Też bez dedykacji :'(
~*~
Oboje byliśmy w szampańskich humorach po poprzedniej wspólnej nocy, ale martwiła mnie jedna rzecz. Harry'ego coś gryzło, nie pozwalało się skupić, był cały czas nieobecny, ale szczęśliwy.
Około godziny 10 zobaczyłam tabliczkę z napisem 'Chelmsford'.
- To w tym mieście. - oznajmił Harry, a ja poprawiłam się na siedzeniu nie mogąc doczekać się kiedy w końcu opuszczę samochód.
Chwilę wierciłam się na miejscu z kompletnym bananem na twarzy, ale mój humor kompletnie popsuł się kiedy zobaczyłam ból i smutek wypisany na twarzy Harry'ego.
- Co jest?- zapytałam - Nie cieszysz się? Jesteśmy na miejscu, uśmiech!- starałam się rozbawić chłopaka, ale jego wyraz twarzy tylko
się pogorszył.
- Rossie...- westchnął - Głowa mnie boli, błagam, nie odzywaj się.
- Oh... - westchnęłam i oparłam się o siedzenie.
Dobra, rozumiałam, mnie też czasami bolała głowa, normalna rzecz.
Też wtedy nie chciałam by ktoś gadał cokolwiek do mnie.
Postanowiłam odpuścić, choć ton z jakim to wypowiedział był dość bolesny, równie dobrze mógłby powiedzieć 'mam dość twojego ciągłego gadania, więc stul pysk i rozkoszuj się tym, że zaraz znów będziesz czuć pośladki'.
Smutne...
Czasami wydawało mi się ze jestem jedynie piątym kołem u wozu...
Westchnęłam nieco poirytowana ciszą, która znów okazała się nie do odgonienia. Zaczęłam się kręcić niespokojnie.
Ogarnęły mnie dość nieprzyjemne uczucia. Miałam... przeczucia... bardzo niedobre przeczucia, czułam, że coś nie gra, że coś pomimo dobrej atmosfery jest złe, bardzo złe.
Harry spojrzał na mnie zdziwiony, ale nic nie powiedział.
Bał się?
Nie mam pojęcia.
Nawet jeśli to... czego niby miał się bać? On? Bać się?
Śmieszne.
Co więcej mogłabym powiedzieć? Przecież on... był typem osoby bez skrupułów, która...
Która nie miała zasad.
Przykro mi to mówić, na prawde.
A najbardziej bolał mnie fakt, że mówiłam prawdę.
Okropne uczucie kochać kogoś o kim doskonale wie się, że nigdy nie można by mu w pełni zaufać. Kochałam go, owszem, ale... nie pozwoliłabym mu na wszystko czego by zapragnął.
Nigdy.
Nawet najbliższej rodzinie nigdy bym nie zaufała 'całkiem'.
Popełniłam już jeden błąd i zdecydowanie się na nim nauczyłam, niestety odbiło się to na mojej psychice i nie wiem czy było to dobre czy złe, że byłam cholernie nieufna.
Kiedy zatrzymaliśmy się na jakimś podjeździe ocknęłam się i spojrzałam na Harry'ego, a on trudząc się z bólem, nie wiem jakim, powiedział, że jesteśmy na miejscu.
Wtedy spojrzałam na budynek przed nami i... zamarłam. Doskonale znałam to miejsce. Wiedziałam, że niosło ze sobą złą aurę, pomimo, że nie wierzyłam w rzeczy tego typu.
To był ten budynek... ta ruina, którą doskonale znałam z moich dwóch snów. Wystarczyło by wiedzieć, że nigdy sama bym tam nie weszła.
Ale nie byłam sama.
Przełknęłam nerwowo ślinę.
Harry zauwarzył, że gdy zobaczyłam budynek strasznie się wystraszyłam.
- Co jest?- zapytał przejęty dotykając delikatnie mojego kolana, strzepałam jego czuły gest i wskazałam na ruinę przed nami.
- Mam tam iść?- zapytałam wskazując na to... coś.
Kiwnął głową.
- Coś się dzieje?
- Śniło mi się, że znalazłam w tym budynku swoje ciało, Harry.- powiedziałam łapiąc się za głowę. Chwilę mierzyłam się z własnym strachem i patrzyłam na budynek, ale w końcu poddałam się i zwróciłam swój wzrok w kierunku chłopaka.
Kiedy miałam już wysiadać szybko ruszył z miejsca.
- Co się dzieje?- zapytałam wystraszona.
- Nie pozwolę ci tam wejść.- warknął, ale raczej nie do mnie.
Zwariował?
Chyba tak.
Normalni ludzie nie mówią do siebie, a co dopiero warczą tak jak on.
- Wiesz...- zaśmiałam się szorstko - Nie mam bladego pojęcia co się dzieje, ale mam totalnie złe przeczucia.
Spojrzał na mnie pełen bólu, a ja już wiedziałam, że jeśli miał mi coś powiedzieć to raczej by mi się to nie spodobało.
Pokazałam mu otwartą dłoń dając do zrozumienia żeby na razie nic nie mówił.
Dobrze to odczytał bo skierował wzrok na drogę i dość sporo przyspieszył. Złapałam się za głowę próbując pomyśleć nad pytaniem, które powinnam zadać, doskonale wiedziałam, że Harry nie miał wyjścia i musiał mi odpowiedzieć.
'Kochasz mnie?'- pomyślałam głupio, ale w duszy skarciłam się za moją głupotę, która nieźle dawała mi po twarzy.
Myślałam jakiś czas i nagle mnie olśniło.
- Dlaczego kiedy tutaj jechaliśmy miałeś wypisany ból na twarzy?- zapytałam dość... dziwnie, ale... no jak miałam to powiedzieć?
'Coś cię gryzło?'
'Musiałeś zrobić kupę, ale nie mogłeś?'
Jestem idiotką.
Kiedy usłyszałam swój głos miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Ale z otępienia wyrwał mnie brak odpowiedzi.
Spojrzałam na Harry'ego wyczekująco, a on westchnął tylko głośno.
- Odpowiesz mi?
- Raczej nie.- powiedział ciężko.
Prychnęłam głupio doskonale wiedząc, że powie mi to prędzej czy później. A akurat czas zależał ode mnie.
- Jesteś pewien? Właśnie utwierdziłeś mnie w przekonaniu, że zadałam dobre pytanie. - oznajmiłam z głupim uśmiechem na twarzy.
Westchnął zawiedziony, pewnie go w tym uświadomiłam.
- Odpowiesz mi?- zapytałam znów.
- Nie.
Pokiwałam głową próbując ukryć, że ta odpowiedź serio odbiła się na moich uczuciach. Marnie mi to wyszło.
- Zwolnij.- rozkazałam dotykając klamki.
Spojrzał na mnie zdziwiony, chyba nie spodziewał się, że to powiem.
- Zwolnij.- powiedziałam znów - Od ciebie zależy czy przeżyję kiedy opuszczę ten samochód. Albo zwolnisz i wysiądę normalnie albo zabiję się wysiadając teraz. To jak?
- Nie.- jęknął.
- Więc wysiądę teraz.- oznajmiłam i otworzyłam drzwi, a następnie odpięłam pas. Kiedy tylko mocna smuga wiatru dotknęła mojej twarzy zdałam sobie sprawę, że serio mogłabym się zabić. Przełknęłam nerwowo ślinę doskonale wiedząc, że tego nie zrobię.
Zaraz potem Harry złapał mnie w talii i znów posadził mnie na siedzeniu pasażera.
Spojrzałam na niego wyczekująco, widziałam, że nie radził sobie z milczeniem z mojej strony.
Podniosłam brew i znów położyłam dłoń na klamce, a on zareagował w sposób jakiego się nie spodziewałam. Skręcił niesamowicie szybko na jąkąś polanę i zachamował tak, że prawie udeżyłam w deskę rozdzielczą.
- Dobrze.- jęknął - Powiem.
Uśmiechnęłam się na te słowa i naszykowałam do usłyszenia długo wyczekiwanej prawdy.
- To wszystko było zaplanowane, nasza znajomość. Miałaś mi zaufać, rozumiesz?- powiedział całkiem rozbity.
Patrzyłam na niego chwilę w ciszy nie wiedząc jakie mam zadać pytanie by to trzymało się kupy, postanowiłam się nie odzywać i czekać aż on sam dokończy.
Patrzył na mnie wyczekując wsparcia w tym, że chociać uśmiechnę się do niego.
Nie ma mowy.
Westchnął rozumiejąc mój brak chęci.
- To wszystko zaczęło się kiedy na ciebie wpadłem...- zaczął - To było planowane jakiś miesiąc... Miałem się do ciebie zbliżyć. Nie wiedziałem dlaczego...
- N-nie rozumiem. - zaczęłam się jąkać - Zaplanowane? Mów jaśniej.
Mocno zacisnął powieki i z zamkniętymi oczami zaczął mówić:
- Ja... Ja mam dość nietypową pracę. Mówiłem ci o tym.
- Coś wspomniałeś.
- Zajmuję się świadkami. - oznajmił - Sprowadzam ich do mojego szefa, a on rozmawia z nimi. Czasem im pogrozi. Nic wielkiego.
- Świadkami?- powtórzyłam niedowierzając.
- Widzieli zabójstwa, gwałty, kradzieże... różne rzeczy. - westchnął - Moim zadaniem jest sprowadzenie ich do szefa, nie należy do moich obowiązków patrzenie na to w jaki sposób sprawia, że w sądzie nic nie zeznają.
- 'Aż tak to nie.'- potórzyłam jego słowa, które przypomniałam sobie z wieczoru nad jeziorem kiedy pytałam go o jego pracę.
'- Jesteś zabójcą? Superbohaterem? Iron Man'em?
- Aż tak to nie...'
Więc to miał na myśli!
Ah!
Spojrzałam na niego, a on nieznacznie kiwnął głową.
- Ale co to ma wspólnego ze mną?- zapytałam.
- Ty możesz osądzić Rick'a o gwałt, a jego ojciec jest... grubą rybą i nie byłoby to dla niego dobre. Tymbardziej wygrałabyś rozprawę ze względu na wczesną godzinę imprezy i po prostu wiele ludzi widziałoby to zdarzenie. Słyszęliby przynajmniej twoje krzyki, a to już znak tego, że jest źle. Zbyt dużo byłoby takich osób, zwłaszcza, że dokładnie nie wiadomo kto przebywał tam wtedy.
Złapałam się za głowę.
- Chcieli bym przestała mówić?
- Chcieli cię zabić, Rose. Jesteś dziewczyną, która... ma dość... Po takim numerze wykręconym z jego strony nie zastanawiałabyś się ani chwili by go pozwać.
- Racja.- westchnęłam.
Myślałam chwilę i w końcu spojrzałam przerażona na Harry'ego.
- Wiozłeś mnie na pewną śmierć!- krzyknęłam ze łzami w oczach - Jak mogłeś?! A ja ci zaufałam!
Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.
Nie wiem czemu on zaczął mnie pocieszać, przecież... przecież było mu obojętne czy ze mną wszystko w porządku.
Z resztą... już tyle osób płakało przed nim, że pewnie nie zwracał na to wielkiej uwagi.
- Rose...- pogładził mnie czule po plecach. Szybko strąciłam jego rękę i spojrzałam na niego przerażona.
- Ja... Ja ciebie nie znam.- wykrztusiłam - Jesteś dla mnie obcą osobą, nasza cała znajomość była fikcją.- zaczęłam się gorączkowo śmiać - Wszystko było zaplanowane, tak?! Miałeś mnie przelecieć kilka razy, a potem zawieźć żeby mi strzelili między oczy?!
Wszystko zaczęło wirować mi przed oczami.
Po moich policzkach łzy płynęły swobodnie i tak się zdaje, że tylko one były szczęsliwe z wydostania się na wolność.
- Rose...- jęknął - Znasz mnie jak nikt inny, przysięgam...
- I na dodatek kłamiesz...- powiedziałam ledwo słyszalnie, a potem złapałam za klamkę i wyszłam na świeże powietrze.
Słyszałam jak chłopak wysiada za mną i biegnie. Chwilę potem przeciął mi drogę.
- Nie możesz tak po prostu iść, to nie jest bezpieczne...- zaczął mówić, ale go wyminęłam więc po prostu szedl za mną - Oni ciągle cię szukają, jesteś w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
- Wątpię żeby w twoim towarzystwie było lepiej.- powiedziałam cicho idąc dalej - Chciałeś oddać mnie mordercom.
- Rose... pamiętasz jak kiedy byliśmy nad jeziorem powiedziałem, że zawaliłem?
Mój umysł nie potrafił przypomnieć sobie takiej sceny, ale po chwili stanęła przede mną w pełnym blasku.
To nie było jakieś głośne, po prostu wymamrotał pod nosem 'zawaliłem'.
Nad jeziorem.
Ohh... Chciałabym cofnąć czas i uciec od niego jak najdalej.
- Już wtedy wiedziałem, że nie pozwolę aby coś ci się stało.- powiedział znów stając przede mną - Tak samo kiedy byłaś u mnie w domu i powiedziałem, że się myliłaś. Bo przyjaźń nie jest dobra, nie dla mnie.
Patrzylam na niego badawczo.
Faktycznie mówił te wszystkie rzeczy.
- Obiecałem, że nie pozwolę by stała ci się krzywda, pamiętasz?
Kiedy u niego nocowalam...
Tak...
Powiedział to.
Wszystkie drobne szczegóły zaczynały składać się w drobną całość.
Nieobecności w szkole... Był w pracy... Zawoził świadków...
- Dlaczego miłabym ci ufać?
- Bo nie zawiodłabyś się na mnie znowu. Już nigdy.- powiedział podchodząc do mnie bliżej.
To tak cholernie bolało kiedy wiedziałam, że on... Że on chciał mnie zabić.
- Przez jakiś czas spałem pod twoim domem bo się o ciebie bałem. Nie wiedziałem dlaczego miałabyś zeznawać. Nie wiedziałem niczego... Mój szef dał mi ciebie bez żadnego cackania się, a potem doszło do mnie, że nie jesteś normalna.
- Czemu ty?- zapytałam z zaszklonymi oczami.
- Miałem dostać awans. Zabijać ludzi. Jak Richard, którego już poznałaś.
- On jest mordercą?- zapytałam zszokowana.
Dotykał mnie morderca?
Boże...
- Oboje jesteśmy teraz w niebezpieczeństwie. Pokazałem się z własnej głupoty pod tym budynkiem i teraz nas pewnie szukają. Nie mamy dużo czasu, musimy uciekać, Rose.
Spojrzałam na niego tępo i zdałam sobie sprawę z niebezpieczeństwa.
Szybko odwróciłam się i poszłam w stronę samochodu, Harry szedł za mną.
Ale kiedy byłam już przy drzwiach odwróciłam się by go przytulić, ale nie było go za mną. Rozglądałam się gorączkowo i zobaczyłam go zaraz obok mnie, trzymał go jakiś wielki osiłek, a przede mną stał mężczyzna, który przyłożył mi do twarzy jakąś mokrą szmatkę.
- Do widzenia.- wyszeptał mi do ucha gdy odlatywałam. Usłyszałam jeszcze tylko krzyk Harry'ego a potem zasnęłam.
--------------------------------------------------------------------
Więc...
wyjaśniłam już chyba wszystko xD
został jeszcze tylko rozdział 37 i epilog
będzie jeszcze 2 część i w tej chwili robię zwiastun (tak, ja sama robię zwiastun)
emm...
piszcie komentarze
następny jutro o 11.30 ;)
JEŚLI CZYTASZ = SKOMENTUJ
JEŚLI SKOMENTUJESZ = JEST SZANSA, ŻE NASTĘPNY ROZDZIAŁ BĘDZIE DEDYKOWANY TOBIE
Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.
Nie wiem czemu on zaczął mnie pocieszać, przecież... przecież było mu obojętne czy ze mną wszystko w porządku.
Z resztą... już tyle osób płakało przed nim, że pewnie nie zwracał na to wielkiej uwagi.
- Rose...- pogładził mnie czule po plecach. Szybko strąciłam jego rękę i spojrzałam na niego przerażona.
- Ja... Ja ciebie nie znam.- wykrztusiłam - Jesteś dla mnie obcą osobą, nasza cała znajomość była fikcją.- zaczęłam się gorączkowo śmiać - Wszystko było zaplanowane, tak?! Miałeś mnie przelecieć kilka razy, a potem zawieźć żeby mi strzelili między oczy?!
Wszystko zaczęło wirować mi przed oczami.
Po moich policzkach łzy płynęły swobodnie i tak się zdaje, że tylko one były szczęsliwe z wydostania się na wolność.
- Rose...- jęknął - Znasz mnie jak nikt inny, przysięgam...
- I na dodatek kłamiesz...- powiedziałam ledwo słyszalnie, a potem złapałam za klamkę i wyszłam na świeże powietrze.
Słyszałam jak chłopak wysiada za mną i biegnie. Chwilę potem przeciął mi drogę.
- Nie możesz tak po prostu iść, to nie jest bezpieczne...- zaczął mówić, ale go wyminęłam więc po prostu szedl za mną - Oni ciągle cię szukają, jesteś w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
- Wątpię żeby w twoim towarzystwie było lepiej.- powiedziałam cicho idąc dalej - Chciałeś oddać mnie mordercom.
- Rose... pamiętasz jak kiedy byliśmy nad jeziorem powiedziałem, że zawaliłem?
Mój umysł nie potrafił przypomnieć sobie takiej sceny, ale po chwili stanęła przede mną w pełnym blasku.
To nie było jakieś głośne, po prostu wymamrotał pod nosem 'zawaliłem'.
Nad jeziorem.
Ohh... Chciałabym cofnąć czas i uciec od niego jak najdalej.
- Już wtedy wiedziałem, że nie pozwolę aby coś ci się stało.- powiedział znów stając przede mną - Tak samo kiedy byłaś u mnie w domu i powiedziałem, że się myliłaś. Bo przyjaźń nie jest dobra, nie dla mnie.
Patrzylam na niego badawczo.
Faktycznie mówił te wszystkie rzeczy.
- Obiecałem, że nie pozwolę by stała ci się krzywda, pamiętasz?
Kiedy u niego nocowalam...
Tak...
Powiedział to.
Wszystkie drobne szczegóły zaczynały składać się w drobną całość.
Nieobecności w szkole... Był w pracy... Zawoził świadków...
- Dlaczego miłabym ci ufać?
- Bo nie zawiodłabyś się na mnie znowu. Już nigdy.- powiedział podchodząc do mnie bliżej.
To tak cholernie bolało kiedy wiedziałam, że on... Że on chciał mnie zabić.
- Przez jakiś czas spałem pod twoim domem bo się o ciebie bałem. Nie wiedziałem dlaczego miałabyś zeznawać. Nie wiedziałem niczego... Mój szef dał mi ciebie bez żadnego cackania się, a potem doszło do mnie, że nie jesteś normalna.
- Czemu ty?- zapytałam z zaszklonymi oczami.
- Miałem dostać awans. Zabijać ludzi. Jak Richard, którego już poznałaś.
- On jest mordercą?- zapytałam zszokowana.
Dotykał mnie morderca?
Boże...
- Oboje jesteśmy teraz w niebezpieczeństwie. Pokazałem się z własnej głupoty pod tym budynkiem i teraz nas pewnie szukają. Nie mamy dużo czasu, musimy uciekać, Rose.
Spojrzałam na niego tępo i zdałam sobie sprawę z niebezpieczeństwa.
Szybko odwróciłam się i poszłam w stronę samochodu, Harry szedł za mną.
Ale kiedy byłam już przy drzwiach odwróciłam się by go przytulić, ale nie było go za mną. Rozglądałam się gorączkowo i zobaczyłam go zaraz obok mnie, trzymał go jakiś wielki osiłek, a przede mną stał mężczyzna, który przyłożył mi do twarzy jakąś mokrą szmatkę.
- Do widzenia.- wyszeptał mi do ucha gdy odlatywałam. Usłyszałam jeszcze tylko krzyk Harry'ego a potem zasnęłam.
--------------------------------------------------------------------
Więc...
wyjaśniłam już chyba wszystko xD
został jeszcze tylko rozdział 37 i epilog
będzie jeszcze 2 część i w tej chwili robię zwiastun (tak, ja sama robię zwiastun)
emm...
piszcie komentarze
następny jutro o 11.30 ;)
JEŚLI CZYTASZ = SKOMENTUJ
JEŚLI SKOMENTUJESZ = JEST SZANSA, ŻE NASTĘPNY ROZDZIAŁ BĘDZIE DEDYKOWANY TOBIE
OLKA
OdpowiedzUsuńJestes okropna wiesz
niby o kim zrobisz druga czesc??
O niallu??
Wiesz co
splyn
Jeju! Nie to musi sie skonczy źle,szczęśliwe zakończenia są głupie...oni umrą razem,proszę!!! ))): bo,kurde no jak to tal,że nagle ich ktoą uratuje nie nie,a rozłąka to jeszcze gorsza,błagam bd się teraz stresować! A jak bd 2 część to omg!
OdpowiedzUsuń