niedziela, 25 stycznia 2015

Część 2!! :D

Doskonale wiem, że pod epilogiem zachowałam się jakbym właśnie dostała okresu xD strasznie was za to przepraszam, nie powinnam tak na was najeżdżać xD ogólnie notkę mówiącą o tym, że druga część się ukaże miałam dodać już dawno, ale nie mogłam bo byłam zbyt zajęta pakowaniem swoich rzeczy bo właściwie to nie wiem czy wiecie, ale aktualnie jestem w Londynie skąd was serdecznie pozdrawiam! Więc... 2 część naturalnie będzie, jednak pod nazwą 'Memories', nie muszę chyba tłumaczyć dlaczego xD
podałabym link, ale jesrem aktualnie na telefonie więc wejdźcie po prostu w mój profil i sami znajdziecie
ehh... jeszcze raz przepraszam i pozdrawiam wszystkich, którzy czytają, komentują, czytają i komentują, czytają, komentują i czekają na następne rozdziały... i wgl (sama nie wiem co pieprze) nom... co do drugiej części  to napisałam już prolog, który ukaże się tam wtedy co szablon, który prawdopodobnie zamówię jutro tak samo jak zwaistun, który swoją drogą mi nie wyszedł xD pozdrawiam i do zobaczenia w 2 części!!
Kocham Was!!! <3

czwartek, 22 stycznia 2015

Epilog

 po przeczytaniu epilogu nie omijaj notki pod spodem!!



Siedziałam na pomoście i pozwalałam łzom aby zaznały odrobiny wolności. Było zimno, ale nie miało to najmniejszego znaczenia. Moje nagie stopy muskały od czasu do czasu taflę wody i choć była ona lodowata to nie potrafiłam zaprzestać tej czynności. Zupełnie jakbym straciła kontrolę nad własnym ciałem.
Moja wyobraźnia kompletnie obumarła od licznych wyobrażeń skoków z mostu, morderst, samobójstw... wszystko by wspomnienie martwego ciała Harry'ego na ziemi nie było już tak bolesne, ale jednak bolało z każdą chwilą bardziej.
Nie potrafiłam wyrzucić go z mojej głowy.
Wszystkie wspomnienia niszczyły mnie od środka dając do zrozumienia, że już nigdy nie poczuję się tak wyjątkowo jak czułam się w jego towarzystwie. Te wspomnienia bolały. Bolało wiedzieć, że już nigdy nie usłyszy się jego głosu, że już nigdy się go nie dotknie, że się go więcej nie zobaczy i że więcej nie zatonie się w zieleni jego pięknych tęczówek.
Te wszystkie świadomości wywoływały u mnie niepohamowany smutek i ochotę śmierci tak wielką, że jedynie wiedza, że on zginął abym ja mogła żyć była na tyle wielka, że dawała radę ją wyprzeć.
Strasznie za nim tęskniłam, nie dopuszczałam do siebie faktu, że umarł i nigdy nie wróci. Byłam tego świadoma, ale to bolało tak bardzo, że wolałam wmawiać sobie tylko, że wyjechał i wróci kiedyś tam.
Właściwie to nie wiem ile czasu spędziłam siedząc nad jeziorem, ale zaczynało już świtać z czego wynikał smutny fakt, że spędziłam tam prawie 24 godziny.
Owinęłam się mocniej kurtką próbując przypomnieć sobie wspomnienia związane z tym miejscem, właściwie tam go poznałam, tam spędziliśmy bardzo dużo czasu na poznawaniu siebie nawzajem, to tam odbył się nasz pierwszy raz.
Kiedy o tym myślałam dziura w moim sercu i cierpienie było prawie nieodczuwalne.
Prawie.
Za sobą usłyszałam kroki, ale nie miałam na tyle siły by odwrócić się w tamtą stronę. Byłam zbytnio zdołowana by przynajmniej myśleć racjonalnie o tym, że niezbyt wiele osób wiedziało gdzie jest to miejsce.
Właściwie mógł to być jakiś pedofil z zamiarem zgwałcenia mnie, ale szczerze mało mnie to obchodziło.
Łzy płynące po moich policzkach kreśliły już doskonale znane sobie drogi, a moje oczy były strasznie przekrwione z powodu zmęczenia i na dodatek ciągłego płaczu przez prawie całą dobę, głowa pękała mi przez nadmiar wylanych z siebie łez.
Louis usiadł obok mnie i chwilę patrzył na to jak mierzę jezioro martwym wzrokiem, ale nie obchodziło mnie jego zdanie, miałam święte prawo by obchodzić żałobę w sposób jaki tylko chciałam.
- Już trzy dni...- westchnął - Minęły trzy dni od jego śmierci...
Na samą myśl o tym robiło mi się niedobrze. Chciało mi się wymiotować, wykrzywiłam twarz w niemiłym grymasie oznaczającym powrót fali płaczu.
Chwilę po tym po moich policzkach popłynęło dwa razy więcej łez, a z mojego gardła dało się słyszeć głośne jęknięcie, byłam na skraju wytrzymałości.
- Długo tu siedzisz?- zapytał dotykając pocieszająco mojego ramienia. Wzruszyłam ramionami całkiem obojętna temu ile już tam byłam i ile mogłabym jeszcze tam być - Mam coś dla ciebie.
- Myślisz, że miłość jest łatwa?- zignorowałam to co powiedział wcześniej.
Zastanawiał się chwilę, ale ostatecznie powiedział:
- Nie, ale nie jest też trudna.
Podniosłam swój martwy wzrok i zlustrowałam najpierw jego twarz z której również dało się wyczytać wielki ból po stracie bliskiej osoby, a potem moje oczy powędrowały do koperty, którą trzymał w drżącej dłoni.
Louis powoli podniósł dłoń i wręczył mi ową kopertę, a ja niepewnie wzięłam ją.
- Przeczytaj to.- powiedział chłopak z bolącym spojrzeniem - Może boleć, ale musisz.
Powoli otworzyłam kopertę wcześniej zauważając, że była ona zaadresowana do mnie.
Wyjęłam niepewnie zawartość bojąc się tego co zobaczę.

'Umarł brat, syn i przyjaciel...
Chcieliśmy z ciężkim sercem zaprosić Rose Baker na pogrzeb Harry'ego Styles'a...'

Dalej nie przeczytałam, szybko schowałam kartkę do koperty i oddałam ją Louis'owi. 
- Pójdziesz?- spytał z nadzieją. 
- Nie.- pokręciłam głową. 
Nie byłam w stanie mierzyć się jeszcze z faktem iż nigdy nie zobaczę już Harry'ego, to było dla mnie zbyt ciężkie. Wolałam zmierzyć się z jego grobem wtedy kiedy zmierzę się z samą sobą, na pewno nie zdołałabym dać sobie z tym rady zaledwie trzy dni po jego śmierci. 
- Wracamy?- znów usłyszałam głos Louis'a. 
Powoli pokiwałam głową na 'tak' po czym wstałam z pomostu i ostatni raz zmierzyłam się ze wspomnieniami z tego miejsca doskonale wiedząc, że jeśli miałabym kiedykolwiek zacząć żyć normalnie najpierw musiałabym pożegnać się z tym miejscem. 
Posłałam mu szybkie pożegnalne spojrzenie, a potem poprowadzona przez Louis'a dotarłam jego samochodem do domu. 











-----------------------------------------------------------------------
Pierwsza część oficjalnie skończona!!
Cieszycie się?
Tak... ja też nie
pozdrawiam wszystkich, chętnie zrobiłabym spis tego jak wyglądało to wszystko przez te kilka miesięcy, ale wydaje mi się to nie na miejscu ponieważ ... po prostu to co działo się przez ostatnie 2 tygodnie było nie do przyjęcia, przynajmniej dla mnie
nie miałam komu dawać dedykacji choć widziałam, że liczba wyświetleń jednego dnia przechodziła przez 150 i... no kurcze, przepraszam, że tak to ujmę, ale skoro ty człowieku czytasz i chcesz żeby rozdziały były dodawane jak najczęściej to powinieneś do cholery zostawić po sobie chociaż to pier*olone serduszko, tak?!
przepraszam, ale serio targają mną emocje, no bo do cholery przy rozdziale około 20 było po 9 komentarzy, a teraz się rozleniwiliście to ja tego chyba nie rozumiem
a co do uwagi daisymalik to ja wcale nie muszę robić tej 2 części bo jak to nie ma sensu to po co?
nie no, piszcie czy mam pisać 2 część czy nie, bo mi już jest to ku*wa serio obojętne jak wy nie macie dawać po sobie rzadnego śladu życia
i mówię o tych około 100 osobach które czytają, ale nie komentują nie wiadomo dlaczego
bo ja serio uwielbiam taką Wiktorię Nykiel, daisymalik, melę, chociaż ona komentuje z anonima to z tego, że te osoby zostawiają po sobie jakiś znak życia prawie pod każdym rozdziałem i ja serio wiem kim wy jesteście i jest to serio bardzo miłe i nawet gdyby tylko te kilka osób napisało mi, żebym jednak napisała tą 2 część to ja nie zastanawiałbym się wcale czy mam pisać czy nie
od razu siadłabym przed komputerem i napisałabym jakieś 5 rozdziałów w pełni szczęscia
znalazł się jeden kometarz w którym było napisane 'świetny rozdział' tylko dlatego, że następny nie pojawiał się przez dość sporo czasu
przeprazsam, że się tak rozpisałam


JEŚLI CHCESZ 2 CZĘŚĆ = ZOSTAW KOMENTARZ
TO SERIO JEST CHOLERNIE WAŻNE DLA MNIE

Rozdział 37

 bez dedykacji


 ~*~



Obudziłam się, ale nie całkiem, oczy dalej miałam zamknięte. Słyszałam rozmowy choć nie byłam w stanie rozpoznać słów, czułam zapachy, ale... były one inne, nigdy nie czułam czegoś takiego. Zmęczona próbowałam okryć się pościelą, która zjechała ze mnie w nocy, ale moje ręce utkwiły na górze mojego ciała.
Zaspana otworzyłam oczy i wtedy dotarła do mnie dołująca prawda. Nie było pościeli, a ja nie leżałam w ciepłym łóżku, a to wszystko było rzeczywistością.
Zostałam powieszona na linie za moje biedne ręce i wisiałam tak razem z Harry'm u boku nad olbrzymią studnią.
Przed studnią na krześle siedział mężczyzna z mojego snu, znalazłam jego ciało, wyglądał na miłego starszego pana, zadziwiające jak czasami pozory mylą.
- Nie zrobisz jej tego!- syknął Harry najwyraźniej nie wiedząc, że się obudziłam.
Mężczyzna zaśmiał się zbyt zajęty rozmową z chłopakiem by zauwarzyć drobny szczegół którym naturalnie byłam ja.
- Mam ją tylko zlikwidować, metoda jest szczegółem, kochany. - zaśmiał się składając dłonie na kolanach.
Chwilę później odwrócił wzrok w moją stronę i klasnął zadowolony po czym wstał.
- Jak to miło, że do nas dołączyłaś!- krzyknął rozbawiony.
Harry momentalnie odwrócił do mnie twarz i bezgłośnie wypowiedział 'przepraszam', a mnie łzy napłynęły do oczu.
Czyli, że teraz oboje mieliśmy umrzeć?
- Dlaczego jesteśmy przywiązani?- zapytałam cicho.
- Mój były szef uwielbia stare filmy. - wydukał zmieszany Harry.
Spojrzałam na mężczyznę, który przyglądał nam się w skupieniu. Widząc mój wzrok na sobie zaczął mówić.
- Myślałem, że będziesz wolała by wyjaśnił ci Harry sposób w jaki umrzecie, ale skoro wolisz bym zrobił to ja...- westchnął niezbyt poruszony - Uwielbiam oglądać 'Klejnot Nilu', widziałaś to kiedyś?
Chciałam pokiwać głową na 'tak', ale emocje jakie mną targały nie pozwalały mi na nic więc patrzyłam na niego wyczekująco.
- Cóż... oboje jesteście przywiązani linami nad studnią.- zaśmiał się jakby to było mega zabawne z jego strony - Linę Harry'ego oblejemy krwią jagnięcą. Szczury uwielbiają takie smakołyki więc wyjedzą wszystko na czym ona się znajdzie.
W tym samym czasie jacyś ludzie oblali linę krwią, a już kilka sekund potem zbiegły się szczury, które z apetytem zaczęły ją wyjadać.
- Twoją zaś linę - mężczyzna wskazał na mnie - Wyżre kwas.
Spojrzałam w drugą stronę gdzie inny mężczyzna włączył urządzenie z którego równomiernie kapała kropla żrącej substancji.
- Umrzecie oboje, ale... nie wiadomo kto pierwszy.- zaśmiał się lakonicznie starszy pan - A teraz macie czas na rozmowę, ja sobie siądę i posłucham.
Usłyszałam ciche westchnienie obok mnie, powoli zamknęłam oczy wiedząc, że nie jestem w stanie mierzyć się ze wzrokiem chłopaka.
- To chyba moja wina.- zaśmiał się ponuro.
- Nie prawda.- przerwałam z ciągle zamkniętymi oczami - Gdybym nie zrobiła głupiej scenki wtedy na polanie zdążylibyśmy i nie byłoby nas tutaj.
Westchnął.
Chyba miałam rację.
- Ale mogłem powiedzieć ci wcześniej...
Miałam dość, nie chciałam kłócić się z nim w ostatnich chwilach życia.
- Więc czego tego nie zrobiłeś?- powiedziałam patrząc mu prosto w oczy, a moje zaczęły się szklić. Chłopak westchnął rozmyślając nad odpowiedzią.
- Kiedy wyjechałaś chciałem ci to powiedzieć.- oznajmił.
Gdybym mogła uderzyłabym się zmieszana ręką w twarz, serio.
- A ja głupia nie odbierałam...- burknęłam wkurzona.
- Później przeraził mnie fakt, że postanowili zabić Lola'ę.
Mężczyzna zaśmiał się.
- Miałem cię na celowniku już dłuższy czas, a kiedy pobiłeś Richard'a, którego wysłałem po tę dziewczynę doskonale wiedziałem, że nie przeżyjesz po tym jak mi ją dostarczysz. - zaśmiał się.
Czyli... Ten chłopak, który chciał mnie zgwałcić przyszedł po mnie bo...
- Zawalałem terminy.- chłopak wyczuł o czym myślałam - Ale chciałem cię chronić.
- Nie obronisz mnie przed życiem.- jęknęłam - Oszukałeś mnie. Dlaczego?
- Nie znałem cię. Ale zawalałem terminy bo później cię poznałem i nie wyobrażałem sobie życia bez twojej przyjaźni.
Przyjaźni...
Przyjaźni...
Kurwa!
Przyjaźni?!
Serio?!
- A ja sie w tobie głupia zakochałam!- wykrzyczałam i znów odwróciłam wzrok nie chcąc widzieć jego reakcji.
- C-co?- zapytał zaskoczony i chyba zmieszany - Jak to?
- To już raczej nie ważne, bo zaraz oboje utoniemy w studni. - przewróciłam oczami patrząc pod siebie - A fakt, że ... chciałeś mnie oddać na śmierć sprawił, że trzymałabym się od ciebie z daleka.
- Przepraszam...
Mężczyzna słuchający naszej rozmowy klasnął w dłonie z rozbawienia.
- Ale się porobiło!- zaczął się śmiać - Nawet ja nie miałem cię Harry za takiego uwodziciela!
Spojrzałam na kwas, który zaczynał pożerać coraz więcej mojej liny. Byłam pewna faktu, że Harry zmuszony był do oglądania mojej śmierci jako pierwszy, bo w końcu nie dajmy się zwariować, ale szczury nie zjadłyby jego liny szybciej niż kwas moją.
Ledwo o tym pomyślałam i poczułam jak spadam na dół, a Harry krzyczy, jednak lina wytrzymała jeszcze chwilę przez co zawisłam w niezmiennej pozycji trochę niżej niż Harry.
Chłopak zaczął klnąć pod nosem doskonale wiedząc, że nie może nic zrobić aby wydłużyć mój żywot.
Mimowolnie po mojej twarzy zatoczyła się łza, która spadła zamiast do studni na jakąś dziwną powłokę nad nią.
To była iluzja?
Nad studnią znajdowała się szyba oddzielając nas oboje od wody, i tylko ja o tym wiedziałam.
Ha-Ha!
Patrzyłam na to dosyć zdziwiona, no bo kto by nie był zdziwiony, wszyscy w pomieszczeniu byli przekonani o tym, że oboje umrzemy.
I nagle moja lina się przerwała, znów słyszałam krzyk Harry'ego, który jednak zamilkł kiedy mocno uderzyłam tyłkiem w szybę. Spokojnie mogłabym powiedzieć, że wszyscy widząc to zjawisko patrzyli na mnie jak na Jezusa. Tylko, że on chodził po wodzie, a ja w tamtej chwili 'chodziłam po powietrzu'.
Mężczyzna podszedł do studni i przejechał ręką po szybie.
Następnie zaczął się śmiać.
Yyyy... okay...
- Wygląda na to, że trzeba was będzie wykończyć tradycyjnie. - powiedział mierząc mnie wzrokiem. Nie zdążyłam się jednak skupić bo lina Harry'ego puściła i ten upadł na szybę zaraz obok mnie. Szybko się do niego przysunęłam, a on objął mnie w talii. Czułam się bezpieczna, ale doskonale wiedziałam, że i tak nie przeżyjemy.
Mężczyzna kiwnął głową na jakichś kolesi, a oni ruszyli w naszą stronę, Harry widząc to objął mnie jeszcze mocniej, a mi łzy zaczęły zbierać się w oczach.
Rozstanie miało nadejść szybciej niż myślałam.
Odwróciłam się do niego przodem i objęłam go zarzucając mu ręce za szyję.
- Kocham cię.- wyszeptałam.
Usłyszałam tylko jak głośno przełyka ślinę czując, że jest to z mojej strony pożegnanie.  Poczułam jak jakiś osiłek łapie mnie w talii i odciąga od Harry'ego, który chwilę potem rzucił się na niego, ale został zabrany przez jakichś czterech innych mężczyzn. Staliśmy jak męczennicy na przeciwko siebie i patrzyliśmy się sobie w oczy przepełnieni smutkiem i żalem.
Szef Harry'ego patrzył na nas z politowniem.
- Wiecie...- potarł się po karku - Patrząc tak na was mógłbym wam odpuścić... Ale za dużo mi za ciebie zapłacą.- powiedział kierując głowę w moją stronę - Za to, że jesteś dość grzeczna i wzbudziłaś moje współczucie odeślę cię do domu...
W oczach Harry'ego dało się widzieć wyraźną ulgę.
- ...Kawałek po kawałku...- dokończył mężczyzna, a ja słysząc te słowa opuściłam głowę i w ciszy uroniłam kilka łez.
Czułam na sobie współczujący wzrok wszystkich mężczyzn, tych, którzy trzymali Harry'ego i tego, który trzymał mnie. Wcale nie musiał tego robić bo doskonale wiedział, że nie uciekłabym bez Harry'ego, a nie dałabym rady rzucić się i pokonać wszystkich tych mężczyzn.
Kiedy mężczyzna trzymający mnie zaczął się oddalać całe życie stanęło mi przed oczami, widziałam jak mama uczyła mnie chodzić, jak ojciec wyjechał, widziałam mój pierwszy raz, zobaczyłam Lola'ę śmiejącą się i Niall'a, który wbrew wszystkiemu zawsze próbował być przy mnie, już od najmłodszych lat.
Zobaczyłam też Harry'ego.
Słyszałam jego stłumiony krzyk by mnie puścili.
Kiedy zniknęliśmy za drzwiami wróciło mi jasne myślenie i zaczęłam się wyrywać. Facet tylko przyciągnął mnie do siebie.
- Jestem po waszej stronie.- wyszeptał patrząc w moje załzawione oczy - Richard mnie przekonał.
Patrzyłam na niego w ciszy i gdy zdałam sobie sprawę z tego, że jestem bezpieczna tą jedną chwilę zaczęłam płakać ze szczęścia.
Mężczyzna objął mnie mocno, a zaraz potem do pomieszczenia wszedł Richard, mężczyzna, który chciał mnie zgwałcić.
Ej, czemu on mi pomagał?
- Wiesz...- zaczął dość niepewnie - Nie sądziłem, że kochasz Harry'ego. Pewnie gdybym się o tym nie dowiedział to nie pomógłbym wam teraz, ale zabijanie niewinnych ludzi wychodzi mi już bokiem i chciałbym to powstrzymać...- szukał u mnie chyba wsparcia i wybaczenia za to co próbował zrobić i niemal mu nawet wyszło - Chciałem cię też przeprosić... Wiem, że zachowałem się jak skończony dupek, ale...
- Pomożemy Harry'emu czy masz zamiar mówić jeszcze pół godziny?- zaśmiałam się podchodząc do niego i przytulając go mocno. Chłopak odwzajemnił szybko uścisk, a zaraz potem spojrzał na mnie z wdzięcznością.
- Jesteś pewna, że chcesz nam pomóc?- zapytał.
Kiwnęłam jedynie głową zadowolona.
- Musisz więc zacząć krzyczeć i piszczeć najgłośniej jak tylko potrafisz.
- Co? Nie!- oburzyłam się zdezorientowana - Nie ma mowy!
- Musisz, to da policji namiary miejsca w którym jesteśmy. Wierz mi, że oddziały specjalne są już na miejscu, ale nie wiedzą dokładnie gdzie jesteśmy, trzeba im pomóc, rozumiesz?
- Ale Harry pomyśli, że ktoś mi coś mógł zrobić.- próbowałam usprawiedliwić swoją niechęć do tego czynu, ale bądźmy poważni.
Nie wyszło mi.
Richard wywrócił oczami i zaatakował mnie na co się okropnie przestraszyłam, w ręku trzymał nóż, którym przeciął wewnętrzną stronę mojej dłoni, a ja zaczęłam się wyrywać, piszczeć i krzyczeć jednocześnie.
- Uspokój się.- zaczął się śmiać z mojej reakcji - Naprawdę musiałem.
Chwilę później wręczył mi bandaż, a ja mordując go wzrokiem wzięłam go od niego niechętnie.
- Ty skurwysynie! Puść ją!- usłyszałam krzyki Harry'ego - Nic ci nie zrobiła!
- Mam tam iść mu pomóc?- usłyszałam głos jakiegoś innego mężczyzny, ale zostało mu przerwane przez głos szefa Harry'ego, który zaczął się śmiać.
- Zwariowałeś? Przecież sobie świetnie radzi!
Chwilę później rozległy się na górze jakieś szmery.
Richard pogładził mnie po ramieniu i kazał się odsunąć.
- Zaczynamy.- powiedział do mężczyzny, który mnie przyprowadził, a on kiwnął głową porozumiewawczo i oboje weszli do środka.
Zostawili uchylone drzwi przez co Harry zobaczył, że ze mną wszystko w porządku. 
Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie.
Strzały...
Kilka osób na ziemi...
Komendant policji, który przypadkowo znalazł się w moim polu widzenia, policja już tam dotarła.
Widziałam jeszcze jak szef patrzy Harry'emu prosto w oczy i w momencie kiedy któryś z policjantów miał go aresztować ktoś przymknął drzwi, a ja usłyszałam strzał i mimowolnie podeszłam do drzwi i przez szparę, która pozostała zobaczyłam jak Harry leży na ziemi bez ruchu.
Zaczęłam krzyczeć i płakać, wybiegłam w jego stronę, ale Richard, który akurat znajdował się blisko nie pozwolił mi na to i złapał mnie, a potem odciągnął od tej jadki.
Kiedy znaleźliśmy się w bezpiecznym miejscu objął mnie bez słowa,a  ja zaczęłam ronić łzy w jego koszulkę.










-----------------------------------------------------------------
Więc... ostatni rozdział...
co do 2 części to nie mam zielonego pojęcia kiedy zacznę ją pisać
na razie trochę czasu chciałabym poświęcić magnetowi, który jest nieco zaniedbany
epilog dodam o 15.00
całuję
nie daję więcej dedykacji bo cały czas komentują te same osoby :(

środa, 21 stycznia 2015

Rozdział 36

Też bez dedykacji :'(


~*~



Oboje byliśmy w szampańskich humorach po poprzedniej wspólnej nocy, ale martwiła mnie jedna rzecz. Harry'ego coś gryzło, nie pozwalało się skupić, był cały czas nieobecny, ale szczęśliwy.
Około godziny 10 zobaczyłam tabliczkę z napisem 'Chelmsford'.
- To w tym mieście. - oznajmił Harry, a ja poprawiłam się na siedzeniu nie mogąc doczekać się kiedy w końcu opuszczę samochód.
Chwilę wierciłam się na miejscu z kompletnym bananem na twarzy, ale mój humor kompletnie popsuł się kiedy zobaczyłam ból i smutek wypisany na twarzy Harry'ego.
- Co jest?- zapytałam - Nie cieszysz się? Jesteśmy na miejscu, uśmiech!- starałam się rozbawić chłopaka, ale jego wyraz twarzy tylko
się pogorszył.
- Rossie...- westchnął - Głowa mnie boli, błagam, nie odzywaj się.
- Oh... - westchnęłam i oparłam się o siedzenie.
Dobra, rozumiałam, mnie też czasami bolała głowa, normalna rzecz.
Też wtedy nie chciałam by ktoś gadał cokolwiek do mnie.
Postanowiłam odpuścić, choć ton z jakim to wypowiedział był dość bolesny, równie dobrze mógłby powiedzieć 'mam dość twojego ciągłego gadania, więc stul pysk i rozkoszuj się tym, że zaraz znów będziesz czuć pośladki'.
Smutne...
Czasami wydawało mi się ze jestem jedynie piątym kołem u wozu...
Westchnęłam nieco poirytowana ciszą, która znów okazała się nie do odgonienia. Zaczęłam się kręcić niespokojnie.
Ogarnęły mnie dość nieprzyjemne uczucia. Miałam... przeczucia... bardzo niedobre przeczucia, czułam, że coś nie gra, że coś pomimo dobrej atmosfery jest złe, bardzo złe.
Harry spojrzał na mnie zdziwiony, ale nic nie powiedział.
Bał się?
Nie mam pojęcia.
Nawet jeśli to... czego niby miał się bać? On? Bać się?
Śmieszne.
Co więcej mogłabym powiedzieć? Przecież on... był typem osoby bez skrupułów, która...
Która nie miała zasad.
Przykro mi to mówić, na prawde.
A najbardziej bolał mnie fakt, że mówiłam prawdę.
Okropne uczucie kochać kogoś o kim doskonale wie się, że nigdy nie można by mu w pełni zaufać. Kochałam go, owszem, ale... nie pozwoliłabym mu na wszystko czego by zapragnął.
Nigdy.
Nawet najbliższej rodzinie nigdy bym nie zaufała 'całkiem'.
Popełniłam już jeden błąd i zdecydowanie się na nim nauczyłam, niestety odbiło się to na mojej psychice i nie wiem czy było to dobre czy złe, że byłam cholernie nieufna.
Kiedy zatrzymaliśmy się na jakimś podjeździe ocknęłam się i spojrzałam na Harry'ego, a on trudząc się z bólem, nie wiem jakim, powiedział, że jesteśmy na miejscu.
Wtedy spojrzałam na budynek przed nami i... zamarłam. Doskonale znałam to miejsce. Wiedziałam, że niosło ze sobą złą aurę, pomimo, że nie wierzyłam w rzeczy tego typu.
To był ten budynek... ta ruina, którą doskonale znałam z moich dwóch snów. Wystarczyło by wiedzieć, że nigdy sama bym tam nie weszła.
Ale nie byłam sama.
Przełknęłam nerwowo ślinę.
Harry zauwarzył, że gdy zobaczyłam budynek strasznie się wystraszyłam.
- Co jest?- zapytał przejęty dotykając delikatnie mojego kolana, strzepałam jego czuły gest i wskazałam na ruinę przed nami.
- Mam tam iść?- zapytałam wskazując na to... coś.
Kiwnął głową.
- Coś się dzieje?
- Śniło mi się, że znalazłam w tym budynku swoje ciało, Harry.- powiedziałam łapiąc się za głowę. Chwilę mierzyłam się z własnym strachem i patrzyłam na budynek, ale w końcu poddałam się i zwróciłam swój wzrok w kierunku chłopaka.
Kiedy miałam już wysiadać szybko ruszył z miejsca.
- Co się dzieje?- zapytałam wystraszona.
- Nie pozwolę ci tam wejść.- warknął, ale raczej nie do mnie.
Zwariował?
Chyba tak.
Normalni ludzie nie mówią do siebie, a co dopiero warczą tak jak on.
- Wiesz...- zaśmiałam się szorstko - Nie mam bladego pojęcia co się dzieje, ale mam totalnie złe przeczucia.
Spojrzał na mnie pełen bólu, a ja już wiedziałam, że jeśli miał mi coś powiedzieć to raczej by mi się to nie spodobało.
Pokazałam mu otwartą dłoń dając do zrozumienia żeby na razie nic nie mówił.
Dobrze to odczytał bo skierował wzrok na drogę i dość sporo przyspieszył. Złapałam się za głowę próbując pomyśleć nad pytaniem, które powinnam zadać, doskonale wiedziałam, że Harry nie miał wyjścia i musiał mi odpowiedzieć.
'Kochasz mnie?'- pomyślałam głupio, ale w duszy skarciłam się za moją głupotę, która nieźle dawała mi po twarzy.
Myślałam jakiś czas i nagle mnie olśniło.
- Dlaczego kiedy tutaj jechaliśmy miałeś wypisany ból na twarzy?- zapytałam dość... dziwnie, ale... no jak miałam to powiedzieć?
'Coś cię gryzło?'
'Musiałeś zrobić kupę, ale nie mogłeś?'
Jestem idiotką.
Kiedy usłyszałam swój głos miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Ale z otępienia wyrwał mnie brak odpowiedzi.
Spojrzałam na Harry'ego wyczekująco, a on westchnął tylko głośno.
- Odpowiesz mi?
- Raczej nie.- powiedział ciężko.
Prychnęłam głupio doskonale wiedząc, że powie mi to prędzej czy później. A akurat czas zależał ode mnie.
- Jesteś pewien? Właśnie utwierdziłeś mnie w przekonaniu, że zadałam dobre pytanie. - oznajmiłam z głupim uśmiechem na twarzy.
Westchnął zawiedziony, pewnie go w tym uświadomiłam.
- Odpowiesz mi?- zapytałam znów.
- Nie.
Pokiwałam głową próbując ukryć, że ta odpowiedź serio odbiła się na moich uczuciach. Marnie mi to wyszło.
- Zwolnij.- rozkazałam dotykając klamki.
Spojrzał na mnie zdziwiony, chyba nie spodziewał się, że to powiem.
- Zwolnij.- powiedziałam znów - Od ciebie zależy czy przeżyję kiedy opuszczę ten samochód. Albo zwolnisz i wysiądę normalnie albo zabiję się wysiadając teraz. To jak?
- Nie.- jęknął.
- Więc wysiądę teraz.- oznajmiłam i otworzyłam drzwi, a następnie odpięłam pas. Kiedy tylko mocna smuga wiatru dotknęła mojej twarzy zdałam sobie sprawę, że serio mogłabym się zabić. Przełknęłam nerwowo ślinę doskonale wiedząc, że tego nie zrobię.
Zaraz potem Harry złapał mnie w talii i znów posadził mnie na siedzeniu pasażera.
Spojrzałam na niego wyczekująco, widziałam, że nie radził sobie z milczeniem z mojej strony.
Podniosłam brew i znów położyłam dłoń na klamce, a on zareagował w sposób jakiego się nie spodziewałam. Skręcił niesamowicie szybko na jąkąś polanę i zachamował tak, że prawie udeżyłam w deskę rozdzielczą.
- Dobrze.- jęknął - Powiem.
Uśmiechnęłam się na te słowa i naszykowałam do usłyszenia długo wyczekiwanej prawdy.
- To wszystko było zaplanowane, nasza znajomość. Miałaś mi zaufać, rozumiesz?- powiedział całkiem rozbity.
Patrzyłam na niego chwilę w ciszy nie wiedząc jakie mam zadać pytanie by to trzymało się kupy, postanowiłam się nie odzywać i czekać aż on sam dokończy.
Patrzył na mnie wyczekując wsparcia w tym, że chociać uśmiechnę się do niego.
Nie ma mowy.
Westchnął rozumiejąc mój brak chęci.
- To wszystko zaczęło się kiedy na ciebie wpadłem...- zaczął - To było planowane jakiś miesiąc... Miałem się do ciebie zbliżyć. Nie wiedziałem dlaczego...
- N-nie rozumiem. - zaczęłam się jąkać - Zaplanowane? Mów jaśniej.
Mocno zacisnął powieki i z zamkniętymi oczami zaczął mówić:
- Ja... Ja mam dość nietypową pracę. Mówiłem ci o tym.
- Coś wspomniałeś.
- Zajmuję się świadkami. - oznajmił - Sprowadzam ich do mojego szefa, a on rozmawia z nimi. Czasem im pogrozi. Nic wielkiego.
- Świadkami?- powtórzyłam niedowierzając.
- Widzieli zabójstwa, gwałty, kradzieże... różne rzeczy. - westchnął - Moim zadaniem jest sprowadzenie ich do szefa, nie należy do moich obowiązków patrzenie na to w jaki sposób sprawia, że w sądzie nic nie zeznają.
- 'Aż tak to nie.'- potórzyłam jego słowa, które przypomniałam sobie z wieczoru nad jeziorem kiedy pytałam go o jego pracę.
'- Jesteś zabójcą? Superbohaterem? Iron Man'em?
- Aż tak to nie...' 
Więc to miał na myśli!
Ah!
Spojrzałam na niego, a on nieznacznie kiwnął głową. 
- Ale co to ma wspólnego ze mną?- zapytałam. 
- Ty możesz osądzić Rick'a o gwałt, a jego ojciec jest... grubą rybą i nie byłoby to dla niego dobre. Tymbardziej wygrałabyś rozprawę ze względu na wczesną godzinę imprezy i po prostu wiele ludzi widziałoby to zdarzenie. Słyszęliby przynajmniej twoje krzyki, a to już znak tego, że jest źle. Zbyt dużo byłoby takich osób, zwłaszcza, że dokładnie nie wiadomo kto przebywał tam wtedy. 
Złapałam się za głowę. 
- Chcieli bym przestała mówić? 
- Chcieli cię zabić, Rose. Jesteś dziewczyną, która... ma dość... Po takim numerze wykręconym z jego strony nie zastanawiałabyś się ani chwili by go pozwać. 
- Racja.- westchnęłam.
Myślałam chwilę i w końcu spojrzałam przerażona na Harry'ego. 
- Wiozłeś mnie na pewną śmierć!- krzyknęłam ze łzami w oczach - Jak mogłeś?! A ja ci zaufałam!
Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.
Nie wiem czemu on zaczął mnie pocieszać, przecież... przecież było mu obojętne czy ze mną wszystko w porządku.
Z resztą... już tyle osób płakało przed nim, że pewnie nie zwracał na to wielkiej uwagi.
- Rose...- pogładził mnie czule po plecach. Szybko strąciłam jego rękę i spojrzałam na niego przerażona.
- Ja... Ja ciebie nie znam.- wykrztusiłam - Jesteś dla mnie obcą osobą, nasza cała znajomość była fikcją.- zaczęłam się gorączkowo śmiać - Wszystko było zaplanowane, tak?! Miałeś mnie przelecieć kilka razy, a potem zawieźć żeby mi strzelili między oczy?!
Wszystko zaczęło wirować mi przed oczami.
Po moich policzkach łzy płynęły swobodnie i tak się zdaje, że tylko one były szczęsliwe z wydostania się na wolność.
- Rose...- jęknął - Znasz mnie jak nikt inny, przysięgam...
- I na dodatek kłamiesz...- powiedziałam ledwo słyszalnie, a potem złapałam za klamkę i wyszłam na świeże powietrze.
Słyszałam jak chłopak wysiada za mną i biegnie. Chwilę potem przeciął mi drogę.
- Nie możesz tak po prostu iść, to nie jest bezpieczne...- zaczął mówić, ale go wyminęłam więc po prostu szedl za mną - Oni ciągle cię szukają, jesteś w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
- Wątpię żeby w twoim towarzystwie było lepiej.- powiedziałam cicho idąc dalej - Chciałeś oddać mnie mordercom.
- Rose... pamiętasz jak kiedy byliśmy nad jeziorem powiedziałem, że zawaliłem?
Mój umysł nie potrafił przypomnieć sobie takiej sceny, ale po chwili stanęła przede mną w pełnym blasku.
To nie było jakieś głośne, po prostu wymamrotał pod nosem 'zawaliłem'.
Nad jeziorem.
Ohh... Chciałabym cofnąć czas i uciec od niego jak najdalej.
- Już wtedy wiedziałem, że nie pozwolę aby coś ci się stało.- powiedział znów stając przede mną - Tak samo kiedy byłaś u mnie w domu i powiedziałem, że się myliłaś. Bo przyjaźń nie jest dobra, nie dla mnie.
Patrzylam na niego badawczo.
Faktycznie mówił te wszystkie rzeczy.
- Obiecałem, że nie pozwolę by stała ci się krzywda, pamiętasz?
Kiedy u niego nocowalam...
Tak...
Powiedział to.
Wszystkie drobne szczegóły zaczynały składać się w drobną całość.
Nieobecności w szkole... Był w pracy... Zawoził świadków...
- Dlaczego miłabym ci ufać?
- Bo nie zawiodłabyś się na mnie znowu. Już nigdy.- powiedział podchodząc do mnie bliżej.
To tak cholernie bolało kiedy wiedziałam, że on... Że on chciał mnie zabić.
- Przez jakiś czas spałem pod twoim domem bo się o ciebie bałem. Nie wiedziałem dlaczego miałabyś zeznawać. Nie wiedziałem niczego... Mój szef dał mi ciebie bez żadnego cackania się, a potem doszło do mnie, że nie jesteś normalna.
- Czemu ty?- zapytałam z zaszklonymi oczami.
- Miałem dostać awans. Zabijać ludzi. Jak Richard, którego już poznałaś.
- On jest mordercą?- zapytałam zszokowana.
Dotykał mnie morderca?
Boże...
- Oboje jesteśmy teraz w niebezpieczeństwie. Pokazałem się z własnej głupoty pod tym budynkiem i teraz nas pewnie szukają. Nie mamy dużo czasu, musimy uciekać, Rose.
Spojrzałam na niego tępo i zdałam sobie sprawę z niebezpieczeństwa.
Szybko odwróciłam się i poszłam w stronę samochodu, Harry szedł za mną.
Ale kiedy byłam już przy drzwiach  odwróciłam się by go przytulić, ale nie było go za mną. Rozglądałam się gorączkowo i zobaczyłam go zaraz obok mnie, trzymał go jakiś wielki osiłek, a przede mną stał mężczyzna, który przyłożył mi do twarzy jakąś mokrą szmatkę.
- Do widzenia.- wyszeptał mi do ucha gdy odlatywałam. Usłyszałam jeszcze tylko krzyk Harry'ego a potem zasnęłam.







--------------------------------------------------------------------
 Więc...
wyjaśniłam już chyba wszystko xD
został jeszcze tylko rozdział 37 i epilog
będzie jeszcze 2 część i w tej chwili robię zwiastun (tak, ja sama robię zwiastun)
emm...
piszcie komentarze
następny jutro o 11.30 ;)

JEŚLI CZYTASZ = SKOMENTUJ
JEŚLI SKOMENTUJESZ = JEST SZANSA, ŻE NASTĘPNY ROZDZIAŁ  BĘDZIE DEDYKOWANY TOBIE

Rozdział 35

Rozdział dedykowany Asi R
Całuję i pozdrawiam :**

~*~




Pogrzeb odbył się cztery dni później i oczywiście na nim byłam.
Smutna weszłam do swojego mieszkania, wprowadziłam się tam zaraz po tym jak matka po moim przyjeździe zaczęła dawać mi wykłady. Uznalam, że dłużej tam nie wytrzymam, spakowałam swoje torby i już godzinę później byłam na swoim.
Zamknęłam drzwi nogą, rzuciłam torebkę na fotel i usiadłam zdołowana na kanapie.
Kochałam siedzieć sama, miałam spokój i nie musiałam martwić się o rzeczy, które mnie nie dotyczyły.
Westchnęłam i położyłam laptopa na kolanach. Włączyłam go i niechętnie zaczęłam przeglądać facebook'a.
Chciałam zadzwonić do Ser, ale... jakoś w ostatnich dniach nie miałam na nic siły. Cała reszta naszej paczki przechodziła przez to co ja. Głównie Kat, która była z Lola'ą równie blisko co ze mną. Niall podobno miał się dobrze, dzwonił do mnie i pytał jak się czuję, ale... no oczywiście nie mówiłam mu prawdy. Byłam kompletnie zdołowana, a fakt, że na mojej przyjaciółce dokonano 'zamachu', którego nie przeżyła nie poprawił mojego samopoczucia.
Zniesmaczona odłożyłam laptopa i oparłam się o oparcie fotela.
Siedziałam chwilę w ciszy, aż w końcu zadzwonił telefon. Już myślałam, że Harry znów chce zakłucać mój spokój, ale... dzwonił jakiś numer prywatny.
Wykrzywiłam twarz w grymasie niezadowolenia i odebrałam telefon.
Słyszałam jakieś szmery.
Już chciałam się rozłączyć kiedy usłyszałam krzyki. To był głos Lola'i. Ktoś nagrał wypadek...
O Boże...
Po moich policzkach zaczęły spływać łzy, zakryłam usta dłonią zszokowana.
- Pamiętasz co stało się cztery dni temu?- zapytał jakiś ochrypnięty głos. Mogłam poznać, że był to jakiś starszy mężczyzna.
Jęknęłam wycierając moje mokre od łez policzki.
- Będziesz następna.- zaśmiał się i rozłączył.
Zaczęłam płakać w kompletnym szoku.
To był jakiś seryjny morderca?!
Chciał zabić wszystkich z mojej paczki?!
Najpierw Lola, potem ja, kto następny? Niall?
Kiedy tylko zaczęłam myśleć o tym, że ktoś chce mojej śmierci pobiegłam w kąt pokoju i wbiłam się w zagłębienie w ścianie i zaczęłam skomleć jak mogłam najciszej.
Co miałam zrobić?
Jeśli miałam być następna to może morderca jechał już do mojego mieszkania?
Szybko wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Harry'ego.
Nie wiem czemu...
Może miałam tą świadomość, że on był w stanie mnie obronić, albo po prostu chciałam powiedzieć mu, że go kocham? Może nie chciałam odchodzić z tego świata nie mówiąc mu ile dla mnie znaczy?
Nie usłyszałam ani jednego sygnału, a on już odebrał.
- Rose?- zapytał - Wysłuchasz mnie? Błagam.
Zaczęłam płakać, nie byłam w stanie pozbierać swoich poszarpanych uczuć.
- Rose? Rossie? Co się dzieje?- pytal rozkojarzony.
- Przyjedź tutaj, potrzebuję cię.- jęknęłam - Proszę.
- Rossie, co się dzieje?- pytał zmartwiony - Nie rozłączaj się, jestem już w samochodzie, jadę do twojego domu.
Powiedziałam mu, że mieszkam pod innym adresem, a gdy tylko to usłyszał zaczął klnąć pod nosem, nie wiem czemu.
- Harry? Wszystko dobrze?- zapytałam wycierając policzek, który był serio cały mokry.
- Nie, nic nie jest dobrze. Jestem już pod twoim budynkiem. Poczekaj, zaraz będę. - rzucił i się rozłączył.
Słysząc te słowa wyrzuciłam telefon i stanęłam przed drzwiami. Chwilę potem usłyszałam pukanie.
- Rossie, to ja.- powiedział łagodnie Harry, a ja bez chwili zastanowienia otworzyłam drzwi i nawet na niego nie patrząc odwróciłam się i stanęłam w środku pokoju plecami do niego. Słyszałam jak zamyka drzwi.
Kiedy zamek zabrzęczał dając mi znać, że jestem bezpieczna odwróciłam się do niego pod wpływem impulsu i bez namysłu przyciągnęłam go do siebie w namiętnym pocałunku.
Tak bardzo mi tego brakowało...
Tak bardzo za tym tęskniłam...
Nie opierał się, błądził jedynie rękami po moich włosach, a potem przeniósł je na moją talię. Delikatnie uniósł mnie w górę, a ja zarzuciłam ręce za jego szyję.
- Rose...- jęknął niechętnie rozłączając nasze usta - Co się stało?
Spojrzałam na niego i poczułam jak szklą mi się oczy.
- Nie płacz.- posłał mi słodki uśmiech i złożył pocałunek na moim czole.
- Lola...- westchnęłam - Wiesz kto to?
- To jakaś twoja koleżanka, słyszałem o niej.- powiedział - Ale o co chodzi?
- Ona nie żyje. Miała wypadek...
Złapał kosmyk moich włosów i schował mi go za ucho.
- Takie rzeczy się zdarzają...- westchnął.
- Nie, Harry.- pokiwałam głową na 'nie' - Samochód może potrącić cię raz, ale potem nie przejedzie po tobie by cię dobić.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Co?- był w szoku.
- Boję się, że będę następna...- powiedziałam, a po moim policzku popłynęła samotna, ciepła łza.
- Rose, to nonsens. - zaprzeczył.
Westchnęłam i gdy miał się odwrócić złapałam go za ramię.
- Nie.- powiedzialam - Ja WIEM, że będę następna. 10 minut temu zadzwonił do mnie jakis starszy mężczyzna i o tym poinformował.
Patrzył na mnie chwilę zastanawiając się nad czymś, aż w końcu z przejętą miną złapał mnie za rękę i pociagnął do wyjścia.
- Co robisz?- zapytałam wyrywając się.
Odwrócił się do mnie z bólem wypisanym na twarzy.
- Jeśli ktoś chce cię zabić to musisz uciekać, Rose. To nie przelewki. Jedziemy, w tej chwili.
Byłam zmieszana.
Miałam tak po prostu bez słowa wsiąść do samochodu i odjechać?
Tak zachowują się dorośli i odpowiedzialni ludzie?
Powątpiewam.
- Nie mogę zostawić rodziny.- powiedziałam zmieszana.
Podszedł do mnie, pocałował mnie delikatnie i szepnął mi do ucha:
- Nic nikomu się nie stanie, zaufaj mi.
I wtedy skłamał...
Spojrzałam na niego, moje oczy zaszkliły się i bezsłownie kiwnęłam głową na 'tak'.



***



Jechaliśmy już jakieś 5 godzin, nie odzywaliśmy się do siebie od początku drogi, ta cisza bolała. Bardzo bolała.
Nie mogłam tak dłużej.
- Harry...- powiedziałam - Powiesz mi chociaż gdzie jedziemy?
- Im mniej wiesz tym lepiej dla ciebie.- westchnął z ponurą miną. Jego chyba bolały te słowa, cholernie musiały go boleć.
Widziałam to.
Już miałam mu to wytknąć, ale powstrzymałam się w ostatniej chwili. Westchnęłam.
- Ta cisza...- powiedziałam machając rękami - jest ogłuszająca.
Westchnął i skręcił na jakiś zjazd.
Spojrzał na mnie i złapał mnie za rękę po czym mnie w nią pocałował.
Tak po prostu, jak dżentelmen.
Popatrzył na mnie chwilę w milczeniu, a potem wbił w moje wargi swoje usta. Oplotłam rękami jego głowę i rozkoszowałam się tą chwilą.
Oderwał się ode mnie i powiedział:
- Rose, nie mógłbym się pogodzić gdyby coś ci się stało. Co mam ci mówić? W takiej sytuacji nie można mówić zbyt wiele...
Westchnęłam i spojrzałam na okolicę, byliśmy na jakimś pustkowiu, powoli zaczynało się ściemniać.
- Jest już ciemno.- pomyślałam na głos, a potem odwróciłam się do niego i znów go pocałowałam - Nie musisz nic mówić.
Posłał mi kojący uśmiech i przyciągnął mnie do siebie bym go przytuliła.
- Jestem zmęczona...- jęknęłam - Ty nie jesteś?
Zaśmiał się.
- Jak z dzieckiem.- westchnął, a ja dźgnęłam go w bok na te słowa.
Znów zaczął się śmiać.
- Jestem, jestem.- powiedział i złożył szybki pocałunek na moim nosie - To jak?- puścił mi oczko - Śpimy razem?
Znów oberwał w bok na co zaśmiał się. Wskazałam na niego ostrzegawczo palcem.
- Zboczeniec.- skwitowałam.
Wybuchnął głośnym śmiechem i wysiadł z samochodu. Patrzyłam jak wyciąga z bagażnika pościel i kładzie ją na tylnym siedzeniu.
Spojrzał na mnie wyczekująco ręką wskazując na 'królewskie łoże', które zrobił w 5 sekund.
Przewróciłam oczami i wysiadłam z samochodu po czym wsiadłam na tylne siedzenie szczelnie okrywając się kołdrą.
Leżeliśmy oboje jakieś pół godziny, nie mogliśmy zasnąć. Myślałam o tamtym telefonie i szczerze się bałam, nawet obecność Harry'ego nie pomagała mi w opanowaniu strachu.
Na dodatek, jak to zimą, było strasznie zimno.
Wykrzywiłam twarz w grymasie niezadowolenia i szczelniej okryłam się kołdrą.
Przewróciłam oczami pogodzona z faktem, że najprawdopodobniej nie zasnę.
- Harry?- zapytałam przybliżając się do niego bardziej.
- Tak?- zapytał obejmując mnie ramieniem - Zimno ci?
Kiwnęłam głową trzęsąc się, okrył mnie pod samą szyję kołdrą i pocałował mnie w czoło. Potem jeszcze mnie przytulił, w jego ramionach nie było mi już zimno.
- Tak się zastanawiałam...- westchnęłam - Dlaczego nie widziałam twojej rodziny?
Spojrzałam na niego. Podrapał się po głowie zastanawiając nad odpowiedzią, w końcu westchnął.
- Serio cię to obchodzi?
Kiwnęłam twierdząco głową.
Westchnął.
- Mam siostrę.- powiedział posyłając mi słodki uśmiech - I mamę.
- A... A ojciec?- zapytałam wtulając się w niego mocniej.
- Rodzice rozwiedli się. Tak jak twoi. Wprawdzie nie przeżywałem tego tak jak ty...- zaśmiał się - ale jednak bolało...
Westchnęłam cicho.
- Mieszkają w innym mieście?- zapytałam.
- Tak... Ale mieliśmy ze sobą dość dynamiczne stosunki i gdy skończyłem 18 lat powiedziałem, że wyjeżdżam. Od tamtej pory nie mam z nimi kontaktu. Mam nadzieję, że dobrze im się żyje...- westchnął.
Spojrzałam na niego i pocałowałam go w szyję na co on wydał z siebie pomruk zadowolenia, to było dość śmieszne.
- Tak po prostu miałeś z nimi dynamiczne stosunki?- drążyłam dalej.
Pokiwał głową na 'nie'.
- Chciałem śpiewać.- westchnął - Mało brakowało i byłbym w X-Factor.- zaśmiał się - Ale oni uwarzali, że ... że śpiew to tylko hobby i kazali mi szukać czegoś z czego mógłbym żyć. Strasznie mnie to denerwowało, przyznaję, ale teraz... Teraz tęsknię za nimi.
- Śpiew?- zaśmiałam się - Czyli to ty napisałeś tę piosenkę, którą mi zaśpiewałeś?
- A którą ci zaśpiewałem?
Zaczęłam nucić.
- Trying to find you, but I just don't know...
- Where do broken hearts go?- dokończył za mnie, a ja uśmiechnęłam się - To ten tytuł.- oznajmił z miłym uśmiechem - Mam jeszcze kilka innych piosenek z myślą o tobie.
Chwilę potem jego ręka wylądowała na twarzy w geście niezrozumienia.
- Ale po co ja ci to mówię?- zaśmiał się.
Powoli przyciągnęłam jego twarz do siebie i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek.
- Dziękuję.- uśmiechnęłam się.
- Za co?
- Za to, że jesteś przy mnie.
Uśmiechnął się i zatopił swoje usta w moich wargach, a potem jechał niżej i niżej. Nie opierałam się, potrzebowałam go, kochałam go i ufałam mu.
Spokojnie mogę powiedzieć, że ta noc była jedną z najpiękniejszych w moim życiu.








-----------------------------------------------------------------------------
Następny o 15.00
Komentujcie proszę
:D
Pozdrawiam
Tylko mam nadzieję, że się nie posraliście przy tym rozdziale
ehh...
możecie się domyslać co się będzie działo
Całuję was i czekam na komentarze :**

JEŚLI CZYTASZ = SKOMENTUJ
JEŚLI SKOMENTUJESZ = JEST SZANSA, ŻE NASTĘPNY ROZDZIAŁ  BĘDZIE DEDYKOWANY TOBIE

wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział 34

 Bez dedykacji... :'(


 ~*~




Przez trzy dni nie uzyskałam żadnych informacji o Harry'm, nie dzwonił, nie pisał.
Tym bardziej dało mi to do myślenia, że jego telefon musiał być zaplanowany wcześniej. Może nie chciał mnie ranić więc zadzwonił kiedy nie było mnie w pobliżu? Albo był tchórzem...
Ale szczerze to mało mnie to obchodziło.
Sandra wcale nie była tak zamknięta w sobie jak powiedziała mi to jej matka, która ... co się będę oszukiwać- była suką.
Ta dziewczynka była pełna energii, mądra i śliczna.
Kochała słuchać jak czytam jej bajki, a gdy wychodziłyśmy na dwór była cała rozpromieniona, zupełnie jakby nigdy wcześniej nie widziała świata z zewnątrz.
Było akurat późne popołudnie, ja SMS-owałam z Kim na telefonie, a mała słuchała piosenek na yt. Nie wiem czemu zakochała się w piosence 'zostań moją przyjaciółką'. Podrygiwała w miejscu, a gdy piosenka się skończyła pomachała na pożegnanie do monitora.
Zaśmiałam się.
Chwilę potem zaczęła ziewać więc ją położyłam.
Szybko zasypiała więc nie miałam z tym żadnych problemów.
Siedziałam obok niej na łóżku i oglądałam instagrama, strasznie mi się nudziło.
Spojrzałam na godzinę.
18.30...
Mała miała być u mnie jeszcze tylko godzinę, a i tak przespałaby ten czas, więc wykręciłam numer do Liam'a.
Odebrał po czwartym sygnale.
- Cześć, Rose!- powitał mnie dość oschle - Nie obraź się, ale trochę nie w porę, mamy tu małego gościa, którego trzeba by było wykurzyć...
- Ale... Liam nie rozmawialiśmy już jakiś czas!- zaczęłam się opierać, oczywiście mówiłam szeptem, jak najszybciej wstałam i zamknęłam się w łazience - Co się dzieje?
- Czemu mówisz szeptem?- zapytał zdziwiony - Coś się stało?
- Nie...- westchnęłam - Nie chcę obudzić dziecka.
- Jakiego dziecka?!- krzyknął zdezorientowany.
- Jakiego, jakiego...- westchnęłam - Wyobraź sobie, że jestem opiekunką.- powiedziałam - Kogo chcecie wykurzyć?
- Nie wiem, nie znam imienia. Wiesz, słonko muszę kończyć.
Chciałam go powstrzymać, ale zareagowałam za późno bo się rozłączył.
- Kurwa.- powiedziałam rozdrażniona uderzając ręką w telefon.
Usiadłam na wannie niechętnie i spojrzałam na komórkę.
Serena.
Zapomniałam o niej.





Chciałam jej odpisać, ale nie zdąrzyłam ponieważ mój telefon zabrzęczał wyświetlając numer Harry'ego. 
Byłam rozbita. 
Nie wiedziałam czy odebrać, czy nie.
Westchnęłam i skołowana spojrzałam na drzwi. 
Sandra miała kłopoty ze spaniem, nie chciałam jej budzić. 
Odebrałam i przysunęłam telefon do ucha.
- Dzięki bogu!- krzyknął szczęśliwy - Już się bałem, że nie odbierzesz! Rose, słuchaj, muszę z tobą pogadać!
- Nie chcę z tobą gadać.- szepnęłam ze łzami w oczach, tak ciężko było słyszeć jego głos i się opierać... tak cholernie ciężko...
- Rose, wiem, że do ciebie dzwoniłem wracając z imprezy! Mam nadzieję, że nie powiedziałem ci niczego nieodpowiedniego?
- Skądże.- zaśmiałam się - Powiedzieć nie powiedziałeś. Zaśpiewałeś mi o moim złamanym sercu, jesteś dupkiem, nie dzwoń do mnie.
Zanim się rozłączyłam usłyszałam jak klnie pod nosem.
Spojrzałam na telefon i gdy zdałam sobie sprawę z tego, że właśnie się rozłączyłam poczułam jak moje oczy się szklą. 
Chwilę potem zadzwonił znowu. 
Odebrałam od razu bojąc się o dziecko.
- Harry!- upomniałam go wkurzona - Opanuj się człowieku.
- Nie, Rose. Musimy pogadać, mam do ciebie naprawdę bardzo ważną sprawę... Będziesz wściekła, ale musisz to usłyszeć!
Powoli wytarłam oczy i westchnęłam.
- Nic nie muszę.- wzruszyłam ramionami - Nie dzwoń więcej, to serio nie działa mi na zdrowie. Przez twój ostatni telefon się przeziębiłam.
- Strasznie mi przykro!- zaśmiał się szyderczo.
Dość głośno, niestety. 
Zaraz potem usłyszałam krzyki z mojego pokoju. Szybko otworzyłam drzwi i zastałam w środku zszokowaną Sandrę przecierającą swoje zaspane oczka. 
- Bravo!- pogratulowałam chłopakowi - Obudziłeś dziecko.
- Jakie dziecko?- zapytał zaskoczony.
- Moje dziecko. Nie dzwoń więcej.- rzuciłam i się rozłączyłam. 
Moje dziecko?
Serio kurwa?!
Nie mogłam lepiej skłamać...
Super...
Właściwie przez jakieś 30 sekund miałam cichą nadzieję, że chłopak wyczuł aluzję, ale... nie okazał się taki bystry.





Odpisałabym.
Serio.
Odpisałabym gdybym wiedziała co mu napisać. 
Postanowiłam zostawić sprawę w spokoju. 
Tak dla spokoju.
No...
Może nie Harry'ego, ale ja spokój sobie w ten sposób zapewniłam. 
Szczerze to musiałam wyłączyć telefon bo strasznie mnie ciągnęło żeby tak po niego sięgnąć i odpisać chłopakowi, że go kocham, wszystko wybaczam i na jego jedno słowo mogę wrócić do Londynu. 
Głupia ja.
Usiadłam pod ścianą i próbowałam opanować emocje, które ciążyły mi na sercu, bo pomimo, że go kochałam to nadal cierpiałam z powodu tej piosenki. 
Moje oczy się zaszkliły i mało brakowało bym uroniła łzę. 
Właściwie to bym ją uroniła gdyby nie fakt, że Sandra widząc moje małe załamanie nerwowe szybko mnie przytuliła. 
Zaśmiałam się, a ona odsunęła się ode mnie i wręczyła mi maskotkę, którą właśnie trzymała w ręce. 
Uśmiechnęłam się do niej. 
- Dzięki.- powiedziałam, a ona uśmiechnęła się słodko - Ale... wiesz, jestem trochę większa od ciebie i zabawki nie rozwiążą moich problemów. 
Wzruszyła zabawnie ramionkami i zabrała ode mnie misia. 
Zaśmiałam się do niej i spojrzałam na zegarek, który wskazywał 19.30. 
Podniosłam się z miejsca i wzięłam dziecko na ręce. 
- No mała. Pora oddać cię mamie.- powiedziałam lekko ją łaskocząc. 




***



Do wigilii nie ruszałam z miejsca telefonu z obawy, że Harry pisał bez przerwy. Miałam rację, bo pisał.
Miałam sto różnych wiadomości.
Wszystkie dotyczyły tego, że musi ze mną pogadać, ale ja jakoś kiedy na to patrzyłam nie mogłam wytrzymać bez płaczu więc większości (a było tego serio dużo) nie przeczytałam.
Jak się okazało tą niespodzianką szykowaną przez resztę mojej rodziny był przyjazd Brook do ojca na święta.
Właściwie sama nie wiem dlaczego wzięłam ten telefon.
Serio.
Żyłam bez niego i było dobrze, ale... kurcze, bez telefonu jednak nie da się żyć.
Pierwsze co zrobiłam po włączeniu go to długa rozmowa z Niall'em o tym jak za nim tęsknię, pochwalił mi się, że wygrał kilka wyścigów i zgarnął sporo pieniędzy co niezbyt mnie zadowoliło. Ale rozchmurzyłam się kiedy powiedział, że jeśli zarobi drugie tyle to to rzuci i nie wróci do tego nigdy.
Serio kochałam Niall'a, jak brata, ale kochałam.
Miałam nadzieję, że i on traktował mnie jak siostrę.
Rozmawialiśmy prawie cały dzień, a i tak odeszliśmy od telefonów wtedy kiedy zaczęła się wigilia.
Niechętnie siedziałam przy stole, jakoś zabrakło mi apetytu...
Nie byłam głodna ani spragniona.
No chyba, że byłam spragniona warg Harry'ego...
Tego to zawsze, ale ciężko było go pocałować kiedy był tysiące kilometrów ode mnie i na dodatek zapomniałam, że ja go przecież nienawidziłam...
Brook szturchała mnie dla pocieszenia, ale średnio jej wychodziło, bo wcale mój humor się nie polepszył.
- Co się z tobą dzieje?- zapytała widząc jak dłubie w moim zimnym barszczu.
- Nic...- westchnęłam.
Spojrzała na mnie i zrobiła dziwną minę.
- Mama miała rację przestrzegając cię przed Harry'm, tak?- zapytała badawczo, a ja jęknęłam wycieńczona.
- Jasne, że nie.- powiedziałam cicho by nikt inny nie słyszał - On... on tylko napisał mi piosenkę.- uśmiechnęłam się do niej ciepło.
- To w czym problem?
- W tym, że śpiewał o złamanym sercu...- pomieszałam jeszcze chwilę w barszczu ze zniesmaczoną miną - Wiesz, ja już się najadłam. Skończmy temat, nie mam ochoty mówić o tym w wigilię.
Wzruszyła obojętnie ramionami.
- Mam dla ciebie super wiadomość.- powiedziała z chytrym uśmieszkiem.
- No?
- Wyprowadzam się. Do Nowego Jorku, jadę na studia i będę mieszkać z Carl'em.
Patrzyłam na nią chwilę nieco zmieszana.
To super, serio.
Ale...
- Zostawiasz nas?
- To tylko na studia, będziesz do mnie przyjeżdżać i w ogóle! To przecież dobrze, że się usamodzielniam, tak?- zapytała podekscytowana.
Kiwnęłam tylko głową z uśmiechem i westchnęłam.
- Zostawisz mnie na pastwę mamy, wiesz? - zapytałam ponura.
- O to się nie martw.- powiedziała i puściła mi oczko.
Jak się potem okazało cała rodzina złożyła się na mieszkanie dla mnie. Ojciec rozmawiał z mamą i sam przyznał, że była przewrażliwiona.
Miałam własne mieszkanie, mogłam tam mieszkać nawet od zaraz, wystarczyłoby żebym przywiozła ubrania bo było już umeblowane.
To...
To cudownie!
Uściskałam wszystkich i zaczęłam skakać ze szczęścia ściskając w garści klucz od mojego nowego mieszkania.


Zaraz po wigilii weszłam do pokoju i zaczęłam się pakować bo miałam lecieć do Londynu następnego dnia.
Westchnęłam i spojrzałam na zdjęcie Harry'ego, które nie wiem kiedy zrobił sobie moim telefonem.
Ah te jego selfie...
Ale, kurcze, zdjęcie urocze, jak robił dziubek, no nie mogłam nie wyobrazić sobie jak wystawia go mi bym go pocałowała, bo jest to jedyny sposób by przeżył następny dzień.
Westchnęłam poirytowana swoim zachowaniem i zablokowałam telefon.
Nie na długo bo chwilę potem zadzwoniła do mnie Kim.
Uśmiechnęłam się i odebrałam.
- Tak?- zapytałam szczęśliwa.
- Rose...- Kim szlochała do słuchawki - Przepraszam, że psuję ci wigilię...
- Kim... co się stało?- w sekundę wstałam z podłogi.
Dziewczyna rozpłakała się, chwilę potem nie mogła złapać powietrza.
- Kim! Oddychaj!- krzyczałam do telefonu - Co się stało?!
- Lola...- jęknęła - Ona nie żyje!
Upuściłam telefon.
Co?...
Ale...
Lola, nie. Ona musi żyć, przecież...
Zaraz potem podniosłam telefon.
- Jak to?- zapytałam z zaszklonymi oczami - Powiedz, że to żart.
- Chciałabym, Rose... To było zaplanowane. Najpierw samochód wjechał na nią na pasach, przeżyłaby gdyby nie...- zaczęła płakać.
- Gdyby nie co?!- krzyczałam przez płacz.
- Samochód zatrzymał się kawałek dalej i cofnął prosto na nią. Przejechał po niej żeby ją dobić, Rose!- płakała tak strasznie...
W tym samym momencie do pokoju wbiegł tata, pewnie przejęty moim krzykiem.
Spojrzałam na niego i upadłam na ziemie pozbawiona sił.







-----------------------------------------------------------------------------
Więc... yy...
dalej nie komentujecie, nie wiem co się dzieje, ale jutro mam zamiar dodać 2 następne rozdziały
rozdział 35 będzie równo o godzinie 11.30 a 36 o 15.00 więc... rozdaję dedyki, ale jeśli ktoś komentuje z anonima to proszę się podpisać
smutno mi, że nie komentujecie
serio
więc... pozdrawiam i do jutra

JEŚLI CZYTASZ = SKOMENTUJ
JEŚLI SKOMENTUJESZ = JEST SZANSA, ŻE NASTĘPNY ROZDZIAŁ  BĘDZIE DEDYKOWANY TOBIE

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział 33

 Rozdział dedykowany daisymalik


 ~*~



- Co się stało?- zapytała Am wchodząc do mieszkania.
Powlokłam się tam za nią.
Już nie płakałam i były dwie możliwości dlaczego...
1- bo już przestałam kochać Harry'ego.
Ale to raczej odpadało bo coś czułam, że ta dziura w moim sercu wcale nie była taka sama jak ta, którą zostawił po sobie Rick.
O nie.
Była dużo większa.
Czyli to odpada.
2- skończyły mi się łzy.
Trafione w punkt!
Szczerze to gdybym miała czym płakałabym dalej.
Amanda założyła kurtkę na wieszak i wzięła moją kurtkę, której wieszak raczej by już nie pomógł.
Woda skapywała z niej strumieniami.
Kobieta spojrzała na mnie wyczekująco.
- Jeśli nie chcesz mi tego mówić to wcale nie musisz, ale... mogłabym ci pomóc, wiesz? Jakoś pocieszyć czy... Ja chcę dla ciebie dobrze, Rose. - mówiła.
- Nie chcę o tym mówić.- przerwałam jej.
Kiwnęła głową zawiedziona.
- Ale nie mów tacie o tym co widziałaś, dobrze?- zapytałam - Możemy zawrzeć taki układ?
- Jasne, że tak.- uśmiechnęła się - Ale pod jednym warunkiem. Nie zamkniesz się w pokoju, nie chcę żebyś się przypadkiem załamała, okay?
- Dobrze.
- Idź się przebrać i do łóżka. Jest już po północy, a jutro przyjeżdżają moja siostra z córką.
Miałam już iść do pokoju, ale zatrzymałam się słysząc o gościach.
- Siostra z córką?- zapytałam.
- Tak. Sandra ma 1,5 roku, polubisz ją. Może załapiesz się na tymczasową opiekunkę? Siostra wspominała mi, że jest wykończona. Chętnie zatrudniłaby kogoś do małej. Lubisz dzieci, prawda?
- T-tak.- jąknęłam się - Ale... Ja na opekunkę? Jesteś pewna, że się nadam?- zapytałam.
Zaśmiała sie radośnie.
- Jasne, że jestem pewna! Chcesz tą pracę?
- Dobrze, ale ile miałabym zarabiać?- zapytałam owijając się rękami wokół ciała, drżałam z zimna. Dopiero wtedy zaczęłam odczuwać, że przez dobre kilka godzin siedziałam na deszczu.
- To już uzgodnisz z nią.- puściła mi oczko - Idź spać, ja do niej zadzwonię.
Bez słowa odwróciłam się i poszłam do pokoju. Z szafy wyjęłam piżamę i niechętnie powędrowałam z nią do łazienki gdzie wzięłam gorący prysznic, który jak miałam nadzieję, zrobił mi na dobre. Potem ubrałam się i umyłam zęby po czym zmyłam z oczu tusz do rzęs, który służył mi za jedyny makijaż.
Kiedy miałam wyjść z toalety do mojego pokoju usiadłam jeszcze na podłodze przytłoczona rozmową z Harry'm. Po moim policzku popłynęła jedna, mała, ciepła łza symbolizująca moje wielkie cierpienie. Szybko ją starłam i poszłam się położyć.
Wślizgnęłam się pod kołdrę i zasnęłam.



***



Obudziłam się około 7.30. Zaraz po tym jak się ubrałam zaczęłam kaszleć co nie wróżyło mi nic przyjemnego więc postanowiłam przez jakiś czas nigdzie nie wychodzić.
Szybko się ubrałam i poszłam do kuchni gdzie całe szczęście nikogo nie było.
Nie miałam ochoty na rozmowę z kimkolwiek.
Z lodówki wyjęłam mleko i postawiłam je na blacie, ale ze znalezieniem kakao zajęło mi to więcej czasu.
Jednak gdy się to udało zrobiłam sobie gorący napój i gdy tylko się napiłam poczułam się dużo lepiej. Wiedziałam, że po wypiciu czegoś gorącego poczuję się lepiej, a może nawet nie będę chora.
Nie miałam ochoty na chorowanie.
Kiedy usłyszałam szmery z pokoju taty i Am szybko zabrałam kubek z życiodajnym napojem i zamknęłam się w pokoju. Oni myśleli, że budzę się około południa więc o tej godzinie miałam zamiar opuścić swoją fortecę.
Położyłam się na łóżku i wypiłam do końca kakao, a potem zaczęłam myśleć.
Dlaczego postanowił dać sobie ze mną spokój po pół roku?
Dlaczego na samym początku naszej znajomości udawał kilka innych osób?
Dlaczego był taki tajemniczy?
Dlaczego mnie tak do niego ciągnęło?
Dlaczego ja byłam skłonna do pokochania go, a nikt inny nie?
Dlaczego napisał mi piosenkę kiedy chciał ze mną skończyć?
A jeśli mu się znudziłam?
A jeśli on też nie wiedział kim jest?
A jeśli on miał w sobie magnez, a ja metal?
No dobra, głupi pomysł...
Ale to by wyjaśniało dlaczego mnie przyciągał...
Nie, to dalej głupi pomysł.
Myślałam tak o naszych wspólnych chwilach, o tym jak mnie całował, o tym jak mnie uratował kiedy prawie odebrałam sobie życie, o tym jak nie mógł zrozumieć, że chciałam odejść i go zostawić.
Skoro tak się o mnie bał to dlaczego wtedy postanowił odejść?
Powoli przejechałam ręką po ramieniu, a gdy wyczułam blizny nie wiem czemu się uśmiechnęłam.
Może to głupie, bo boli to co się stało, ale mimo wszystko niczego nie żałuję. Niczego nie chciałam zmieniać, jeśli nie miałam przeżyć więcej czegoś takiego to przynajmniej miałam po tym wspomnienia i tym się pocieszałam.
Przerwało mi wibrowanie telefonu, niechętnie więłam go do ręki i przeczytałam SMS-a.






Westchnęłam i chwilę myślałam nad tym co jej napisać. Nie wiedziałam czy dobrym pomysłem byłoby napisanie prawdy o tym ile siedziałam na deszczu...



















Chwilę musiałam poczekać aż Kat przyjdzie, ale w końcu pełna energii pojawiła się w progu. Zaraz potem siedziałyśmy u mnie w pokoju i grałyśmy w monopoly. 
- Znowu wygrałam!- krzyknęła uradowana pakując do pudełka planszę i pieniądze. 
- Znowu miałaś farta.- poprawiłam ją z uśmiechem. 
Spojrzała na mnie spode łba i uśmiechnęła się. Chwilę potem oparła się o szafkę i mierzyła mnie ciągle wzrokiem. 
- Co?- zapytałam uradowana. 
- Lepiej się czujesz?
Poprawiłam się na podłodze i oparłam się o ścianę na przeciwko niej. Siedziałam pomiędzy oknami. 
- Fizycznie czy psychicznie?- zapytałam poważnie. 
- Psychicznie. 
- Ani lepiej ani gorzej. 
Zrobiła zawiedzioną minę i westchnęła. Potem znów na mnie spojrzała.
- A fizycznie?
- Tak samo.
- To po co pytałaś?- zaśmiała się. 
Odpowiedziałam tym samym i wzruszyłam ramionami. 
Śmiałyśmy się tak jakiś czas, aż usłyszałam jak drzwi wejściowe się otwierają, a potem głosy. 
Uciszyłam szybko Kat, podeszłam pod drzwi i nasłuchiwałam. 
- To tutaj mieszkasz?- odezwała się jakaś kobieta. 
- Tak, tutaj mieszka Max. Ja mieszkam z nim.- powiedziała Am.
Zmarszczyłam czoło. 
'To moja przyszła pracodawczyni...'- pomyślałam. 
- Jak wam minęła podróż?- zapytała moja 'macocha' zamykając drzwi. Tak wywnioskowałam słysząc kłapnięcie drzwiami.
- Sandrze dość dobrze, ale mi nie.
- A co się stało?
- Ten bachor ciągle wył, darła się w niebogłosy albo też piszczała w niebogłosy. Jestem wykończona... Gdzie ta twoja opiekunka?
Słysząc siebie wróciłam na swoje poprzednie miejsce i wpatrywałam się w Kat, która była nieco zdezorientowana. 
- Będę opiekować się jej córką.- wyjaśniłam cicho, chwilę później otwarły się drzwi i stanęła w nich kobieta około 35 lat. Za nią chowała się mała dziewczynka, która (takie odniosłam wrażenie) dopiero nauczyła się chodzić. 
Miała słodkie, duże, niebieskie oczy, które z zainteresowaniem oglądały wnętrze mojego pokoju. 
Kobieta popchnęła ją lekko do środka. 
- Która z was to Rose?- zapytała twardo. 
Szybko wstałam i otrzepałam się nie spuszczając z niej wzroku. 
- To ja.- oznajmiłam. 
Kiwnęła głową oglądając moje ciało. 
Westchnęła. 
- Płacę 12 złotych za godzinę.- oznajmiła - Mała ma trudności z poznawaniem nowych osób i  ma uczulenie na orzechy. Zabiorę ją o godzinie 19.30 i wypłacę ci... - zaczęła liczyć w głowie - 42 zł. Powodzenia.
Wyszła od niechcenia.
Wstrząśnięta spojrzałam na Kat, która wzruszyła ramionami i ciepło uśmiechnęła się do dziecka, które przerażone rejestrowało to, co właśnie się stało. 
Chwilę później drzwi znowu się uchyliły i znów ujrzałam swoją szefową. 
- Jeśli usłyszę płacz obniżam płacę.- rzuciła od niechcenia i znów zniknęła. 
Westchnęłam i przykucnęłam przy dziecku. 
- Cześć.- powiedziałam z uśmiechem.
Patrzyła na mnie badawczo przez krótką chwilę. W ręku ściskała małą maskotkę. 
- Jestem Rose.- uśmiechnęłam się - Przez jakiś czas będę się tobą zajmować. Jestem twoją koleżanką i chciałabym żebyś mnie polubiła, dobrze?
Kiwnęła głową, popatrzyła na mnie jeszcze chwilę, a potem odwróciła się do Kat, która opierała się o moją szafę. 
- Cześć.- dziewczyna uśmiechnęła się do dziecka - Jestem Katherine. 
Mała cofnęła się, odwróciła się w moją stronę i oplotła mnie swoimi ramionkami.







-----------------------------------------------------------------
Tak wiem, że długo nie dodawałam, ale mam dla was niespodziankę!
Od dzisiaj do czwartku pojawią się już wszystkie rozdziały! Nie wiem dokładnie ile dziennie, ale chciałabym ogłosić, że blog jest już napisany do końca! 
Jest 37 rozdziałów i epilog (tak, wiem, że nie było prologu). 
Co do ciągu dalszego... Oczywiście, że będzie 2 część :D 
Pozdrawiam, wpadnijcie tu jeszcze jutro i ogólnie do czwartku!
Piszcie komentarze bo ja serio nie mam komu dedykować rozdziałów, a tak bez dedyka to głupio troszkę... 


JEŚLI CZYTASZ = SKOMENTUJ
następny rozdział jutro! 

piątek, 9 stycznia 2015

Rozdział 32


Rozdział dedykowany użytkownikowi Neatea (nie wiem jak to odmienić) tak wgl to świetny ten twój blog xD 


   ~*~


- Halo?- odebrałam z uśmiechem puszczając oczko do Kat siedzącej na przeciwko - Halo? Harry?
- Witam, kochanie.- zaśmiał się do słuchawki - Przepraszam, że wczoraj nie odebrałem, siedziałem obok telefonu i postanowiłem nie marnować czasu... Chyba rozumiesz...?
Zatrzęsłam się.
- M-Marnować czasu? Ze mną? Sam zaproponowałeś te rozmowy...- jąkałam się zdezorientowana.
Nie możliwe.
Nie mógł... tak po prostu zadzwonił i powiedział...
- A tak w ogóle to napisałem dla ciebie piosenkę. - powiedział dziwnym głosem. Zaraz potem usłyszałam jak śpiewa.
Miał niesamowity głos.
Co nie zmienia faktu, że byłam w szoku.
Jego słodki głos zabrzmiał w słuchawce.

I figured it out/ Zrozumiałem to
I figured it out from black and white/Zrozumiałem to z czerni i bieli
Seconds and hours/Sekundy i godziny
Maybe they had to take some time/Może musieli wziąć trochę czasu


I know how it goes/Wiem jak to jest
I know how it goes from wrong and right/Wiem jak to jest, kiedy jest dobrze lub źle
Silence and sound/Cisza i dźwięk
Did they ever hold each other tight like us?/Czy kiedykolwiek byli ze sobą blisko jak my?
Did they ever fight like us?/Czy kiedykolwiek walczyli jak my?



- Jesteś pijany.- zauwarzyłam przerażona, miałam wielką nadzieję, że tak było i, że nie będzie następnego dnia pamiętał o tym dziwnym telefonie.
- I co z tego?- zapytał śmiejąc się - Przecież to nic nie zmienia. Kochanie...- westchnął - E!- zaczął krzyczeć do kogoś innego - E, zamknij jape! Ja tutaj rozmawiam z koleżanką, okay?!
K-koleżnaką?
Serio?
Chwilę stałam oszołomiona, a potem poczułam jak po moim policzku popłynęła samotna, ciepła łza.
Kurwa!
A obiecałam sobie, że nie zapłaczę przez rzadnego chłopaka!
Zaraz potem Harry znów zaczął mówić.
- Ale to nie jest jedyna piosenka dla ciebie!
I zaczął znów śpiewać...


Now I’m searching every lonely place/Teraz przeszukuję każde samotne miejsce
Every corner, calling out your name./Każdy kąt, wołając twoje imię.
Trying to find you, but I just don’t know./Próbując cię odnaleźć, ale ja po prostu nie wiem.
Where do broken hearts go?/Gdzie chodzą złamane serca?
Where do broken hearts go?/Gdzie chodzą złamane serca?


Więcej nie usłyszałam bo się rozłączyłam.
Złamane serca?
Wiedział?
Może się dowiedział i w ten sposób przekazał mi, że zostałam wydymana?
Nie...
A może chodziło o Rick'a...
Na pewno!
Wiedziałam, że nie powinnam mu się zwierzać!
To był bardzo zły pomysł! Wiedziałam to od samego początku!
Nie wiem po co w to brnęłam...
Nie wiem jakim cudem zdołałam go pokochać skoro on... on był potworem...
Ale ja miałam to gdzieś bo przecież to nic nie znaczyło i ...
I zostałam oszukana.
Znowu.
Ale on obiecywał...
Był inny, nie widziałam w nim tego potwora co inni, a może to nie z nim, a ze mną było coś nie tak?
Chciało mi się płakać.
Spojrzałam na Kat, która była dość nieswoja, nic nie mówiła, patrzyła tylko na mnie w ciszy z miną na której łatwo było wyczytać współczucie.
Na co mi współczucie do cholery?!
Przecież sama się prosiłam o taki los! Ja sama wybrałam dla siebie taką przyszłość, co z tego, że go kochałam?!
To była moja wina!
Chamując łzy pokręciałam głową i zacisnęłam powieki.
- Co się stało?- zapytała dotykając mojej ręki w geście pocieszającym.
Spojrzałam na nią załamana.
Czułam, że moje życie straciło sens.
- Powiedzial, że nie chciał marnować ze mną czasu. - jęknęłam - Dlatego wczoraj nie odbierał.
- Kto?
- Harry...- westchnęłam chowając twarz w dłoniach - Harry Styles.
Powiedziałam jej, tak.
Byłam tak bardzo załamana, że wyznałabym jej nawet to co stało się z Rick'iem.
- H-Harry Styles?- zapytała jąkając się.
Fuck!
Zapomniałam, że każdy powinien wiedzieć kto to! Tymbardziej, że Katherine była z Londynu...
- Przecież... przecież on... Znasz go?- zaczęła pytać - Zrobił ci coś? Kazał coś ukraść? Zrobić tatuaż?
Pokiwałam przecząco głową i podniosłam na nią wzrok.
- Tylko wyciągnął mnie z depresji.- powiedziałam - Rozkochał w sobie... i przed chwilą złamał mi serce.
Patrzyła na mnie dziwnie.
- Kochasz go?
- Tak.- przyznałam - Bardzo. Ale on... Wszyscy mieli rację, on jest straszny. Jest niebezpieczny, arogancki, głupi i dziecinny.
- Jakim cudem w takim razie ty się w nim zakochałaś?
- Przy mnie był inny...- westchnęłam.
Poczułam jak moje oczy ronią łzy, więc wstałam szybko, zapłaciłam za swoją kawę, której nawet nie tknęłam i wyszłam bez słowa wyjaśnienia.
Po drodze zaczęło padać, ale nie przejmowałam się tym, tylko przypomniało mi się jak wcześniej szłam w deszczu, a on się zatrzymał i odwiózł mnie do domu. To wspomnienie tylko wywołało napad płaczu i więcej łez, ale nie było tego całe szczęście widać przez tą ulewę.
Kiedy nogi odmówiły mi posłuszeństwa usiadłam na ziemi i zaczęłam płakać jak małe dziecko, któremu ktoś zabrał lizaka.
Byłam cała przemoczona i do wieczora siedziałam na tym zimnie, aż w końcu Amanda mnie znalazła i zabrała do domu.











------------------------------------------------------------------------
Kurcze, wiem. Krótki jak te pierwsze rozdziały xD Ale właśnie dlatego postanowiłam dodać go dzisiaj, a nie w niedzielę, bo pewnie wtedy dodałabym go gdyby był krótszy.
Więc... nie wiem co napisać.
Eh... jakoś was mało ostatnio, a to trochę dziwne, bo wyświetlenia podskoczyły bardzo wysoko, ale komentarzy jest jakoś tak mało trochę... smuci mnie to.
Mam tylko nadzieję, że pod koniec bloga znów wszystko wróci do normy :D
do następnego
Olson*.*


JEŚLI CZYTASZ = SKOMENTUJ
10 KOMENTARZY= NASTĘPNY ROZDZIAŁ
DEDYKI BĘDĄ ZAWSZE, WIĘC CHYBA SIĘ OPŁACA XD 

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział 31

Rozdział dedykowany Wiktorii Nykiel (choć miałam serio spory kłopot z wybraniem komentarza, który spodobałby mi się najbardziej ;) ) Mam nadzieję, że ci się spodoba :D


~*~


Obudziło mnie ciche pukanie do drzwi.
Powoli i leniwie przetarłam oczy, westchnęłam i powiedziałam:
- Proszę.
Drzwi otworzyły się cichutko, a po chwili stanął w nich mój tata.
- Cześć.- powiedział posyłając mi uroczy uśmiech - Obudziłem cię?
Pokiwałam głową na 'tak'.
- Co chciałeś?
- Wyjaśnić sprawę pokoju. - powiedział wchodząc, potem usiadł obok mnie na łóżku - Tutaj będziesz tylko tymczasowo. Twój prawdziwy pokój jest aktualnie remontowany. Chciałem żebyś miała jak najlepsze warunki.
Uśmiechnęłam się posępnie.
- Wolałabym zostać w Londynie...
- Wiem, ale twoja mama uparła się. Powiedziała, że musisz tutaj zamieszkać. Zaproponowałem nawet kupić ci mieszkanie, ale uparła się.
Zmarszczyłam czoło.
- Serio?
Kiwnął głową na 'tak' i westchnął.
- Powiedz mi, że nie popadłaś w złe towarzystwo jak mówi twoja matka.
- Ona kłamie. Tylko moi przyjaciele lekko się stoczyli, ale ze mną jest wszystko w porządku, tato. Jestem szczęśliwa i w ogóle. Chcę tam zostać. Nie możesz o tym porozmawiać z mamą?
- Nie odzywa się do mnie.
Zaśmiałam się kpiąco.
- Jędza.
- Rose!- oburzył się tata.
- No co?! Mówię prawdę! najpierw przespała się z adwokatem, nie mogła zaakceptować, że się zakochałam i jeszcze to!- krzyknęłam wściekła.
- Zakochałaś się?
O matko...
To się wkopałam...
Westchnęłam.
- Tak... Ale to nie tak jak to widzi mama! On ani nie pije, ani nie pali, ani nie ćpa! Ma tylko złą reputację! Przysięgam!
- Rose... Będzie jeszcze sporo chłopców w twoim życiu...- zaśmiał się - Poszukaj porządnego.
- Ale ja chcę jego. Ma tylko tatuaże, to nic złego, to jego ciało i może z nim robić co tylko zechce, mam rację?
Tata podrapał się z tyłu głowy i westchnął.
- Chyba tak... ale kochanie... Musiałaś wybrać kogoś z mnóstwem tatuaży? Nie mógł mieć wspaniałych ocen i wybierać się na Oksford?
Zaśmiałam się.
- O jego oceny nie powinieneś się martwić. Ma jeszcze lepsze ode mnie.
- To akurat rzadna sztuka.- uśmiechnął się.
- Tato! Poprawiłam się, znów się dobrze uczę.
Klasnął w dłonie i uśmiechnął się do mnie ciepło.
- Cieszy mnie to, słoneczko. Jest późno, idź spać. Jeśli chcesz to jutro porozmawiamy, może pójdziemy gdzieś na zakupy, co?
- Chyba ci dobrze płacą...- pomyślałam na głos, ale złapałam się za usta gdy zdałam sobie sprawę, że wymówiłam to głośno.
Zaśmiał się na szczęście i pocałował mnie w czoło.
- Masz nadzianego staruszka. Jutro pójdziemy na zakupy.
- Dobrze.
Po chwili opuścił pokój, a ja odruchowo spojrzałam na zegarek.
00.00.
Serio?!
Północ?!
Westchnęłam i znów położyłam się spać.



***



Chodziłam po jakimś starym budynku. Byłam zagubiona, nie wiedziałam gdzie jestem. Powoli spojrzałam na dach. Taki sam jak ten z poprzedniego snu. Cofnęłam się przerażona i wtedy jedna cegłówka spadła dosłownie milimetr przede mną. Odruchowo złapałam za naszyjnik, ale nie było go na miejscu. Odwróciłam się i zobaczyłam krzesło. Usmarowane krwią, więzy były popękane, jakby ktoś się wiercił. 

Zakryłam usta dłońmi, ale poczułam coś ciepłego więc szybko je odsunęłam. Spojrzałam na nie i zachciało mi się wymiotować. Były wysmarowane, nie da się tego inaczej określić, były wysmarowane czerwoną substancją. Całe czerwone. I nie jestem idiotką, wiem, to była krew. 

Przewróciłam się podczas próby cofnięcia. Wpadłam na jakąś beczkę, nie zwracałam na nią uwagi. Przed sobą cały czas miałam swoje dłonie i byłam zbyt przerażona by patrzeć na jakieś rzeczy na podłodze. 

Błąd.

Pobudzona zaczęłam trzeć o swoje też brudne od tej substancji ubranie dłońmi. Kiedy opadłam z sił położyłam się obok wcześniej wspomnianej beczki. Tyłem. 

Kolejny błąd. 

Spojrzałam na nią i zaczęłam krzyczeć, zaczęłam biegać, płakać i panikować jednocześnie. 

Bo to nie była beczka. 

To byłam ja. 

Miałam związane dłonie z tyłu pleców. Wyglądałam jakbym błagała o życie, ale było za późno. Bo na moim czole widniała wielka dziura postrzałowa. Byłam martwa. Byłam trupem. 

Chciało mi się płakać, wymiotować, i uciekać jednocześnie. 

Obejrzałam się dokoła i w oddali zobaczyłam jeszcze jedno ciało. 

Harry...

Podbiegłam tam jak najszybciej mogłam, ale to nie był mój ukochany, to był jakiś starszy pan, najwyraźniej zasztyletowany. 

Fuuu...

Rzuciłam się do wyjścia, a gdy wybiegłam zarejestrowałam tylko obraz rozpadającego się budynku bez okien lub z ich pozostałościami. Opadłam na ziemię i zaczęłam płakać. 

I wtedy się obudziłam.




***



- Skarbie, jakoś mizernie wyglądasz.- powiedział z uśmiechem tata kiedy tylko pojawiłam się w progu kuchni. 
- Nie wyspałam się.- jęknęłam - Miałam zły sen. 
- Co chcesz na śniadanie?- zapytała Am wstając z krzesła - Może grzanki?
- Chętnie.- powiedziałam posyłając jej ciepły uśmiech. 
Potem opadłam na miejsce obok taty i oparłam głowę rękami. 
- Czuję się jakbym miała kaca...- westchnęłam. 
- Nie mów, że wiesz jakie to uczucie, dziecko.- powiedział tata. 
- Tato... Za dwa miesiące będę mieć 19 lat. Oczywiście, że wiem.- spojrzałam na niego. 
Ojciec posmarował chleb dżemem i ugryzł kawałek patrząc na mnie badawczo, ale mi nie chciało się go pytać o co chodzi bo zbytnio zajęta byłam zastanawianiem się nad znaczeniem mojego snu. 
- To co ci się śniło?- zagaił biorąc kęs kanapki. 
- Że leżałam obok swojego ciała. - jęknęłam - Co to może znaczyć? Najpierw potknęłam się o swoje ciało a potem zauwarzyłam, że miałam ranę postrzałową na czole. 
Amanda wykrzywiła twarz w nieprzyjemnym grymasie. 
- Nie dziwię ci się, że się nie wyspałaś.- westchnęła. 
- Może sprawdzisz znaczenie w senniku?- zaproponował tata.
- W senniku? Nie chce mi się tam tego szukać... Kilka razy próbowałam i... ehh... dobra, sprawdzę.



Usiadłam przed komputerem i wpisałam w wyszukiwarce 'sennik'. Kliknęłam pierwsze wyszukane i zaczęłam szukać pod hasłem 'ciało', ale niestety były tylko wyszukiwania typu 'odkryć ciało' czy 'zerwać ubranie'. Wpisałam więc 'trup'. Jako pierwsze znalazło 'ujrzeć siebie jako nieboszczyka' co znaczyło : wkrótce uwolnisz się od wielkiego zmartwienia. 
 No i bardzo dobrze. 
Szukałam dalej pod hasłem 'budynek'. Niestety nie było tam o rozpadającym się budynku, jedynie budowa. Szukałam więc pod 'dom'. Wyskoczyło kilka domów, kliknęłam na 'dom wariatów' bo skoro były tam dwa ciała to... ale nie było nic o ciałach. 
I nagle mnie olśniło!
To była ruina!
Wpisałam szybko 'ruina'. Było 'zatrzymać się w nich' co właściwie było prawdą. Znaczyło to: przeżyjesz coś osobliwego. 
Wow...
Co mogłabym przeżyć?
Wkrótce uwolnię się od wielkiego zmartwienia i przeżyję coś osobliwego, ale co to w połączeniu mogło oznaczać?
Może przeżywając coś osobliwego mogłabym uwolnić się od wielkiego zmartwienia?
Bardzo możliwe, ale jakie ja miałam wielkie zmartwienie?
Nie wiedziałam. 




***




- Rossie, idziemy!- krzyknął tata ubierając kurtkę - Co chciałabyś pod choinkę? Kupię ci. 
Zwlokłam się sprzed komputera i weszłam na ganek po czym ubrałam buty i spojrzałam na niego z wymowną miną oznaczającą 'nie wiem'. 
- Coś ci muszę kupić.- powiedział uśmiechając się. 
- Chciałabym zostać w Londynie. Możesz mi kupić mieszkanie. - zaproponowałam. 
Pokiwał głową na 'nie', a ja się zasmuciłam. 
- Dziecko, chętnie bym ci je kupił, ale twoja matka...
- Po co ona się wtrąca?!- oburzyłam się - To moje życie do cholery! Jestem pełnoletnia i już nie ma nawet najmniejszego prawa mną dyrygować! Znosiłam to jeszcze 4 lata temu, ale teraz mam dość! Kazała mi chodzić do kościoła, dobrze się uczyć, być popychadłem i właściwie miałam zakaz do życia! 
- Co ty wygadujesz?
- Mówię prawdę, tato. Nie mogłam się nawet odezwać bo powiedziałabym coś co by jej nie odpowiadało. Ty o tym nie wiesz bo byłeś cały czas w pracy, ale to prawda! Matka to... ugh! Jak ja jej nienawidzę! Nie pozwól jej mną dyrygować, błagam! - jęknęłam - Nawet sobie nie wyobrażasz ilu miałam przyjaciół, ale ona uznawała, że każdy z kim rozmawiałam miał na mnie zły wpływ! Tato, ja już mam dość! Ostatnio zakazała mi się widywać z Harry'm choć nawet go nigdy nie widziała! Znosiłam to przez to 18 lat życia, ale już dość, ja tak nie chcę!- wykrzyczałam. 
Ojciec patrzył na mnie chwilę i w końcu się poddał. 
- Robiła to dla twojego dobra, słonko. - ile ja razy to słyszałam...?
- Wmawiaj to sobie dalej, ale jak padnę na depresję to będzie jej wina.- westchnęłam. 
Westchnął zmieszany. 
- Zobaczę co da się zrobić, ale nic nie obiecuję. Szanse na to, że tego dokonam i przeżyję jednocześnie są równe zera, okay?
Pokiwałam głową, ubrałam kurtkę i wyszłam. Ojciec zaraz za mną. 
Potem humor mi się poprawił. 
Biegałam po centrum handlowym pełna entuzjazmu. 
- Więc... może teraz kupisz mi pod choinkę jakieś super ciuchy, a mieszkanie na urodzinki?- zaproponowałam naskakując na tatę. 
- Kochanie...- westchnął - Myślisz, że mam tyle pieniędzy?
- Tak właśnie myślę.- kiwnęłam głową z uśmiechem. Ojciec machnął na mnie ręką zrezygnowany po czym ruszył do pierwszego z boku sklepu. 
- To w takim razie wybieraj.- powiedział siadając na fotelu. Podskoczyłam radośnie i ruszyłam w stronę pułek. Zaraz potem przy kasie ojciec wydał chyba 200 złotych. 
Złapałam torbę i pobiegłam do sklepu na przeciwko. 
- No chodź!- krzyknęłam na tatę zaganiając go by szedł szybciej - Mamy jeszcze całe centrum handlowe do obejrzenia, a jest już 11.00!
Przewrócił oczami i wszedł za mną do sklepu. 
Chwilę potem kiedy zobaczył górę ubrań jakie niosłam do przymierzalni zatrzymał mnie robiąc duże oczy. 
- Ty mnie dziecko chcesz puścić z torbami, zgadza się?- zapytał marszcząc czoło. 
Spojrzałam na ubrania w rękach i uniosłam ramiona w geście obronnym. 
- Jak znam życie to i tak wezmę pewnie mniej niż 1/8 tego wszystkiego. Mogę iść do przymieżalni?
Puścił mnie zrezygnowany. 
- Idź, idź...- westchnął. 
Chwilę potem wróciłam zawiedziona i oznajmiłam, że rzadna z tych rzeczy mi się nie spodobała. Pobiegłam do następnego sklepu i po 2 godzinach ojciec leciał z nóg targając za mną moje zakupy. To były chyba 3 torby z ubraniami. 
- Skarbie... - westchnął - Może ja zaniosę te rzeczy do domu i pójdę do pracy, a ty... Ty dokończysz zakupy?
Spojrzałam na niego dużymi oczami. Posmutniałam w kilka sekund. 
- Ale... sam zaproponowałeś te zakupy...- mówiłam rozbita - Tato...
Pocałował mnie w czoło, wręczył kartę bankową, rzucił krótkie 'kocham cię' i odszedł. 
Stalam chwilę oniemiała i wpatrywałam się w punkcik w którym zniknął tata. 
' Co ja mam sama robić? ' -myślałam. 
I nagle mnie olśniło. 
Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Kat, która była mega zadowolona z faktu iż może wyrwać się z domu. 
Jakieś pięć minut potem wbiegła do sklepu w którym na nią czekałam całą zsapana. 
- Hay.- przywitała mnie radośnie - Długo czekałaś?
Zaśmiałam się z jej przywitania i przytuliłam ją ciepło.
- Szczerze to mogłabym na ciebie czekać z pół godziny, a nie pięć minut.- powiedziałam puszczając ją - Ile wzięłaś pieniędzy?
- Mam małą ochotę na zakupy.- zaśmiała się - Mogłybyśmy pójść na pizzę czy coś w tym stylu? Tutaj jest świetna gorąca czekolada... Chyba, że wolisz kawę, ale kawa podobno jest średnio dobra, ciotka mi mówiła, że raz po niej zwymiotowała i...
- Ej! Stop!- przerwałam jej ze śmiechem - Nie musisz tyle mówić, Kat. Chodź na tą pizzę, a jeśli chcesz tyle mówić to nie wszystko na raz. 
- Zawsze tyle mówię. - powiedziała posyłając mi miły uśmiech - W samolocie wydawałam się być małomówna i słodka, ale bałam się, że będzie wypadek i średnio cię znałam.- zaśmiała się - Jeden z moich minusów, jeśli nie powiem wszystkiego na raz to zaraz zapomnę o tym co chciałam powiedzieć. Jestem jak Doris z 'Gdzie jest Nemo?'. 
Zaśmiałam się rozbawiona i wyszłam ze sklepu w kierunku najbliższej pizzerii. Kat wyszła zaraz za mną i zaczęła mi opowiadać o tym w jak nietypowy sposób przywitała ją ciotka, która jest dość dziwna i dlatego cała rodzina nie utrzymuje z nią jakiegoś większego kontaktu.
- Nie sądzisz, że to trochę dziwne?- zapytałam siadając przy stoliku - Wykluczyć kogoś bo jest inny?
- Z ciocią świetnie się dogadujemy. Obie jesteśmy teraz wyżutkami w rodzinie. Mam jakieś wsparcie. 
Posłałam jej nikły uśmiech, który miał ją podnieść na duchu, ale ona nawet nie była smutna z powodu wykluczenia z rodziny. 
- A jak tam twój tata?- zapytała przeglądając menu. 
Westchnęłam też podnosząc kartę. 
- Strasznie zapracowany, ale przynajmniej dużo zarabia i stać go na moje zachcianki. Nie powiem, że tylko tyle chcę, ale matka nie jest w stanie dać mi takiego luksusu jak on, więc korzystam póki tutaj jestem. 
Katherine posłała mi łagodny uśmiech i znów zaczęła mówić o wszystkim naraz. 
Zawaliła mnie mnóstwem informacji, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Jakby miało to swój urok. Słuchałam uważnie tego co miała mi do powiedzenia, ale potem rozlałam się w wyobrażeniu Harry'ego. Miałam przed oczami jego piękne, malinowe usta i zielone oczy, w których się topiłam. 
Dlaczego nie umiałam po prostu podejść i powiedzieć te dwa krótkie słowa, które ciążyły mi na sercu niczym kotwica? 
Kocham cię. 
Kocham cię. 
Tak bardzo chciałam podejść i powiedzieć mu to, a potem złączyć nasze wargi. I żeby on powiedział 'ja ciebie też' i żebyśmy żyli długo i szczęśliwie. 
Ale takie rzeczy dzieją się tylko w bajkach, a mnie z zamyśleń wyrwał wibrujący telefon w mojej kieszeni. 
- ...No i wtedy ja mu powiedziałam, że mi się podoba...- mówiła Kat popijając swoją gorącą czekoladę. 
- Poczekaj.- przerwałam jej - Muszę odebrać. 
Powoli wyjęłam telefon z kieszeni i mało co nie podskoczyłam na miejscu kiedy zobaczyłam napis 'Harry' na wyświetlaczu. 











--------------------------------------------------------------------
Miałam go dodać jutro, ale sprawy się nieco pokomplikowały :( jadę do rodziny na wieś, gdzie prawdopodobnie nie będzie internetu, wracam w czwartek wieczorem i następny dodam... serio nie mam zielonego pojęcia kiedy. 
Jeśli zabierzemy ze sobą laptopa, co jest wątpliwe, to dodam następny rozdział do czwartku, ale... no nie wiem. Jeśli wrócę w czwartek to będziecie musieli poczekać jakiś czas na następny rozdział :( 
Tak wgl to będę 18 w krakowie i zostanę tam 5 dni. Jeśli ktoś z Karkowa mnie czyta (bo ja taki fejm) to będzie mnie mógł znaleźć w galerii bronowice, jak znam życie to będę tam całymi dniami xD 
Pozdrawiam *.*