Patrzyłam na to przerażona. Harry spojrzał na mnie i wgramolił się na łóżko obok mnie. Przez chwilę patrzyłam na nieznajomego który leżał nieprzytomny na podłodze, przełknęłam ślinę i wtuliłam się w tors Harry'ego.
- Tak bardzo się bałam...- załkałam, a on pogładził mnie po głowie - Myślałam, że nie zdążysz...
- Tak...- westchnął - Ja też. 
- Nigdy więcej mnie nie zostawiaj, Harry. Obiecaj. 
Podniosłam wzrok i patrzyłam mu w oczy z nadzieją, a w jego oczach widziałam smutek. 
- Obiecaj.- załkałam - Błagam. 
- Obiecuję.- powiedział w końcu, wtuliłam się w niego jeszcze mocniej i tym razem objęłam go w pasie, pomagało. Strach znikał.
- Czuję się taka bezpieczna...- wyszeptałam - Wiem, że to głupota, ale zabierz mnie stąd. 
Podniosłam głowę i znów na niego spojrzałam. Patrzył na mnie zdziwiony i  zaciekawiony. Dotknęłam jego loków i prawie się rozpłynęłam. 
- Dobrze, ale dokąd?- zapytał.
Musnęłam jego wargi, mają taki niesamowity smak. Kurcze, wyglądają jakby smakowały malinami, a ja tymczasem czuję miętę. 
- Nad jezioro, tam gdzie byliśmy ostatnio. 
- Dobrze.- uśmiechnął się do mnie ciepło. Odwzajemniłam uśmiech. 
- Dobrze.- powtórzyłam.
Chłopak dał mi całusa, krótkiego, ale mi to wystarczyło bo wystarczyło, że się uśmiechał, nie musiał mnie całować. Uspokajało mnie patrzenie na jego dołeczki. Też go pocałowałam, szybkie, urocze pocałunki, które zakończył całusem w nos. Zaraz potem wstaliśmy.


***


Droga trwała nieubłaganie długo. Może to dlatego, że dopiero wtedy zaczęło do mnie docierać co się stało. Nie płakałam, może wyczerpałam zapasy łez, fajnie by było. Harry kilkakrotnie próbował mnie zagadać, ale rozmowa się nie kleiła. 
Nagle mnie oświeciło. 
- Czemu nie zawiązałeś mi oczu?- zapytałam nagle, jakby impulsywnie co sprawiło, że Harry się... zdziwił. Odwrócił wzrok w moją stronę i poprawił się na siedzeniu jakby nagle przestało być wygodne. 
- Nie wiem.- westchnął w końcu - Nie umiałem, nie chciałem... 
- Nie umiałeś czy nie chciałeś?- dociekłam. Może byłam zbyt nachalna, ale w tamtej chwili miałam to w nosie. 
- A co to za różnica?- zapytał jakby zdenerwowany. 
- Dla ciebie może żadna, ale dla mnie wielka, Harry. - powiedziałam i znów wgapiłam się w pustą drogę przede mną. - Jeśli nie chcesz mówić to nie mów. 
- Rose...- westchnął zrezygnowany. 
Odwróciłam się w jego stronę i mruknęłam pytająco. Patrzył mi chwilę w oczy, ale potem znów zajął się drogą. Zrobiłam to samo. 
- To nie tak jak się wydaje. - powiedział skręcając w prawo. Właściwie nie patrzyłam na drogę, miałam gdzieś to gdzie znajduje się jeziorko. Byłam zawiedziona. 
- Jasne.- mruknęłam. 
- Serio chcesz się kłócić o to czemu nie zawiązałem ci oczu jakąś brudną szmatką?- zapytał stając przed lasem. Otworzyłam sobie drzwi i ruszyłam w jego stronę. Słyszałam jak Harry trzaska i biegnie za mną, ale miałam to gdzieś. 
- Rose!- krzyknął za mną. - Serio o to chcesz się wkurzać?
- Nie, nawet nie chcę się kłócić.- westchnęłam w pustą przestrzeń - Po prostu wpienia mnie fakt, że nie chcesz powiedzieć mi prawdy. Tyle. 
- A niby skąd przypuszczenie, że kłamię?- zapytał zastawiając mi drogę. Spojrzałam na niego jak na skończonego idiotę, którym z resztą był. 
- A niby czemu miałbyś nie kłamać?- zapytałam poirytowana - Jesteś w końcu Harry Styles, znany z kłamstw, przestępstw i jedno nocnych znajomości z żeńską częścią szkoły więc czemu miałbyś nie kłamać? 
- Wyszło szydło z worka!- zaśmiał się głupio - O to ci chodzi! Uważasz, że przespałem się z tyloma dziewczynami! A co w tym złego?
Ruszyłam przed siebie i dotarłam na pomost, wyglądał ślicznie, tak jak go zapamiętałam ostatnio. Harry znów zastawił mi drogę. 
- Zadałem ci pytanie, Rose.- powiedział twardo. 
Moja cierpliwość się skończyła.
- Kompletnie wszystko jest w porządku! - krzyknęłam - Jestem pewnie tylko następną dziewczyną, którą przelecisz, ale co tam! Nie ma w tym nic złego! Bawisz się uczuciami tych dziewczyn, ale masz rację, nie ma w tym nic złego! Masz rację! Przyznaję!
Chłopaka zatkało.
- Ale...- jęknął.
- Daj już spokój, Harry. Mam dość, zniosłam dziś za dużo, a kłótnia z tobą nic nie pomoże, tego jestem pewna. - powiedziałam sucho. Nie było w tym uczuć.
- Dobra, to co chcesz dziś robić?- zapytał próbując się uśmiechnąć, ale średnio mu wyszło przez co jego usta wykrzywiły się w grymasie jakby zobaczył świnię tarzającą się w gównie. Wybuchnęłam głośnym śmiechem co rozluźniło atmosferę. Harry czuł się niezręcznie, ale zaraz potem wypuścił długo wstrzymywane powietrze i zapytał:
- Możemy zapomnieć o tej rozmowie?
Pokiwałam głową dusząc śmiech.
- Co cię tak bawi?
- Nie obraź się, ale ty.
- Ja?
- Ty.
- Czemu?
- Bo jesteś śmieszny.
- Nie jestem, ja jestem przerażający.
- Wcale nie.
- Wcale tak.
- Znowu kłamiesz.
- Oskarżasz mnie o kłamstwo?
- Uważam, że łżesz.
- Taak?
- Taak.
Harry wydął usta i zaraz potem rzucił się na mnie gilgocząc mnie wszędzie gdzie się dało. Zaniosłam się głośnym, niepohamowanym śmiechem próbując nieudolnie zrzucić z siebie Harry'ego, ale oczywiście nie dałam rady. W końcu wyszło na to, że przeturlaliśmy się na samą krawędź pomostu i, jak przeczuwałam, wyszło tak, że Harry leżał na mnie, a nie na odwrót. Chciałam by było na odwrót. Miał nade mną przewagę co mnie nie ukrywam trochę wprawiało w obłęd (czyt: strach). Ale dalej oboje się śmialiśmy co mnie rozluźniało.
- Harry?- zapytałam nagle.
- Hymm?- mruknął zakładając mi kosmyk włosów za ucho. Powoli przełknęłam ślinę i zaczęłam się zastanawiać czy powinnam o to pytać.
- Skąd on cię znał?
- Kto? Richard?- zapytał zdziwiony - Nigdy się nie lubiliśmy. Poznał mnie z nim Louis jakieś 2 lata temu, od razu nie przypadliśmy sobie do gustu.
- Och... Ale chyba nie przez ciebie chciał mnie porwać, tak?- zapytałam niepewnie, ale zaraz potem rozluźniłam się widząc minę Harry'ego.
- Porwać?- powtórzył.
- Noo tak. - westchnęłam - Powiedział, że musi mnie gdzieś zabrać, a dopiero jak zaczęłam cię wołać się rozmyślił i postanowił... -przełknęłam nerwowo ślinę - no wiesz...
Oczy mi się zaszkliły, a Harry poprawił moje włosy, które wpadły mi do oczu. Pokazał mi palcem bym była cicho i powiedział:
- Nie płacz, tu ci nic nie grozi, Rose. Nie ze mną.
Pokiwałam szybko głową i patrzyłam na niego, rozglądał się po lesie jakby się bał, że coś w nim jest. Położyłam głowę na deskach i westchnęłam.
- Harry?- zapytałam.
Spojrzał na mnie, a ja się uśmiechnęłam, odwzajemnił mój uśmiech i powoli zaczął przybliżać twarz do mojej. Jednak zatrzymał się jakieś 2 centymetry od moich warg jakby się zastanawiał, ale ja nie czekałam i szybko pokonałam tą odległość. Może jestem głupia (nie może tylko na pewno), ale wydawało mi się, że nasze wargi idealnie do siebie pasują. W pocałunkach był lekko wyczuwalny pośpiech, jakby wszystkiego było dla nas za mało.
Czułam w nich pożądanie, dziwne jak na mnie, to było zupełnie inne niż to, które czułam u Rick'a.
Harry odsunął twarz i patrzył na mnie uważnie.
- Co my robimy?- zapytał zdziwiony. Próbowałam przyciągnąć jego twarz, ale był spięty i nawet nie drgnął.
- Nie mam pojęcia.- wyszeptałam z uśmiechem - Ale podoba mi się to, Harry.
- Nie możemy.- powiedział i próbował wstać, ale nie pozwoliłam mu. Zatrzymałam go swoim wzrokiem, nie mięśniami. Patrzyłam na niego jakbym chciała mu coś powiedzieć, więc spojrzał na mnie jeszcze.
- Harry?- zapytałam.
- Tak?
- Ufam ci.
Te słowa kompletnie zbiły go z tropu, niby takie tam zwykłe, krótkie dwa słówka, a jednak wstrząsnęły kimś takim jak Harry Styles.
Patrzył na mnie pytająco, a ja wyjaśniłam:
- Wcześniej tego chciałeś, ale ja ci nie ufałam i nie byłam na to gotowa. Teraz ci ufam.
- A jesteś gotowa?- dopytywał.
Pocałowałam go delikatnie w usta i wyszeptałam mu do ucha:
- Jak nigdy.
Powoli znów go do siebie przyciągnęłam i nasze wargi znów się zetknęły, tym razem delikatniej i poważniej. Harry wśliznął swoje dłonie pod moją koszulkę, a mnie przeszły ciarki, ale nie z przyjemności.
Chłopak wyczul to i odsunął się.
- Coś nie tak?- zapytał.
- Nie, nie...- pokręciłam głową trochę za szybko- Ja tylko... Znaczy... Chyba nie chcesz tego robić tutaj, tak?
Harry znów mnie pocałował, po czym wziął mnie na ręce jakbym nic nie ważyła. Przytulałam go do siebie zdenerwowana.
- Rose, złotko.- powiedział uśmiechając się do mnie- Ty mnie chyba nie znasz.
Odwzajemniłam uśmiech i wtuliłam się w zagłębienie w jego szyi.
- Na to liczę...- westchnęłam co spowodowało, że poczułam jak Harry uśmiecha się na te słowa. Chłopak zaniósł mnie do jakiejś małej chatki, pewnie była jego zważając na to, że miał do niej klucze, ale nie zapytałam go o to.
Kiedy tylko weszliśmy do środka wszystko poszło szybko. Znów zaczęliśmy się całować, ja zaczęłam ściągać ubranie, on zaczął ściągać swoje. Jak w bajce, gdyby nie brać pod uwagę tego, że w bajkach nikt się nie rozbiera.
Kiedy byliśmy w bieliźnie Harry wyszeptał mi do ucha:
- Jesteś piękna.
Na co ja oczywiście musiałam się zarumienić.
Szczerze to nie wiem skąd ani dlaczego, ale Harry ma lepszą wprawę w rozpinaniu stanika niż ja. Trochę żenujące. Przynajmniej dla mnie. Nie czułam się przy nim naga, a raczej akceptowana.
Sama 'akcja', że tak to nazwę była dość... bolesna. Ale obawiałam się tego biorąc pod uwagę to, że mój pierwszy raz był jaki był. Strasznie bolało i przeszłam przez to tylko dlatego, że Harry mnie przytulał za każdym razem gdy bolało co sprawiało, że całkiem zapominałam o tym, że przecież mnie boli. Pod koniec zaczął przyspieszać, ale wcześniej upewnił się czy już nie sprawia mi tym bólu, a ja oczywiście skłamałam mówiąc mu, że nie. Bolało dalej, ale już dużo, dużo mniej. Czułam się przyjemnie w jego ciepłych objęciach. Doszliśmy w tym samym czasie, a potem zaczęliśmy rozmawiać. Tak po prostu. Co chwilę się śmialiśmy, było przyjemnie. Tuż nad ranem zadzwoniła do mnie Kim.
- Tak?- odebrałam z uśmiechem wtulając się mocniej w tors Harry'ego. Chłopak pogłaskał mnie po włosach, a ja uśmiechnęłam się błogo.
- Rose? Gdzie ty jesteś?- Kim mówiła zaniepokojona.
- Spokojnie... Ja... poszłam na imprezę.- powiedziałam, właściwie to nie skłamałam.
- Jakie spokojnie?! Twoja matka dzwoniła do mnie czy jesteś u mnie! Powiedziałam, że tak, a ona na to, że za pół godziny po ciebie przyjeżdża! Zapierdalasz tutaj, i to biegiem!
Tęczówki mi się rozszerzyły.
- Dobra, dobra, zaraz tam będę.








----------------------------------------------------------------------
Wiem, że dałam plamę, miałam dodać jak mogłam najszybciej, ale jakoś ciężko mi się było zabrać do tej całej końcówki, bo... no kurcze, nie umiem pisać scen 18+ co zresztą widać bo wyszła wielka KUPA -.-
Wielkie dzięki za komentarze pod ostatnim rozdziałem bo zachęciły mnie do pisania, a dla gosi mam jedną zasadniczą uwagę:
Nawet jeśli napiszesz 1000 komentarzy to ja i tak uznam je za jeden -.-
Ten zboczuch zachęcał mnie do pisania i jestem ci za to wdzięczna jak to ty napisałaś 'piepsznąć cię?!', szczerze mnie to bardziej rozśmieszyło niż wystraszyło XD
Koffam was
Olson*.*
NASTĘPNY ROZDZIAŁ= 3 KOMENTARZE
P.S. te od gosi liczone są jako jeden