czwartek, 25 września 2014

Rozdział 16

Obudziłam się w sypialni Harry'ego i pierwsze co zobaczyłam to wielki bandaż na swoim ramieniu. Każdy ruch, dźwięk i wszystko sprawiało, że chciałam wymiotować z bólu, ale nie przeszkodziło mi to w tym by zacząć cicho szlochać.
Kurwa!
Jak bolało!
Nie chce mi się o tym pisać, czułam się źle, kropka.
Powoli usiadłam na łóżku i zakryłam twarz dłońmi.
Nad uchem usłyszałam ciche chrząknięcie, był to oczywiście Harry. Kiedy na niego spojrzałam chciałam się rozpłynąć, ale było mi tak wstyd, że od razu spuściłam wzrok.
- Czemu to sobie zrobiłaś?- zapytał łagodnie.
- Nie wiem...- jęknęłam cicho.
- Jak to nie wiesz?!- krzyknął wkurzony szybko wstając z miejsca, które wcześniej zajmował. - Chciałaś się zabić i nie wiesz czemu?!
Moje serce pękało kiedy krzyczał w moim kierunku.
- Pomyślałaś o kimś kiedy to robiłaś?! O rodzinie?! O mnie?! Co ja bym zrobił gdybyś umarła?!- krzyczał wściekły, miałam wrażenie, że mnie uderzy.
Serio.
Ale jakaś część mnie była szczęśliwa, w jakimś sensie powiedział, że jestem dla niego ważna.
- To boli...- załkałam.
- Dziwisz się?! - wrzasnął - Już nie pamiętasz jak wczoraj jak idiotka cięłaś się po ramieniu?! Jasne, że boli! Kurwa!- chodził wściekły po pokoju jakby próbował się powstrzymać od uderzenia mnie.
Próbował...
- Nie o to mi chodzi... - westchnęłam - Serce mnie boli...
Spojrzał na mnie przerażony.
- Ja go kochałam Harry...- spojrzałam pewnie w stronę chłopaka i zmierzyłam się odważnie z jego przepełnionym złością wzrokiem.- Nie wiesz jakie trudne jest chodzenie z wielką dziurą w sercu w miejscu gdzie kiedyś była miłość do jakiegoś idioty. A ja mam wrażenie że każdego dnia ta dziura jest coraz większa, więc nie mów mi tutaj, że nie powinnam była tego robić bo tyle wiem. Nie chciałam się zabić, chciałam się wyleczyć.
- Więc wybrałaś najgłupszy sposób z możliwych.- warknął wściekły.
Znów schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam szlochać cicho.
- Jestem potworem...- wyszeptałam cicho. - Przepraszam, przepraszam...- mówiłam piskliwym głosem.
- Przestań.- powiedział łagodnie i usiadł obok mnie gładząc mnie po plecach. - To ja przepraszam, nie powinienem był na ciebie krzyczeć, Rose...
- Daj spokój, masz przeze mnie same kłopoty...
Zaczął się śmiać, jakbym powiedziała coś idiotycznego.
- A kiedy miałem ostatnio jakieś kłopoty z twojego powodu?
- Może jeszcze nie miałeś, ale będziesz mieć, spokojnie.- powiedziałam cicho. Ta rozmowa była mi kompletnie nie na rękę.
Chciałam ją skończyć i nie wracać do tematu.
Nigdy.
- Powinnam już iść. Pewnie w domu się martwią.- westchnęłam i powoli zaczęłam wstawać z łóżka, ale Harry mnie zatrzymał i z poważną miną powiedział:
- Żartujesz? Chyba nie chcesz, żeby to zobaczyli.-wskazał na moje ramię.
Spojrzałam na rękę i ociężale wróciłam na łóżko, znów schowałam twarz w dłoniach.
- Co ja teraz zrobię?- wyszeptałam.
- Jeśli chcesz to możesz zostać u mnie dopóki rany się nie zagoją.- powiedział ocierając ręką o kark - Byłoby miło mieć tu jakieś towarzystwo...
Spojrzałam na niego mega zadowolona.
- Serio?
- Serio.
- Dzięki, dzięki, dzięki, dzięki, dzięki, dzięki, dzięki, dzięki!- krzyknęłam i rzuciłam mu się na szyję, chłopak odwzajemnił uścisk i siedzieliśmy tak przytuleni przez długi czas.


***


- Mamo, po prostu nie będzie mnie w domu jakiś czas, okay? Postaraj się zrozumieć.- powiedziałam do słuchawki, ale mojej mamie nie szło niczego wytłumaczyć...
- Nie! Dziecko, masz być w domu za pół godziny!
- Nie! - krzyknęłam wkurzona - Mówię ci tylko dlatego, żebyś się nie martwiła, jasne?! Zdania nie zmienię! Pa!
Wkurzona z impetem odłożyłam słuchawkę i zdenerwowana przeszłam obok Harry'ego i zamknęłam się w sypialni.


***


- Wstawaj!- Harry rzucił się rano na łóżko budząc mnie przy tym. Przestraszona podskoczyłam w miejscu po czym zaczęłam bić go poduszką.
- Zwariowałeś?! Mało zawału nie dostałam!
Harry bronił się ręką i śmiał pod nosem, kiedy nie miałam już siły go bić opadłam wyczerpana z powrotem na łóżko.
- Sory... - zaśmiał się chłopak - Dziś poniedziałek, nie wiem czy wiesz, ale trzeba iść do szkoły koleżanko.
- Spadaj.- walnęłam go lekko w bok nie zmieniając przy tym swojego położenia. Chłopak zaśmiał się, podniósł i wstał z łóżka lekko całując mnie w czoło.
- Wstawaj księżniczko, ktoś musi mi pomóc w sprawdzianie z fizyki.
- Chyba nie ja.- powiedziałam podnosząc się ospale z miejsca. Harry patrzył na mnie, spojrzałam na niego z zabójcą w wzroku - Wyjdź, chce się ubrać.

Po chwili dojechaliśmy do szkoły, Harry poszedł do swojego świata, a ja do Sereny. Właściwie dziwiłam się czemu była w szkole, ale szybko się dowiedziałam otrzymując od niej zaproszenie na pogrzeb jej babci. Szybko ją przytuliłam i szczerze dziwiłam się czemu tyle osób patrzyło na nas jak na UFO skoro niedaleko bił się Harry i Tim...

Zaraz...
Co?!







-------------------------------------------------------
Bardzo was przepraszam, ten rozdział miał być dużo wcześniej,ale kiedy weszłam w zakładkę okazało się, że nic co wcześniej napisałam się nie zapisało. Musiałam napisać jeszcze raz od nowa, a jest to bardzo wkurzające... Osobiście ten poprzedni rozdział był dużo dłuższy i lepszy więc nie jestem zadowolona z tego co napisałam teraz.
Wiem, że niektórzy czytający mają pytania bezpośrednio do któregoś z bohaterów, więc na asku możecie zapytać o co tylko chcecie bohatera wpisując '[imię] pytanie?'. Jednak jeśli odpowiedź będzie musiała zawierać coś czego zdradzić nie mogę pytanie zostanie usunięte, ale wolałabym tego nie robić. :D
http://ask.fm/LoveIsNotSoSimple - ask
Do następnego
Przewiduję, że pojawi się jakoś za tydzień około weekendu :-)
Olson*.*

niedziela, 21 września 2014

Rozdział 15

- Co?!- oburzyła się Brooklyn, byłam tak samo zła jak ona, ale wolałam się nie mieszać. To nie była moja wojna.
Brook powinna mieć szlaban za to wszystko co w ciągu ostatnich dwóch lat zrobiła mamie. Matka odbierała ją z komisariatu co najmniej raz w tygodniu przez ten czas. Ale wspaniała Brook nigdy nie dostała szlabanu, bo po co?
Ale ja to tylko coś powiedziałam nie tak i już kara na miesiąc...
- Słyszałaś...-westchnęła mama - Masz szlaban do odwołania.
- Ale za co?! Ja nic nie zrobiłam! To wszystko jej wina!- krzyknęła wskazując na mnie - To ona zaczęła, myśli, że skoro wyjeżdża do cholernego tatuśka to może zrobić co tylko zechce! Nawet się do nas więcej nie odzywać! To zwykła...
- Co?! Kim według ciebie jestem?! Szmatą?! Powiedz to tylko to rozkwaszę ci ten nadęty nos! I żebyś wiedziała, że do ciebie na pewno się nie odezwę!- krzyknęłam na nią jak najgłośniej potrafiłam. Byłam wściekła, uważała, że jej się nie należało...
Typowe dla takich idiotek jak moja siostra...
- Żebym przez to coś jeszcze straciła! Mam w nosie ciebie i tego pieprzonego ojca! Jak dla mnie możecie nie istnieć! A tak w ogóle to z kim się lizałaś, co?! Usta masz całe czerwone! Chyba nie powiesz, że się wywróciłaś!- powiedziała oglądając moją twarz z wielką dokładnością. Szybko się wyrwałam i zmierzyłam ją najgorszym spojrzeniem jakie tylko dałam radę zrobić.
- Nie twoja sprawa! A ty za co ostatnio byłaś w pace?! Za kradzież, a może za nielegalny udział w wyścigach?! Nie jesteś święta, Brook!- krzyknęłam na nią szybko i miałam zamiar ją wyminąć i iść do swojego pokoju, ale ona mnie popchnęła na poprzednie miejsce z dużą siłą. Mama odruchowo złapała ją za ramie z przerażeniem, ale ona nie miała zamiaru ulec pod jej naciskiem.
- Wal się! Ja przynajmniej nie palę trawy i nie ćpam jak ty!
Matka i Sam spojrzeli na mnie przerażeni, ale nie interesowało mnie to. Brook tym razem przegięła.
- Dobrze wiesz, że zrobiłam to tylko trzy razy! Nawet nie wyobrażasz sobie ile osób pyta się mnie jak to jest mieć siostrę która daje dupy każdemu!
Brooklyn popchnęła mnie szybko.
- To kłamstwo!
- Może się nie pytają, ale dajesz każdemu!- krzyknęłam wściekła i zanim się zorientowałam zostałam spoliczkowana. Wtedy przesadziła...
Straciłam poczucie czasu, ale wiem, że się biłyśmy i ani mama ani Sam nie dali rady nas rozdzielić. Niechętnie to przyznaję, ale wylądowałyśmy na komisariacie bo mama zadzwoniła po policję...
Głupie, ale prawdziwe...

Siedziałam na ławce, spokojnie bo powiedzieli, że wyjdę dopiero wtedy kiedy się ogarnę i uspokoję. Nie chciałam tam siedzieć więc musiałam się zastosować.
Smutne...
Nie lubię kiedy ktoś gardzi moim honorem...
Bardzo nie lubię...
Co najgorsze Brooklyn siedziała obok, ona miała dużego siniaka na czole i zadrapany policzek, a ja rozciętą wargę.
Obrażenia nie były zbyt duże, ale to dlatego, że potrafimy się bronić i nie chciałyśmy zrobić sobie dużej krzywdy. Mama i Sam byli zawiedzeni, nie myśleli, że nasza kłótnia skończy się na bójce i komisariacie.
Nikt nie myślał.
Do dupy...
- To z kim się lizałaś?- zapytała spokojnie Brook, nie miałam zamiaru się do niej odzywać więc siedziałam spokojnie bez zmian. Ale w środku buzowało żeby znów jej przyjebać.
Pokiwała głową rozumiejąc, że nie chce z nią gadać.
- No dobra, a znam go?- zapytała znów.
Gdybym jej znów nie odpowiedziała to drążyłaby temat i może domyśliła się, że był to Harry. Nie mogłam do tego dopuścić...
Nigdy...
Pokiwałam głową na 'tak' i nic więcej jej nie powiedziałam.
Naturalnie, że go znała, moja siostra strasznie lubiła nielegalne wyścigi, więc dzieliła z nim pasję. Nie musiałam go pytać czy chodził na takie imprezy, było to oczywiste. Sama byłam na takich zabawach i widziałam go kilkakrotnie, Brook jednak nie miała podstaw by podejrzewać najniebezpieczniejszego chłopaka w mieście jako osobę z która się całowałam.
Byłam bezpieczna.
W końcu puścili nas do domu, chciałabym móc powiedzieć, że mama odwołała szlaban.
Niestety...
Nie zrobiła tego, ale miałam to gdzieś. Byłam pełnoletnia i mogłam zrobić co tylko zechcę. Nie przejmowałam się tym, że mamusia dała mi karę.
Zaraz po tym jak weszliśmy do domu pobiegłam na górę do swojego pokoju i zamknęłam się na klucz po czym zrzuciłam z siebie przemoczone ubrania i założyłam coś suchego. Weszłam do łazienki i wysuszyłam szybko włosy, na dworze lało jak z cebra.
Okropna pogoda...
Z powrotem weszłam do pokoju i położyłam się na łóżko po czym wzięłam szybko lusterko i oglądałam jakiś czas swoją wargę.
Strasznie bolało.
Kiedy zaczynałam zasypiać obok mnie zabrzęczał telefon, dostałam SMS-a.
Powolnie wzięłam w rękę komórkę i odczytałam wiadomość.


'Od: Harry
Co ci się stało? Warga wygląda okropnie... :( Jeśli chcesz to możesz przyjść, będziesz miała pretekst bym cię znów nie całował :*
H. '


Uśmiechnęłam się do telefonu i szybko odpisałam.


'Do: Harry
Pobiłam się z siostrą, trochę mnie wkurwiła... Nie mogę do ciebie przyjść bo mam areszt domowy. Szkoda... :)'


'Od: Harry
Waleczna... :* Szkoda, że nie przyjdziesz, miałem już plany na wieczór :*
H.' 


'Do: Harry
Chciałoby się.'


'Od: Harry
Żebyś wiedziała... :)
H.'


Nie wiem czemu, ale lubiłam tego dupka.
Telefon brzęczał jeszcze kilka razy, ale olałam to i zasnęłam.


***


Wstałam w nocy, jak się dowiedziałam było trochę po 2, postanowiłam wyjść na dwór kiedy zobaczyłam, że deszcz ustał. Szybko zeszłam na dół, założyłam kurtkę i wyszłam na zimno. Moje ciało lekko zadrżało pod wpływem nagłej zmiany temperatury, ale nie przejęłam się tym.
Uczucia wracały, z każdym dniem czułam się gorzej i tylko towarzystwo Harry'ego pomagało mi zapomnieć. Zapomnieć o Rick'u, był osobą którą pokochałam w taki sposób po raz pierwszy. Kochałam go, nie boję się tego powiedzieć. Był moją pierwszą miłością. Wciągał jak narkotyk, pokazał mi, że czasem zioło pomaga, że alkohol łagodzi ból, a papieros zaspokaja potrzeby. Przez niego wpadłam w nałóg. Brooklyn miała rację, ćpałam i paliłam jeszcze dwa miesiące wcześniej, ale powiedziałam sobie, że jestem na tyle twarda żeby wyjść z tego i udowodnić samej sobie, że potrafię walczyć i, że nie przejmuję się byle czym. Tamtej nocy nie wiedziałam czy gorsze uczucie to pokazać sobie, że to kłamstwo i zapalić, czy nie zapalić i niech uczucie które rozsadza mnie od kilku dni mnie rozsadzi.
Bałam się.
Wolno poszłam do sklepu, który był jeszcze czynny i kupiłam zapalniczkę oraz paczkę papierosów. Wyszłam na zewnątrz i przyjrzałam się bacznie pojemnikowi który trzymałam w dłoniach. Powoli wyjęłam jednego papierosa i zapaliłam go, zaciągnęłam się i wypuściłam chmurę dymu.
Pomogło.
Ból powoli ustawał.
Serce przestawało krwawić.
Zapaliłam następnego...
I jeszcze jednego...
I jeszcze...
Wypaliłam wtedy chyba sześć papierosów po czym weszłam do sklepu i kupiłam butelkę wódki, pociągnęłam łyk i wyszłam.
Szlam prosto do klubu w którym całymi nocami balował niegdyś facet od którego kupowałam towar. Miałam nadzieję, że wciąż tam jest bo potrzebowałam się nawalić. Po drodze wypiłam prawie połowę zakupionego wcześniej alkoholu, a kiedy weszłam do środka z żalem stwierdziłam, że nie ma tam mojego dilera.
Kiedy przechodziłam przez salę widziałam kilka naćpanych osób ze skrętem w dłoni. Tak bardzo chciałam by to małe zawiniątko należało do mnie, ale też nie chciałam znów się stoczyć.
Dilera nigdzie nie było, mnie ogarnęło uczucie, którego bałam się od kilku lat.
Bałam się, że coś sobie zrobię.
Spojrzałam na drzwi toalety, uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam w ich kierunku. Pociągnęłam kolejny łyk z butelki i weszłam do środka. w takich miejscach jest dużo żyletek, zobaczyłam kilka na podłodze, podniosłam jedną, która wydawała się mi być nieużywana i weszłam do kabiny. Usiadłam, napiłam się łyka z butelki i odsłoniłam swoje ramię na którym widniały już trzy blizny. Cięłam się, owszem, pierwszą zaliczyłam w wieku 13 lat kiedy usłyszałam jak Brook i Sam rozmawiają o tym, że tata zdradził mamę. Drugą kiedy zginęła Rozalie (żona Sam'a) i w końcu trzecia, tą zrobiłam sobie kiedy dowiedziałam się o rozwodzie rodziców.
Przełknęłam nerwowo ślinę i przyłożyłam żyletkę do ramienia, ale coś mnie powstrzymało i upuściłam ją, szybko wyjęłam telefon z kieszeni i zadzwoniłam do Harry'ego. Kiedy łączyło powoli podniosłam żyletkę i przyglądałam się jej. Po moim policzku popłynęły łzy, tak bardzo się bałam.
- Halo?- usłyszałam zaspany głos Harry'ego w słuchawce.
- Harry przyjedź tu, błagam! Boję się! Zaraz sobie coś zrobię! Trzymam w ręce żyletkę, będę się ciąć! Nie chcę tego, Harry! Chcę umrzeć, ale się boję! Przyjedź tu, błagam! Harry!- krzyczałam do telefonu płacząc przy tym żałośnie.
- Gdzie jesteś?- zapytał szybko już pobudzonym głosem.
Podałam mu szybko miejsce i mimowolnie się rozłączyłam po czym przyłożyłam znów żyletkę do swojego ramienia. Wolno przejechałam nią po skórze i patrzyłam spokojnie jak krew płynie po mojej ręce. po moich policzkach wciąż płynęły łzy, ale ja czułam tylko ulgę, obraz zaczynał się rozmazywać, a ja cięłam skórę, kreska za kreską. Moje ramie było całe czerwone, kiedy chciałam naciąć czwartą krechę żyletka wyleciała mi z rąk, a ja nie miałam już siły jej podnieść. Napiłam się znów i wtedy butelka upadła na ziemię. Obraz rozmazywał się coraz bardziej i nagle usłyszałam jak Harry otwiera drzwi kabiny, ostatnie co zobaczyłam to przerażenie w jego oczach. potem była tylko ciemność...












--------------------------------------------------------------
Więc obiecałam, a jak obiecałam to dodaje. :D szczerze mnie trochę zaskoczyliście bo wchodzę na blogger'a, patrzę a tutaj 25 wyświetleń dzisiaj. Co jest dziwne bo jest godzina 12.00, a jak wchodzę wieczorem to jest średnio 15 wyświetleń. No cóż, cieszę się, że jest was tu tyle. Jak mówiłam, dodaje rozdział. Na następny będziecie musieli trochę poczekać ponieważ chcę napisać do przodu, a idzie mi trochę marnie niestety... :D
Mam nadzieję, że się podoba.
Jeśli tak - skomentuj.
Jeśli nie- też skomentuj.
Chętnie poczytam wasze uwagi, może się trochę poprawię w pisaniu dzięki temu :-)
Do następnego
Olson*.*

środa, 17 września 2014

Rozdział 14

Obudziłam się w nieznanym mi pokoju.
Szczerze mogę powiedzieć, że byłam przerażona.
Leżałam w nieznanym łóżku w samej bieliźnie, jeszcze coś, byłam przerażona. Nieznajome ściany, nieznajome kolory, nieznajome meble, nieznajome drzwi, nieznajome odgłosy dochodzące zza nieznajomych drzwi i ja. Osoba której też właściwie nie znałam...
Yeah...
Lekko podparłam się na łokciach i poczułam niewyobrażalnie wielki ból głowy. Szczerze to nie byłam pewna czy mam kaca czy ktoś mnie przypadkiem nie jebnął w głowę czymś ciężkim... Jak na przykład... lodówką?
Ale najgorsze, że nic kompletnie nie pamiętałam zaczynając od wizyty z Fred'em baru po raz chyba piąty i kończąc na obudzeniu się w nieznanym łóżku.
To źle?
Bo na pewno nie jest to dobrze...
Yeah...
Ale zaraz... odgłosy?! Co to miało być?! Jakby szmer... ktoś mnie zaliczył i teraz ucieka ze swojego własnego domu?
Tu coś kurwa nie gra!
Jezu...
Złapałam się za głowę, przy takim bólu nie można myśleć o tym co się działo wcześniej. Lekko się przewróciłam na brzuch i jęknęłam z bólu, który przechodził przez moje ciało. Rzadko mnie coś bolało, ale jeśli już to konkretnie, muszę to przyznać...
Ledwo przekręciłam się znów na plecy i zobaczyłam, że przy łóżku stoi nikt inny jak Harry ze szklanką w dłoni i śmieje się cicho z moich poczynań. Złapałam się znów za głowę, strasznie bolała.
- Nic nie pamiętam...-jęknęłam - Czy my...?
Zaśmiał się pod nosem i nachylił nade mną by podać mi szklankę z wodą.
- Nie...- powiedział cicho - Bardzo boli?
Wypiłam łyk ze szklanki, strasznie mnie suszyło, ale nawet tego nie zauważyłam przez ten ból.
Yep...
- Jak nigdy.- powiedziałam masując głowę - Gdzie jesteśmy?
- U mnie.- zaśmiał się ukazując dołeczki.
Kurcze, czy one muszą być tak piękne?
Jak to 'u mnie'?! Przecież już u niego byłam, spałam na... kanapie... To dlatego nie kojarzyłam tego pokoju.
- A czemu jestem w...- spojrzałam na siebie i to jak Harry lustruje moje ciało z zaciekawieniem, szybko przykryłam się kołdrą - W tym?
- Mnie nie pytaj, chyba się sama rozebrałaś.
Pokiwałam głową nie rozumiejąc własnej głupoty. Harry zaśmiał się głośno i usiadł obok mnie na łóżku.
- Jak tu trafiłam?
- Prawie wpakowałaś się do łóżka jakiegoś faceta, ciesz się bo wybiłem ci ten pomysł z głowy.
Schowałam twarz w dłoniach, byłam taka zawstydzona, że nie potrafiłam tego opisać! Moje policzki pokrył róż, czułam jak palą mi się uszy.
- Co z tobą? -zapytał zaniepokojony Harry gładząc mnie po plecach.
- Wstydzę się...-westchnęłam cicho.
- Czego miałaby się wstydzić taka dziewczyna jak ty?
- Siebie.- odpowiedziałam patrząc odważnie w jego oczy. - Jeśli wiem co to znaczy...
- Chyba mnie coś umyka.- powiedział uśmiechając się do mnie, a mnie kolana zmiękły i dobrze, że siedziałam na łóżku.
- Tak jakby wszystko.
Zdziwił się. Nie wiedział o co chodzi.
- Lubisz mnie?- zapytałam.
- Jasne, że tak.
Pokiwałam głową na 'nie'.
- Zła odpowiedź...-westchnęłam. Szybko pomasowałam się po głowie i wypiłam kolejny łyk ze szklanki, kac jak cholera.
- Nie rozumiem.
- Nie lubisz mnie, Harry. A w każdym razie osoba, którą lubisz to nie ja.
- Więc kto?
- Nie mam pojęcia, i to jest najgorsze...- po moim policzku popłynęła samotna łza, która kreśliła mokrą linię na moim policzku.
- Ale możesz mi wytłumaczyć o co ci chodzi?
- Chodzi o to...- westchnęłam -Że nie możesz mnie lubić, bo ja sama nie wiem kim jestem, Harry. Nie znam się tak dobrze jak ty znasz siebie, nie wiem co powinnam robić. Wszystko się jakoś dziwnie pomieszało rok temu... Jakbym zapomniała kim jestem, zgubiła się... Nie możesz mnie lubić, bo nawet mnie nie znasz, Harry.
Chłopak pokiwał głową na 'nie'.
- Doskonale cię znam, Rose. Jesteś najtwardszą dziewczyną jaką znam, masz wspaniały charakter, jesteś śliczna i twarda.
Kiedy wypowiedział te słowa moje policzki lekko się zaróżowiły.
- Rozumiem, że nie możesz do siebie dopuścić tej informacji, Harry. Niestety nie chcę cię zranić i... nie dzwoń więcej. Dopóki nie znajdę dawnej mnie nie pozwolę by ktoś cierpiał bo utracił TĄ mnie, którą nie jestem.
Harry wbił wzrok w ziemię i pokiwał głową bez zrozumienia. Wstałam powoli z łóżka i pozbierałam z podłogi swoje ubrania, szybko je założyłam kiedy Harry ciągle siedział na łóżku w tej samej, spokojnej pozycji. Spojrzałam na niego przepraszająco.
- Przepraszam...-zaczęłam -Że pozwoliłam, aby to tak długo trwało...
Otworzyłam drzwi od sypialni i wyszłam z pokoju łapiąc się za bolącą głowę. Stanęłam przed drzwiami wyjściowymi i kiedy miałam je otworzyć zauważyłam, że w dłoni ciągle trzymam szklankę z wodą. Westchnęłam głośno i odwróciłam się by odnieść ją do kuchni. Zdziwiło mnie to, że Harry stał oparty o ścianę jakieś dwa metry ode mnie.
- Czyli mam zapomnieć? -zapytał - Tak po prostu?
Zawahałam się nad tym co mam zrobić, ale w końcu bez słowa ominęłam go i ruszyłam do kuchni by odłożyć tą durną szklankę. Kiedy chciałam zawrócić Harry zablokował mi wyjście swoim ciałem.
Spojrzałam na niego niechętnie.
- A co jeśli nie chcę zapominać?
Spuściłam wzrok na ziemię i wyślizgnęłam się powoli w stronę drzwi wyjściowych.
- Rose!- zawołał Harry kiedy szłam do niego tyłem. - Rose! Odezwij się!
Stanęłam w miejscu i jak najszybciej odwróciłam się do niego z zaszklonymi oczami.
- I co mam powiedzieć?- zapytałam jak najgłośniej potrafiłam -Że wszystko się ułoży? ...Wiesz, że to nie prawda. Mam ci powiedzieć, że nie chcę zostać sama, ale nie mam wyjścia? Bo boję się, że osoba, która wie o mnie więcej niż ktokolwiek inny cierpiała potem z mojej straty? A może mam ci powiedzieć, że nie tylko ty nie chcesz zapomnieć? A wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? Że to wszystko cholerna prawda! Wszystko! Coś jeszcze mam ci powiedzieć?!
Chłopak patrzył na mnie spokojnie kiedy ja krzyczałam do niego przez płacz, który się we mnie ciągle kumulował. W końcu oderwał się od ściany i podszedł do mnie powoli, nachylił się nade mną i wyszeptał:
- Myliłaś się.
Potem bez pozwolenia wbił swoje wargi w moje usta, a ja oddałam pocałunek z wielkim szczęściem. Szybko zawiesiłam mu swoje ręce za szyje i w pełni szczęścia smakowałam jego wspaniałe wargi. Nie było w moim życiu dużo chwil w których mogłam powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Tym bardziej cieszyłam się tym, że mogłam to wtedy powiedzieć.
Byłam szczęśliwa...
Jak cholera...
Na maksa...
Ale zasmucał mnie fakt, że chwila, którą mogłam smakować wiecznie musiała mi wystarczyć tylko na kilka sekund, ewentualnie minut. Okropna jest wiedza, że to czego pragniesz nie może być twoje przez długi czas.
Okropna...
Nasze pocałunki zaprowadziły nas w wolnym kroku pod ścianę o którą oparłam się plecami by było mi wygodniej całować Harry'ego. Lekko muskałam dłonią jego włosy, idealne loki. Otworzyłam na chwilę oczy i zmierzyłam się z tą piękną zielenią jego oczu. Zaśmiałam się cicho nie przerywając pocałunku i znów zamknęłam oczy. Czułam jak Harry się uśmiecha i zanim się zorientowałam byliśmy w jego sypialni i leżeliśmy na łóżku. Harry zaczął rozpinać moje spodnie i...
Wow, wow, wow! Co za dużo to nie zdrowo!
Tak bardzo nienawidzę się za to, że musiałam przerwać ten piękny pocałunek...
Usiadłam.
Kurwa!
Zawsze muszę wszystko spierdolić?!
Ja jebię! Ale ze mnie lama!
Przetarłam powoli usta czując na nich jeszcze miętowy smak warg Harry'ego. Uśmiechnęłam się lekko przypominając sobie to co działo się jeszcze minutę wcześniej. Odwróciłam się do chłopaka, który siedział w totalnym szoku nie rozumiejąc czemu nie kontynuujemy.
- Ja...-zaczęłam cicho - Ja nie mogę, Harry... Co do tego co chciałeś zrobić mam niezbyt miłe wspomnienia, rozumiesz?
- Tak...- westchnął podnosząc się z miejsca i siadając obok mnie - Ja właściwie sam nie wiem czemu... czemu cię dotknąłem w taki sposób...
- Dla mnie nie ma to jakiegoś większego znaczenia - skłamałam - Dla ciebie też, prawda?
- Jasne, że tak.- zaśmiał się pod nosem.
Cicho westchnęłam i oparłam się o jego ramię.
Nowy rozdział mojego życia się zaczął...


***


Weszłam do domu dość późno. Zmierzyłam się z krytycznym wzrokiem Sam'a, który mówił mi, że gdyby nie fakt iż niedługo mnie nie będzie to by mnie najchętniej zabił. Nie przejęłam się tym i poszłam prosto do kuchni gdzie zrobiłam sobie grzanki i kiedy je jadłam Brook weszła do pomieszczenia. Ona również zmierzyła mnie łamiącym wzrokiem, ale miałam to gdzieś i jadłam dalej.
- Gdzie byłaś?- zapytała podejrzliwie.
- Wciągałam koks z przyjaciółmi, a co? Martwisz się?- odpyskowałam jej nieprzyjemnym tonem. Czasem boli mnie to, że jest ode mnie starsza tylko rok, a ma się za wielkiego dorosłego. Ona też powinna mieć kiedyś szlaban za te jej wszystkie imprezy! Nigdy go nie dostała, w przeciwieństwie do mnie.
- Żebyś wiedziała, że się martwię! Nie ma cię całymi dniami w domu, a jak jesteś to tego nie widać!
- Brook, ja jem. Nie chce mi się teraz z tobą kłócić, okay?- przewróciłam oczami na co ona też przewróciła oczami.
- Nie przewracaj na mnie oczami, okay?!- zdenerwowałam się na nią. Brooklyn skrzyżowała ręce na piersi i odpowiedziała:
- Dobrze, jeśli ty też przestaniesz!
Przewróciłam oczami z jej dziecinności.
Ona też to zrobiła.
- Przestań!- wydarłam się na cały głos, szczęście, że mieszkamy w domu jednorodzinnym, bo sąsiedzi by wezwali policję.
- Więc ty też przestań!
- A co jeśli nie przestanę?!
- Wtedy ja również nie mam zamiaru!
...
Taa...
Kłóciłam się z siostrą o takie bzdety...
Ale to tylko potwierdzenie tego, że w domu każdy chodził jak bomba, jedno słowo nie tak i wybuch. Tak to wyglądało.
- Uspokójcie się!- wydarł się Sam wchodząc do kuchni.
- Nie!- krzyknęłyśmy na raz i znów zaczęłyśmy się kłócić o... przewracanie oczami.
Yeah...
Zaraz potem do kuchni weszła mama i tak jak Sam krzyczała na nas byśmy przestały krzyczeć na siebie nawzajem.
Kochana rodzinka...
- Nie przestanę przewracać oczami bo żenuje mnie to, że ty na mnie przewracasz oczami i dziwisz się, że nie przestaje przewracać oczami!- krzyczałam na siostrę.
- Denerwujesz mnie tym, że krzyczysz żebym przestała przewracać oczami, a kiedy ja mówię, że skończę kiedy ty skończysz to przewracasz oczami i ja też bo nie mam zamiaru przestać kiedy ty nie przestaniesz przewracać oczami i ty na mnie znowu krzyczysz!!!- darła się Brook, ja na to odpowiedziałam, że jest dziecinna, ona, że to ja jestem dziecinna i na to ja, że nie powinna przewracać oczami i znów o tym przewracaniu oczami...
Osoba stojąca z boku nie zrozumiałaby o co nam chodzi.
- Ciągle krzyczycie! Mam tego dość! W tym domu nie da się już wysiedzieć, okay?!- krzyknęłam na nią w takiej furii, że wszyscy ucichli.
- O-o co ci chodzi?- zapytała cicho Brook.
- O to, że w domu czuję się jak w więzieniu. Nie mogę tu siedzieć spokojnie i słuchać jak kłócicie się na mój temat. Ściany są cienkie, ja wszystko słyszę.
Mama złapała się za głowę nie rozumiejąc jak mogła nie pomyśleć o tym, że ja wszystko słyszę.
- To jak mamy się zachowywać?- zapytał Sam - Normalnie? Przecież się tak nie da.
- Nie, tak jakbym nie miała nigdzie jechać. Byłoby mi dużo łatwiej.
- Dobrze...- westchnęła mama - Wy dwie... - pokazała na mnie i na Brook - Wy dwie macie szlaban.




-----------------------------------------------
Rozdział miał pojawić się dużo później, ale ze względu na to, że następny rozdział jest już gotowy, a my wielkimi krokami zbliżamy się do TYSIĄCA (czaicie to?) wyświetleń to postanowiłam, że ten dodam wcześniej a kiedy dobijemy do wspomnianej wcześniej liczby spodziewajcie się następnego rozdziału :D powiem jeszcze, że dużo się w nim dzieje :-)
Olson*.*

niedziela, 7 września 2014

Rozdział 13

Jak najszybciej wstałam z miejsca i sprintem pobiegłam w stronę nadchodzącego chłopaka. Rzuciłam się w jego ramiona i staliśmy tak w niezmiennej pozycji i nagle zdałam sobie sprawę jak bardzo za nim tęskniłam, bardziej niż za Kim czy Niall'em. Zdecydowanie za Liam'em najbardziej choć nie zdawałam sobie z tego sprawy.
- Stęskniłam się za tobą...-wyszeptałam cicho - Nawet nie zadzwoniłeś...
- Nie miałem czasu. Zakochałem się...- wyszeptał równie cicho co ja, tak że ledwie go słyszałam- Chcesz ją poznać?
Podniosłam głowę patrząc w jego śliczne oczy, które przypominały mi w tak dużym stopniu oczy Harry'ego, że nie potrafiłam odmówić. Pokiwałam powoli głową na 'tak' po czym Liam zawołał Sophie, która pojawiła się na moście. Puściłam chłopaka i podeszłam do niej powoli, potem wyciągnęłam w jej stronę rękę i powiedziałam:
- Jestem Rose, a ty jesteś Sophie?
Dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie, po chwili jej policzki oblał róż, śliczny róż, którego nie oparłby się żaden chłopak, nawet taki jak Liam.
- Tak, to ja.- powiedziała patrząc na mnie niepewnie.
- Jesteś śliczna, mogę ci coś zdradzić?
Podeszłam do niej bliżej tak by nikt nie usłyszał następujących słów. Dziewczyna lekko pokiwała głową na 'tak' oczekując aż powiem jakąś wielką tajemnicę.
- Zakochał się...-wyszeptałam jej do ucha - W tobie... Nie zmarnuj tego, bo jeśli złamiesz mu serce to obiecuję, że potrafię sprawić byś pożałowała, że się w ogóle urodziłaś...
Dziewczyna spojrzała na mnie przerażona.
- Jasne?
Pokiwała pospiesznie głową jakby bała się, że zrobię jej coś w tej chwili.
- No. -uśmiechnęłam się przyjaźnie - Tylko mu nie mów, że się wygadałam, bo się obrazi, okay? A na razie możemy być przyjaciółkami. Chodź, poznam cię z Kim i Lola'ą, ale na Kim to ty uważaj, jedno słowo nie tak i istna rzeźnia.
Sophie szła za mną z miną poszkodowanego kota, który ma sobie za złe, że myślał iż pustynia to wielka kuweta, gdzie może być kimś. Nasza paczka wszystkich ma równych i nikt nigdy nie będzie miał np. głosu za dwie osoby bo jest 'ważniejszy'. U nas wszyscy są sobie równi i nikt nie ma prawa sądzić inaczej, a jeśli nawet myśli, że jest lepszy to wypad!
- Nie przejmuj się jeśli będą ci dokuczać, albo mówić, że jesteś jakaś taka niewyraźna, tylko się droczą. -uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie, ona lekko podniosła do góry kąciki ust, ale nie można tego chyba nazwać uśmiechem, nawet takim nikłym...

Ku mojemu zaskoczeniu wszyscy traktowali nową dziewczynę Liam'a dobrze, w przeciwieństwie do mnie, bo ja jako mądra pani na samym starcie jej zaczęłam grozić oczywiście, ale miałam tyle szczęścia, że Sophie załapała iż po prostu nie chcę żeby ktokolwiek skrzywdził mojego przyjaciela. Dało mi to trochę do myślenia i uznałam, że dziewczyna jest warta Liam'a w każdym stopniu. Może to nawet dobrze, że ją poznał akurat wtedy kiedy jego siostra związała się z takim idiotą?
W każdym razie wyszliśmy na imprezę.
Yeah...
Imprezę...
Zgodziłam się tylko dlatego, że Rick zrezygnował, a mieliśmy być w klubie, w miejscu wybudowanym po to by w nim imprezować i gdzie jest jakaś ochrona czy coś w tym stylu. Nie powiem dokładnie co tam robiłam bo pamiętam to jak przez mgłę, ale doskonale wiem, że postanowiłam się upić, skoro i tak nie miało mnie być w tym mieście długo to co mi tam. Wiem, że długo tańczyłam z Liam'em, a potem odbił mnie Fred. Trochę tańczyliśmy, przebiegu zdarzeń na parkiecie nie pamiętam, ale wiem, że poszliśmy potem do baru. Wypiłam jeszcze trzy kieliszki i film się urywa...


***


Harry
Siedziałem pod tym klubem dobre trzy godziny, dobrej opinii to miejsce nie miało, ale sam nie bawiłem się w dużo lepszych z przyjaciółmi. Wiem, że kiedy zobaczyłem jak Rose wchodzi do środka to nie przejąłem się tym za bardzo, ale kiedy jej wszyscy znajomi stamtąd wyszli a w środku została tylko ona i jakiś typek to przyznaję, że zacząłem się niepokoić, tym bardziej, że tak pijanych ludzi jak ci jej kolesie nie widziałem od dawna...
Rozglądałem się po całym klubie z zewnątrz i nagle zauważyłem, że ludzie wychodzą jeszcze drugą stroną. 
Co jeśli już jej tam nie ma?
Przeraziłem się. Właściwie nic jej nie mogło się stać w miejscu publicznym, ale co to za miejsce gdzie strażnikowi można nasmarować, a wszyscy są tak pijani, że nie pamiętają dokładnie jak nazywał się ten klub w którym tak balowali?
Zacząłem się martwić, ale wiedziałem, że mam jeszcze ponad dwa tygodnie, więc nic jej raczej nie jest, o ile termin się nie przesunął...
Ale nagle zobaczyłem jak wychodzi z jakimś facetem tylnym wyjściem. Była tak pijana, że ledwo stała na nogach i tak osłabiona, że jej powieki same leciały na dół. 
Albo się tak upiła, albo dostała pigułkę gwałtu.
Ciężko było rozróżnić...
Mniejsza o to...
Szybko do niej podbiegłem, kiedy zobaczyła mnie przed sobą przewróciła oczami.
- Ugh! - westchnęła głośno - Powiedz, że tylko przechodziłeś i wpadłeś powiedzieć 'cześć'.
Ledwo co to wypowiedziała, a i tak ciężko było zrozumieć to co powiedziała.
Rose, Rose...
- Lepiej będzie jeśli stąd znikniemy.- powiedziałem i próbowałem zabrać ją facetowi, który jak mniemam nie był tym jej kolegą, który został z nią w środku. 
Facet pewnie chciał ją przelecieć i tyle. Nie miałem mu tego za złe, sam kiedyś tam stosowałem metodę 'czekaj, aż się laska upije' ... Rzadko, ale jednak...
- Ej, ej! -krzyknęła protestując - My i Jimmy...
- Jeremy.- poprawił ją chłopak.
Przewróciła oczami. 
- Dobra, dobra. My i Jimmy...
- Jeremy!
- Oj nie ważne! Mamy już inne plany, okay?- zwróciła się znów do mnie i słowo daję, że chciało mi się z niej śmiać. 
Normalnie wybuchłbym śmiechem z jej głupoty.
- Niestety musicie to przełożyć...- westchnąłem.
- A to niby czemu?- wkurzył się kolos trzymający w objęciach Rose, która nie kontaktowała za bardzo co się dzieje. 
- Stary, jeśli szukasz taniej dupy to idź do burdelu, okay?- odpowiedziałem mu szorstko. Chłopak dość się wkurwił. Puścił Rose tak, że biedna dziewczyna upadła na ziemię, a on sam wymierzył mi dość precyzyjny cios w brzuch podczas gdy ja pomagałem jej wstać. 
- Kurwa! -syknąłem w bólu, który przeszył moje ciało. Spojrzałem na frajera i z całej siły wymierzyłem mu cios pięścią prosto w twarz, tak, że ten upadł na ziemię.
- Harry!- krzyknęła Rose widząc jak Jeremy wyciera dłonią krew z twarzy. 
- Rose odsuń się!- krzyknąłem w jej kierunku, ale ta nie miała zamiaru mnie słuchać. Patrzyłem na nią i nawet nie zauważyłem jak jej kolega się podnosi i uderza mnie znów brzuch, a potem w twarz z takim impetem, że ledwo daję radę odwrócić głowę w jego stronę. Szybko wymierzam mu cios w klatkę piersiową, brzuch i zaczynam go kopać gdzie tylko się da. On upada, a Rose próbuje mnie zatrzymać, ale nie wychodzi jej to bo siadam na nim okrakiem i z całej siły biję pięściami po twarzy, którą powoli zamazuje zwiększająca się ilość krwi. Dziewczyna w końcu ostatecznie wskakuje mi na plecy i bije po nich krzycząc bym przestał, ale moja furia na mężczyznę dopiero się zaczyna... Podnoszę go i kopie kilka razy w brzuch i krocze by kiedy on złapie się za bolące miejsca mieć duży dostęp do jego twarzy i znów wymierzać w nią mocne uderzenia. Rose przez cały ten czas  krzyczy na mnie i błaga o to bym przestał, ale nic to nie daje. W końcu bezradna ześlizguje się na ziemie i zaczyna cicho płakać i szlochać z bezsilności. Nie dochodzi do mnie żaden inny dźwięk niż jej płacz, którego tak nie znoszę. Ale gorsza jest świadomość, że płacze z mojej winy. Szybko puszczam Jeremy'ego, który skąpany w bólu pada na ziemię, a ja przysiadam obok Rose. Dziewczyna patrzy na mnie zaczerwienionymi oczami i dalej płacze. 
- Jesteś straszny...- wyszeptała cicho, strasznie bolała mnie wiedza, że miała rację - To co robisz jest straszne...
- Rose... - chciałem jej wyjaśnić, że to tylko dla jej dobra, ale kiedy moja ręka zbliżyła się do niej, jej słabe ciało odepchnęło mój dotyk szybkim uderzeniem w moją dłoń. 
Chciałem ją przytulić.
- Rose... nie płacz...
- Bo co?- spojrzała na mnie zapłakana - Mnie też pobijesz?
Spuściłem głowę, cofnąłem wtedy to co mówiłem wcześniej. Nawet pijana jest strasznie mądra. W tamtej chwili dziękowałem sobie za to, że następnego dnia nie będzie tego pamiętać...
- Nie bądź śmieszna.
- Straciłeś panowanie, Harry... To nie był ten uroczy loczek z którym rozmawiałam na pomoście kilka dni temu...
Szybko przyciągnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem, chciałem by w moim towarzystwie czuła się bezpiecznie, nie na odwrót...





---------------------------------------------------
Rozdział dość krótki, ale za to jaki!  Jakoś tak wyszło, że siadłam dziś przy komputerze i napisałam cały rozdział... Taki prezencik z okazji niedzieli, podoba się? 
Wiem, że myśleliście, że na most przyszedł Hazz, ale jednak nie. :D Jeśli się podobało to skomentuj! 
Następny rozdział pojawi się dość szybko bo mam już jego zarys w głowie, ale się jeszcze zobaczy.
Przypomniano mi iż nie ustawiłam opcji komentowania anonimowo co zrobiłam przed chwilą i mam nadzieję, że pojawi się więcej komentarzy od was :)
Następny rozdział pojawi się dość późno ponieważ chcę napisać trochę do przodu i szczerze to jest już dawno napisany i jeśli pod tym postem pojawi się kilka komentarzy to dodam go jak najszybciej :)
Olson*.*

czwartek, 4 września 2014

Rozdział 12

Wróciłam do domu prawie cztery godziny po naszej rozmowie, a rozmawialiśmy jeszcze długo...Lepiej go poznałam i odkryłam, że coś w nim jest nie tak. Jakby zmienił... taktykę? Tak to można nazwać? Najpierw był nachalny, a teraz miły...
Nigdy nie zrozumiem facetów...
Mama nawet nie pytała gdzie byłam i sama zaproponowała mi napisanie usprawiedliwienia do szkoły. Taa... Czuła się winna więc napisała mi przy okazji zwolnienie z WF-u.
Fajnie...
W szkole miałam coś do załatwienia i trochę zaniepokoiło mnie zachowanie Harry'ego, był rozkojarzony i zły na cały świat. Nie chciałam go bardziej denerwować pytaniami na temat jego nastroju więc siedziałam cicho, ale było mi smutno, że nawet się do mnie nie uśmiechnął. Kompletnie mnie olewał, jakbym nie istniała...
Trochę denerwujące...
Na 3 przerwie zajęłam sobie szkolną plotkarę na 10 minut co było dużym osiągnięciem bo wszyscy w szkole chcą od niej jakichś informacji, ma je oczywiście w małym paluszku, a jeśli nie to szybko wybada i powie to co chcesz od niej wiedzieć.
Stanęłam za nią kiedy zamykała szafkę, lekko podskoczyła kiedy zobaczyła mnie za plecami, ale trudno.
Życie...
- Umm... Hay.- powiedziała cicho poprawiając przy tym włosy.
- ...Hay...- powiedziałam niechętnie i dość posępnie. - Słuchaj mam do ciebie sprawę...
Lekko podniosła książki by trzymać je wygodnie i słuchała zaciekawiona nową sprawą do wybadania.
- Chcę żebyś zebrała trochę informacji na temat pewnej osoby... - przemilczałam jak ma się nazywać, a ona całe szczęście załapała, że dowie się tego potem - Masz zebrać coś ważniejszego, jakieś niepokojące plotki, to co mówią o tej osobie przyjaciele... jasne?
- Tak, mam się dowiedzieć czegoś ważnego.- uśmiechnęła się miło.
- Dokładnie.- podałam jej rękę, pomiędzy palcami miałam kartkę z imieniem i nazwiskiem 'Harry Styles'.  Właściwie sama nie wiedziałam czego dokładnie szukam, ale przecież to co powiedział dzień wcześniej nie wzięło się znikąd! Coś z nim jest nie tak i ja wybadam co!
Mój umysł nawet nie sądził, że łapie się w dużą i mądrą pułapkę...


***


Na następnej lekcji Lily (plotkara) nic kompletnie nie wiedziała. Nic. Kompletna pustka poza plotkami, które znał każdy w szkole. Szczerze mówiąc myślałam, że szybko dowiem się o nim czegoś interesującego, ale nie...
Dziwne...
Szkolna plotkara powinna wiedzieć wszystko, a tymczasem nie wiedziała nic.
Kiedy wychodziłam już z placówki dogoniła mnie zdyszana.
- Co jest?-zapytałam zdziwiona.
- To był przypadek, przysięgam.- mówiła przerażona - Ja, ja nie słyszałam wszystkiego, ale...
- Ale co?
- N-nie tutaj, jeszcze ktoś usłyszy.- ściszyła lekko głos.
- Dobra, dobra. Ale gdzie możemy iść?
- Do parku, tak. Do parku.- dziewczyna była w totalnym szoku. Z resztą, usłyszała za wiele jak na nią, pff... na nią, to brzmi trochę dziwnie skoro dziewczyna wie więcej niż ksiądz... Ale...
Kiedy usiadłyśmy na ławce w parku, a Lily się uspokoiła zaczęła się rozglądać czy nikogo nie ma w pobliżu.
- To... co słyszałaś?- zapytałam.
- Umm... Przez cały dzień nie dowiedziałam się niczego więc postanowiłam, że nie będę się tym zajmować, bo pewnie niczego nie znajdę...- westchnęła cicho - Ale kiedy wychodziłam z toalety zauważyłam w kącie wszystkich jego znajomych. Rozmawiali o nim, ale co chwilę się uciszali nawzajem i nie słyszałam wszystkiego...
- Jego tam nie było?
- Nie.- pokiwała głową.
- O czym mówili?
- O tym, że ta praca go pogrąży, że powinien ją rzucić, że to nie w porządku... Potem zaczęli rozmawiać o zabójstwie...-przełknęła nerwowo ślinę - ...i świadkach...
- Co?- nie wiedziałam co mam o tym myśleć, Lily raczej mówiła prawdę, była przerażona, ale skąd miałam gwarancję skoro nikogo tam nie było? -Nie widzieli cię?
- Byli na korytarzu, a ja w łazience. Kiedy skończyli rozmawiać sprawdzali czy nie ma nikogo w toalecie, zostały im chyba trzy kabiny do sprawdzenia, byłam w jednej z nich, ale przerwał im dzwonek i wyszli.
Wtedy zrozumiałam czemu Lily była tak przerażona. Nie wiadomo co by jej zrobili gdyby się dowiedzieli o tym, że tam była, a skoro sprawdzali toaletę, to mówili wcześniej o czymś ważnym. Nawet bardzo...


***


Chodziłam nerwowo po pokoju nie wiedząc co mam o tym wszystkim sądzić. Co chwilę patrzyłam na komputer, telefon czy drzwi nie za bardzo wiedząc co mam zrobić. Czy Harry napisze na fb, może wyśle SMS-a lub przyjdzie osobiście?
Tak minęły mi trzy dni, Harry przez ten cały czas był w szkole, ale mnie olewał...
Yeah...
Po szkole chodziłam nabuzowana i nerwowa, przyjaciele oczywiście na tym nie ucierpieli bo powiedziałam im, że źle się czuje... Niall dzwonił do mnie kilka razy, tak samo Kim i Lola, reszta tylko kazała im mnie pozdrowić. Poza Rick'iem oczywiście... Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, w domu nie było zbyt przyjemnie więc właściwie zanim wracałam siedziałam po kilka godzin w bibliotece i czytałam. Serena'y nie było w szkole bo musiała pojechać do chorej babci, miałam już nawet zaproszenie na jej pogrzeb, tylko, że nie znano jeszcze dokładnej daty...
Yeah...
Oczywiście zaproszenie było od babci Ser, kto inny mógłby wpaść na takie głupstwo? Chyba tylko ja...
Kiedy kłótnie w domu stały się ogłuszające postanowiłam wyjść na most, gdzie byli aktualnie moi przyjaciele.
Szybko się ubrałam i wyszłam niezauważona przez żadnego z domowników. Na most dotarłam w niecałe pięć minut, był dość blisko. Niall oczywiście przywitał mnie mocnym uściskiem, potem Kim objęła mnie lekko, a reszta skinęła głową na powitanie. Liam'a nie było ponieważ umówił się na randkę.
Wow...
Liam na randce...
Wow...
- Mieliśmy ostatnio akcję, szkoda, że ciebie nie było...- jęknęła Kim - Jeden chłopak miał złamaną rękę, inny nos, a jedna szmata wylądowała w szpitalu.
Nie rozumiałam czemu Kim była tak podniecona kiedy to mówiła... Serio.
- Tak...- westchnął Niall - Lola się na nią nieco wściekła...
Spojrzałam szybko na Lola'ę. Jak to możliwe? Lola nigdy wcześniej się nie biła, uważała, że to głupie i się nie mieszała. Nie możliwe, że to zrobiła...
- Jak...?- zapytałam zdezorientowana.
- Cóż... - westchnęła - Jędza uważała nas za bandę debilów i tchórzy więc... Yup... wściekłam się...
Spojrzałam na Kim, która właśnie kończyła całować Rick'a i ruszała w moją stronę. Wskoczyła na mnie i zaczęła rechotać jak małe dziecko.
- Zadzwonił?- zaśmiała się.
- Kto?
- Ten uroczy loczek... Miał fajowe dołeczki.- śmiała się.
- Harry?
- Nie wiem jak miał na imię, ale jakieś 2 tygodnie temu poprosił mnie o twój numer.
- Dałaś mu?!- wystrzeliłam jak z procy, to stąd miał mój numer.
- Jasne, że tak!- oburzyła się zabawnie - Koleś był miły, przystojny i mu się spodobałaś! Chciałam, żebyś kogoś poznała, a on był w twoim typie.
- Nie wiesz jaki jest mój typ.- zakryłam twarz dłońmi próbując dać jej znać z tego jaka jest głupia. Czasem mam przy niej wrażenie, że jestem w przedszkolu.
- No bo nigdy nie poznałam twojego chłopaka.
- To właśnie dobrze! Ja nie szukam i nie mam zamiaru szukać chłopaka! Więc szykuj się, że do usranej śmierci raczej nie zobaczysz mnie w obecności jakiegokolwiek mężczyzny!
Kim lekko dała mi znać, że rozumie iż postąpiła niewłaściwie spuszczając wzrok. Wypuściłam powietrze próbując się opanować.
Tego właśnie się spodziewałam, w towarzystwie Kim trzeba mieć stalowe nerwy, a te moje niestety były lekko nadszarpnięte... Nie chciałam, żeby była smutna z mojego powodu.
- Kim... -westchnęłam - Nie mieszaj się do mojego życia, dobra? Jeśli będę chciała pomocy czy pocieszenia, to ci powiem. Nie przejmuj się, że nie mam chłopaka. W moim życiu jest zbędny, yeah?
- Właściwie to tak... Zawsze radziłaś sobie sama, tak jakoś pomyślałam, że fajnie byłoby widzieć cię z kimś...
- Ma rację, za dużo siedzisz w domu, księżniczko.- usłyszałam męski głos za sobą, odwróciłam się, nie sądziłam, że jeszcze dziś go zobaczę...





-----------------------------------------------------------------------
Jak myślicie kto przyszedł?? W sumie to oczywiste (dla mnie XD)...
Cóż... do następnego, który pojawi się w środę, jak przewiduję, ale to może się jeszcze zmienić. Gdyby taka zmiana nastąpiła na pewno będzie o tym na asku.
Pozdrawiam
Olson*.*