~*~
Obudziło mnie ciche pukanie do drzwi.
Powoli i leniwie przetarłam oczy, westchnęłam i powiedziałam:
- Proszę.
Drzwi otworzyły się cichutko, a po chwili stanął w nich mój tata.
- Cześć.- powiedział posyłając mi uroczy uśmiech - Obudziłem cię?
Pokiwałam głową na 'tak'.
- Co chciałeś?
- Wyjaśnić sprawę pokoju. - powiedział wchodząc, potem usiadł obok mnie na łóżku - Tutaj będziesz tylko tymczasowo. Twój prawdziwy pokój jest aktualnie remontowany. Chciałem żebyś miała jak najlepsze warunki.
Uśmiechnęłam się posępnie.
- Wolałabym zostać w Londynie...
- Wiem, ale twoja mama uparła się. Powiedziała, że musisz tutaj zamieszkać. Zaproponowałem nawet kupić ci mieszkanie, ale uparła się.
Zmarszczyłam czoło.
- Serio?
Kiwnął głową na 'tak' i westchnął.
- Powiedz mi, że nie popadłaś w złe towarzystwo jak mówi twoja matka.
- Ona kłamie. Tylko moi przyjaciele lekko się stoczyli, ale ze mną jest wszystko w porządku, tato. Jestem szczęśliwa i w ogóle. Chcę tam zostać. Nie możesz o tym porozmawiać z mamą?
- Nie odzywa się do mnie.
Zaśmiałam się kpiąco.
- Jędza.
- Rose!- oburzył się tata.
- No co?! Mówię prawdę! najpierw przespała się z adwokatem, nie mogła zaakceptować, że się zakochałam i jeszcze to!- krzyknęłam wściekła.
- Zakochałaś się?
O matko...
To się wkopałam...
Westchnęłam.
- Tak... Ale to nie tak jak to widzi mama! On ani nie pije, ani nie pali, ani nie ćpa! Ma tylko złą reputację! Przysięgam!
- Rose... Będzie jeszcze sporo chłopców w twoim życiu...- zaśmiał się - Poszukaj porządnego.
- Ale ja chcę jego. Ma tylko tatuaże, to nic złego, to jego ciało i może z nim robić co tylko zechce, mam rację?
Tata podrapał się z tyłu głowy i westchnął.
- Chyba tak... ale kochanie... Musiałaś wybrać kogoś z mnóstwem tatuaży? Nie mógł mieć wspaniałych ocen i wybierać się na Oksford?
Zaśmiałam się.
- O jego oceny nie powinieneś się martwić. Ma jeszcze lepsze ode mnie.
- To akurat rzadna sztuka.- uśmiechnął się.
- Tato! Poprawiłam się, znów się dobrze uczę.
Klasnął w dłonie i uśmiechnął się do mnie ciepło.
- Cieszy mnie to, słoneczko. Jest późno, idź spać. Jeśli chcesz to jutro porozmawiamy, może pójdziemy gdzieś na zakupy, co?
- Chyba ci dobrze płacą...- pomyślałam na głos, ale złapałam się za usta gdy zdałam sobie sprawę, że wymówiłam to głośno.
Zaśmiał się na szczęście i pocałował mnie w czoło.
- Masz nadzianego staruszka. Jutro pójdziemy na zakupy.
- Dobrze.
Po chwili opuścił pokój, a ja odruchowo spojrzałam na zegarek.
00.00.
Serio?!
Północ?!
Westchnęłam i znów położyłam się spać.
***
Chodziłam po jakimś starym budynku. Byłam zagubiona, nie wiedziałam gdzie jestem. Powoli spojrzałam na dach. Taki sam jak ten z poprzedniego snu. Cofnęłam się przerażona i wtedy jedna cegłówka spadła dosłownie milimetr przede mną. Odruchowo złapałam za naszyjnik, ale nie było go na miejscu. Odwróciłam się i zobaczyłam krzesło. Usmarowane krwią, więzy były popękane, jakby ktoś się wiercił.
Zakryłam usta dłońmi, ale poczułam coś ciepłego więc szybko je odsunęłam. Spojrzałam na nie i zachciało mi się wymiotować. Były wysmarowane, nie da się tego inaczej określić, były wysmarowane czerwoną substancją. Całe czerwone. I nie jestem idiotką, wiem, to była krew.
Przewróciłam się podczas próby cofnięcia. Wpadłam na jakąś beczkę, nie zwracałam na nią uwagi. Przed sobą cały czas miałam swoje dłonie i byłam zbyt przerażona by patrzeć na jakieś rzeczy na podłodze.
Błąd.
Pobudzona zaczęłam trzeć o swoje też brudne od tej substancji ubranie dłońmi. Kiedy opadłam z sił położyłam się obok wcześniej wspomnianej beczki. Tyłem.
Kolejny błąd.
Spojrzałam na nią i zaczęłam krzyczeć, zaczęłam biegać, płakać i panikować jednocześnie.
Bo to nie była beczka.
To byłam ja.
Miałam związane dłonie z tyłu pleców. Wyglądałam jakbym błagała o życie, ale było za późno. Bo na moim czole widniała wielka dziura postrzałowa. Byłam martwa. Byłam trupem.
Chciało mi się płakać, wymiotować, i uciekać jednocześnie.
Obejrzałam się dokoła i w oddali zobaczyłam jeszcze jedno ciało.
Harry...
Podbiegłam tam jak najszybciej mogłam, ale to nie był mój ukochany, to był jakiś starszy pan, najwyraźniej zasztyletowany.
Fuuu...
Rzuciłam się do wyjścia, a gdy wybiegłam zarejestrowałam tylko obraz rozpadającego się budynku bez okien lub z ich pozostałościami. Opadłam na ziemię i zaczęłam płakać.
I wtedy się obudziłam.
***
- Skarbie, jakoś mizernie wyglądasz.- powiedział z uśmiechem tata kiedy tylko pojawiłam się w progu kuchni.
- Nie wyspałam się.- jęknęłam - Miałam zły sen.
- Co chcesz na śniadanie?- zapytała Am wstając z krzesła - Może grzanki?
- Chętnie.- powiedziałam posyłając jej ciepły uśmiech.
Potem opadłam na miejsce obok taty i oparłam głowę rękami.
- Czuję się jakbym miała kaca...- westchnęłam.
- Nie mów, że wiesz jakie to uczucie, dziecko.- powiedział tata.
- Tato... Za dwa miesiące będę mieć 19 lat. Oczywiście, że wiem.- spojrzałam na niego.
Ojciec posmarował chleb dżemem i ugryzł kawałek patrząc na mnie badawczo, ale mi nie chciało się go pytać o co chodzi bo zbytnio zajęta byłam zastanawianiem się nad znaczeniem mojego snu.
- To co ci się śniło?- zagaił biorąc kęs kanapki.
- Że leżałam obok swojego ciała. - jęknęłam - Co to może znaczyć? Najpierw potknęłam się o swoje ciało a potem zauwarzyłam, że miałam ranę postrzałową na czole.
Amanda wykrzywiła twarz w nieprzyjemnym grymasie.
- Nie dziwię ci się, że się nie wyspałaś.- westchnęła.
- Może sprawdzisz znaczenie w senniku?- zaproponował tata.
- W senniku? Nie chce mi się tam tego szukać... Kilka razy próbowałam i... ehh... dobra, sprawdzę.
- Skarbie, jakoś mizernie wyglądasz.- powiedział z uśmiechem tata kiedy tylko pojawiłam się w progu kuchni.
- Nie wyspałam się.- jęknęłam - Miałam zły sen.
- Co chcesz na śniadanie?- zapytała Am wstając z krzesła - Może grzanki?
- Chętnie.- powiedziałam posyłając jej ciepły uśmiech.
Potem opadłam na miejsce obok taty i oparłam głowę rękami.
- Czuję się jakbym miała kaca...- westchnęłam.
- Nie mów, że wiesz jakie to uczucie, dziecko.- powiedział tata.
- Tato... Za dwa miesiące będę mieć 19 lat. Oczywiście, że wiem.- spojrzałam na niego.
Ojciec posmarował chleb dżemem i ugryzł kawałek patrząc na mnie badawczo, ale mi nie chciało się go pytać o co chodzi bo zbytnio zajęta byłam zastanawianiem się nad znaczeniem mojego snu.
- To co ci się śniło?- zagaił biorąc kęs kanapki.
- Że leżałam obok swojego ciała. - jęknęłam - Co to może znaczyć? Najpierw potknęłam się o swoje ciało a potem zauwarzyłam, że miałam ranę postrzałową na czole.
Amanda wykrzywiła twarz w nieprzyjemnym grymasie.
- Nie dziwię ci się, że się nie wyspałaś.- westchnęła.
- Może sprawdzisz znaczenie w senniku?- zaproponował tata.
- W senniku? Nie chce mi się tam tego szukać... Kilka razy próbowałam i... ehh... dobra, sprawdzę.
Usiadłam przed komputerem i wpisałam w wyszukiwarce 'sennik'. Kliknęłam pierwsze wyszukane i zaczęłam szukać pod hasłem 'ciało', ale niestety były tylko wyszukiwania typu 'odkryć ciało' czy 'zerwać ubranie'. Wpisałam więc 'trup'. Jako pierwsze znalazło 'ujrzeć siebie jako nieboszczyka' co znaczyło : wkrótce uwolnisz się od wielkiego zmartwienia.
No i bardzo dobrze.
Szukałam dalej pod hasłem 'budynek'. Niestety nie było tam o rozpadającym się budynku, jedynie budowa. Szukałam więc pod 'dom'. Wyskoczyło kilka domów, kliknęłam na 'dom wariatów' bo skoro były tam dwa ciała to... ale nie było nic o ciałach.
I nagle mnie olśniło!
To była ruina!
Wpisałam szybko 'ruina'. Było 'zatrzymać się w nich' co właściwie było prawdą. Znaczyło to: przeżyjesz coś osobliwego.
Wow...
Co mogłabym przeżyć?
Wkrótce uwolnię się od wielkiego zmartwienia i przeżyję coś osobliwego, ale co to w połączeniu mogło oznaczać?
Może przeżywając coś osobliwego mogłabym uwolnić się od wielkiego zmartwienia?
Bardzo możliwe, ale jakie ja miałam wielkie zmartwienie?
Nie wiedziałam.
***
- Rossie, idziemy!- krzyknął tata ubierając kurtkę - Co chciałabyś pod choinkę? Kupię ci.
Zwlokłam się sprzed komputera i weszłam na ganek po czym ubrałam buty i spojrzałam na niego z wymowną miną oznaczającą 'nie wiem'.
- Coś ci muszę kupić.- powiedział uśmiechając się.
- Chciałabym zostać w Londynie. Możesz mi kupić mieszkanie. - zaproponowałam.
Pokiwał głową na 'nie', a ja się zasmuciłam.
- Dziecko, chętnie bym ci je kupił, ale twoja matka...
- Po co ona się wtrąca?!- oburzyłam się - To moje życie do cholery! Jestem pełnoletnia i już nie ma nawet najmniejszego prawa mną dyrygować! Znosiłam to jeszcze 4 lata temu, ale teraz mam dość! Kazała mi chodzić do kościoła, dobrze się uczyć, być popychadłem i właściwie miałam zakaz do życia!
- Co ty wygadujesz?
- Mówię prawdę, tato. Nie mogłam się nawet odezwać bo powiedziałabym coś co by jej nie odpowiadało. Ty o tym nie wiesz bo byłeś cały czas w pracy, ale to prawda! Matka to... ugh! Jak ja jej nienawidzę! Nie pozwól jej mną dyrygować, błagam! - jęknęłam - Nawet sobie nie wyobrażasz ilu miałam przyjaciół, ale ona uznawała, że każdy z kim rozmawiałam miał na mnie zły wpływ! Tato, ja już mam dość! Ostatnio zakazała mi się widywać z Harry'm choć nawet go nigdy nie widziała! Znosiłam to przez to 18 lat życia, ale już dość, ja tak nie chcę!- wykrzyczałam.
Ojciec patrzył na mnie chwilę i w końcu się poddał.
- Robiła to dla twojego dobra, słonko. - ile ja razy to słyszałam...?
- Wmawiaj to sobie dalej, ale jak padnę na depresję to będzie jej wina.- westchnęłam.
Westchnął zmieszany.
- Zobaczę co da się zrobić, ale nic nie obiecuję. Szanse na to, że tego dokonam i przeżyję jednocześnie są równe zera, okay?
Pokiwałam głową, ubrałam kurtkę i wyszłam. Ojciec zaraz za mną.
Potem humor mi się poprawił.
Biegałam po centrum handlowym pełna entuzjazmu.
- Więc... może teraz kupisz mi pod choinkę jakieś super ciuchy, a mieszkanie na urodzinki?- zaproponowałam naskakując na tatę.
- Kochanie...- westchnął - Myślisz, że mam tyle pieniędzy?
- Tak właśnie myślę.- kiwnęłam głową z uśmiechem. Ojciec machnął na mnie ręką zrezygnowany po czym ruszył do pierwszego z boku sklepu.
- To w takim razie wybieraj.- powiedział siadając na fotelu. Podskoczyłam radośnie i ruszyłam w stronę pułek. Zaraz potem przy kasie ojciec wydał chyba 200 złotych.
Złapałam torbę i pobiegłam do sklepu na przeciwko.
- No chodź!- krzyknęłam na tatę zaganiając go by szedł szybciej - Mamy jeszcze całe centrum handlowe do obejrzenia, a jest już 11.00!
Przewrócił oczami i wszedł za mną do sklepu.
Chwilę potem kiedy zobaczył górę ubrań jakie niosłam do przymierzalni zatrzymał mnie robiąc duże oczy.
- Ty mnie dziecko chcesz puścić z torbami, zgadza się?- zapytał marszcząc czoło.
Spojrzałam na ubrania w rękach i uniosłam ramiona w geście obronnym.
- Jak znam życie to i tak wezmę pewnie mniej niż 1/8 tego wszystkiego. Mogę iść do przymieżalni?
Puścił mnie zrezygnowany.
- Idź, idź...- westchnął.
Chwilę potem wróciłam zawiedziona i oznajmiłam, że rzadna z tych rzeczy mi się nie spodobała. Pobiegłam do następnego sklepu i po 2 godzinach ojciec leciał z nóg targając za mną moje zakupy. To były chyba 3 torby z ubraniami.
- Skarbie... - westchnął - Może ja zaniosę te rzeczy do domu i pójdę do pracy, a ty... Ty dokończysz zakupy?
Spojrzałam na niego dużymi oczami. Posmutniałam w kilka sekund.
- Ale... sam zaproponowałeś te zakupy...- mówiłam rozbita - Tato...
Pocałował mnie w czoło, wręczył kartę bankową, rzucił krótkie 'kocham cię' i odszedł.
Stalam chwilę oniemiała i wpatrywałam się w punkcik w którym zniknął tata.
' Co ja mam sama robić? ' -myślałam.
I nagle mnie olśniło.
Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Kat, która była mega zadowolona z faktu iż może wyrwać się z domu.
Jakieś pięć minut potem wbiegła do sklepu w którym na nią czekałam całą zsapana.
- Hay.- przywitała mnie radośnie - Długo czekałaś?
Zaśmiałam się z jej przywitania i przytuliłam ją ciepło.
- Szczerze to mogłabym na ciebie czekać z pół godziny, a nie pięć minut.- powiedziałam puszczając ją - Ile wzięłaś pieniędzy?
- Mam małą ochotę na zakupy.- zaśmiała się - Mogłybyśmy pójść na pizzę czy coś w tym stylu? Tutaj jest świetna gorąca czekolada... Chyba, że wolisz kawę, ale kawa podobno jest średnio dobra, ciotka mi mówiła, że raz po niej zwymiotowała i...
- Ej! Stop!- przerwałam jej ze śmiechem - Nie musisz tyle mówić, Kat. Chodź na tą pizzę, a jeśli chcesz tyle mówić to nie wszystko na raz.
- Zawsze tyle mówię. - powiedziała posyłając mi miły uśmiech - W samolocie wydawałam się być małomówna i słodka, ale bałam się, że będzie wypadek i średnio cię znałam.- zaśmiała się - Jeden z moich minusów, jeśli nie powiem wszystkiego na raz to zaraz zapomnę o tym co chciałam powiedzieć. Jestem jak Doris z 'Gdzie jest Nemo?'.
Zaśmiałam się rozbawiona i wyszłam ze sklepu w kierunku najbliższej pizzerii. Kat wyszła zaraz za mną i zaczęła mi opowiadać o tym w jak nietypowy sposób przywitała ją ciotka, która jest dość dziwna i dlatego cała rodzina nie utrzymuje z nią jakiegoś większego kontaktu.
- Nie sądzisz, że to trochę dziwne?- zapytałam siadając przy stoliku - Wykluczyć kogoś bo jest inny?
- Z ciocią świetnie się dogadujemy. Obie jesteśmy teraz wyżutkami w rodzinie. Mam jakieś wsparcie.
Posłałam jej nikły uśmiech, który miał ją podnieść na duchu, ale ona nawet nie była smutna z powodu wykluczenia z rodziny.
- A jak tam twój tata?- zapytała przeglądając menu.
Westchnęłam też podnosząc kartę.
- Strasznie zapracowany, ale przynajmniej dużo zarabia i stać go na moje zachcianki. Nie powiem, że tylko tyle chcę, ale matka nie jest w stanie dać mi takiego luksusu jak on, więc korzystam póki tutaj jestem.
Katherine posłała mi łagodny uśmiech i znów zaczęła mówić o wszystkim naraz.
Zawaliła mnie mnóstwem informacji, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Jakby miało to swój urok. Słuchałam uważnie tego co miała mi do powiedzenia, ale potem rozlałam się w wyobrażeniu Harry'ego. Miałam przed oczami jego piękne, malinowe usta i zielone oczy, w których się topiłam.
Dlaczego nie umiałam po prostu podejść i powiedzieć te dwa krótkie słowa, które ciążyły mi na sercu niczym kotwica?
Kocham cię.
Kocham cię.
Tak bardzo chciałam podejść i powiedzieć mu to, a potem złączyć nasze wargi. I żeby on powiedział 'ja ciebie też' i żebyśmy żyli długo i szczęśliwie.
Ale takie rzeczy dzieją się tylko w bajkach, a mnie z zamyśleń wyrwał wibrujący telefon w mojej kieszeni.
- ...No i wtedy ja mu powiedziałam, że mi się podoba...- mówiła Kat popijając swoją gorącą czekoladę.
- Poczekaj.- przerwałam jej - Muszę odebrać.
Powoli wyjęłam telefon z kieszeni i mało co nie podskoczyłam na miejscu kiedy zobaczyłam napis 'Harry' na wyświetlaczu.
--------------------------------------------------------------------
Miałam go dodać jutro, ale sprawy się nieco pokomplikowały :( jadę do rodziny na wieś, gdzie prawdopodobnie nie będzie internetu, wracam w czwartek wieczorem i następny dodam... serio nie mam zielonego pojęcia kiedy.
Jeśli zabierzemy ze sobą laptopa, co jest wątpliwe, to dodam następny rozdział do czwartku, ale... no nie wiem. Jeśli wrócę w czwartek to będziecie musieli poczekać jakiś czas na następny rozdział :(
Tak wgl to będę 18 w krakowie i zostanę tam 5 dni. Jeśli ktoś z Karkowa mnie czyta (bo ja taki fejm) to będzie mnie mógł znaleźć w galerii bronowice, jak znam życie to będę tam całymi dniami xD
Pozdrawiam *.*
No i bardzo dobrze.
Szukałam dalej pod hasłem 'budynek'. Niestety nie było tam o rozpadającym się budynku, jedynie budowa. Szukałam więc pod 'dom'. Wyskoczyło kilka domów, kliknęłam na 'dom wariatów' bo skoro były tam dwa ciała to... ale nie było nic o ciałach.
I nagle mnie olśniło!
To była ruina!
Wpisałam szybko 'ruina'. Było 'zatrzymać się w nich' co właściwie było prawdą. Znaczyło to: przeżyjesz coś osobliwego.
Wow...
Co mogłabym przeżyć?
Wkrótce uwolnię się od wielkiego zmartwienia i przeżyję coś osobliwego, ale co to w połączeniu mogło oznaczać?
Może przeżywając coś osobliwego mogłabym uwolnić się od wielkiego zmartwienia?
Bardzo możliwe, ale jakie ja miałam wielkie zmartwienie?
Nie wiedziałam.
***
- Rossie, idziemy!- krzyknął tata ubierając kurtkę - Co chciałabyś pod choinkę? Kupię ci.
Zwlokłam się sprzed komputera i weszłam na ganek po czym ubrałam buty i spojrzałam na niego z wymowną miną oznaczającą 'nie wiem'.
- Coś ci muszę kupić.- powiedział uśmiechając się.
- Chciałabym zostać w Londynie. Możesz mi kupić mieszkanie. - zaproponowałam.
Pokiwał głową na 'nie', a ja się zasmuciłam.
- Dziecko, chętnie bym ci je kupił, ale twoja matka...
- Po co ona się wtrąca?!- oburzyłam się - To moje życie do cholery! Jestem pełnoletnia i już nie ma nawet najmniejszego prawa mną dyrygować! Znosiłam to jeszcze 4 lata temu, ale teraz mam dość! Kazała mi chodzić do kościoła, dobrze się uczyć, być popychadłem i właściwie miałam zakaz do życia!
- Co ty wygadujesz?
- Mówię prawdę, tato. Nie mogłam się nawet odezwać bo powiedziałabym coś co by jej nie odpowiadało. Ty o tym nie wiesz bo byłeś cały czas w pracy, ale to prawda! Matka to... ugh! Jak ja jej nienawidzę! Nie pozwól jej mną dyrygować, błagam! - jęknęłam - Nawet sobie nie wyobrażasz ilu miałam przyjaciół, ale ona uznawała, że każdy z kim rozmawiałam miał na mnie zły wpływ! Tato, ja już mam dość! Ostatnio zakazała mi się widywać z Harry'm choć nawet go nigdy nie widziała! Znosiłam to przez to 18 lat życia, ale już dość, ja tak nie chcę!- wykrzyczałam.
Ojciec patrzył na mnie chwilę i w końcu się poddał.
- Robiła to dla twojego dobra, słonko. - ile ja razy to słyszałam...?
- Wmawiaj to sobie dalej, ale jak padnę na depresję to będzie jej wina.- westchnęłam.
Westchnął zmieszany.
- Zobaczę co da się zrobić, ale nic nie obiecuję. Szanse na to, że tego dokonam i przeżyję jednocześnie są równe zera, okay?
Pokiwałam głową, ubrałam kurtkę i wyszłam. Ojciec zaraz za mną.
Potem humor mi się poprawił.
Biegałam po centrum handlowym pełna entuzjazmu.
- Więc... może teraz kupisz mi pod choinkę jakieś super ciuchy, a mieszkanie na urodzinki?- zaproponowałam naskakując na tatę.
- Kochanie...- westchnął - Myślisz, że mam tyle pieniędzy?
- Tak właśnie myślę.- kiwnęłam głową z uśmiechem. Ojciec machnął na mnie ręką zrezygnowany po czym ruszył do pierwszego z boku sklepu.
- To w takim razie wybieraj.- powiedział siadając na fotelu. Podskoczyłam radośnie i ruszyłam w stronę pułek. Zaraz potem przy kasie ojciec wydał chyba 200 złotych.
Złapałam torbę i pobiegłam do sklepu na przeciwko.
- No chodź!- krzyknęłam na tatę zaganiając go by szedł szybciej - Mamy jeszcze całe centrum handlowe do obejrzenia, a jest już 11.00!
Przewrócił oczami i wszedł za mną do sklepu.
Chwilę potem kiedy zobaczył górę ubrań jakie niosłam do przymierzalni zatrzymał mnie robiąc duże oczy.
- Ty mnie dziecko chcesz puścić z torbami, zgadza się?- zapytał marszcząc czoło.
Spojrzałam na ubrania w rękach i uniosłam ramiona w geście obronnym.
- Jak znam życie to i tak wezmę pewnie mniej niż 1/8 tego wszystkiego. Mogę iść do przymieżalni?
Puścił mnie zrezygnowany.
- Idź, idź...- westchnął.
Chwilę potem wróciłam zawiedziona i oznajmiłam, że rzadna z tych rzeczy mi się nie spodobała. Pobiegłam do następnego sklepu i po 2 godzinach ojciec leciał z nóg targając za mną moje zakupy. To były chyba 3 torby z ubraniami.
- Skarbie... - westchnął - Może ja zaniosę te rzeczy do domu i pójdę do pracy, a ty... Ty dokończysz zakupy?
Spojrzałam na niego dużymi oczami. Posmutniałam w kilka sekund.
- Ale... sam zaproponowałeś te zakupy...- mówiłam rozbita - Tato...
Pocałował mnie w czoło, wręczył kartę bankową, rzucił krótkie 'kocham cię' i odszedł.
Stalam chwilę oniemiała i wpatrywałam się w punkcik w którym zniknął tata.
' Co ja mam sama robić? ' -myślałam.
I nagle mnie olśniło.
Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Kat, która była mega zadowolona z faktu iż może wyrwać się z domu.
Jakieś pięć minut potem wbiegła do sklepu w którym na nią czekałam całą zsapana.
- Hay.- przywitała mnie radośnie - Długo czekałaś?
Zaśmiałam się z jej przywitania i przytuliłam ją ciepło.
- Szczerze to mogłabym na ciebie czekać z pół godziny, a nie pięć minut.- powiedziałam puszczając ją - Ile wzięłaś pieniędzy?
- Mam małą ochotę na zakupy.- zaśmiała się - Mogłybyśmy pójść na pizzę czy coś w tym stylu? Tutaj jest świetna gorąca czekolada... Chyba, że wolisz kawę, ale kawa podobno jest średnio dobra, ciotka mi mówiła, że raz po niej zwymiotowała i...
- Ej! Stop!- przerwałam jej ze śmiechem - Nie musisz tyle mówić, Kat. Chodź na tą pizzę, a jeśli chcesz tyle mówić to nie wszystko na raz.
- Zawsze tyle mówię. - powiedziała posyłając mi miły uśmiech - W samolocie wydawałam się być małomówna i słodka, ale bałam się, że będzie wypadek i średnio cię znałam.- zaśmiała się - Jeden z moich minusów, jeśli nie powiem wszystkiego na raz to zaraz zapomnę o tym co chciałam powiedzieć. Jestem jak Doris z 'Gdzie jest Nemo?'.
Zaśmiałam się rozbawiona i wyszłam ze sklepu w kierunku najbliższej pizzerii. Kat wyszła zaraz za mną i zaczęła mi opowiadać o tym w jak nietypowy sposób przywitała ją ciotka, która jest dość dziwna i dlatego cała rodzina nie utrzymuje z nią jakiegoś większego kontaktu.
- Nie sądzisz, że to trochę dziwne?- zapytałam siadając przy stoliku - Wykluczyć kogoś bo jest inny?
- Z ciocią świetnie się dogadujemy. Obie jesteśmy teraz wyżutkami w rodzinie. Mam jakieś wsparcie.
Posłałam jej nikły uśmiech, który miał ją podnieść na duchu, ale ona nawet nie była smutna z powodu wykluczenia z rodziny.
- A jak tam twój tata?- zapytała przeglądając menu.
Westchnęłam też podnosząc kartę.
- Strasznie zapracowany, ale przynajmniej dużo zarabia i stać go na moje zachcianki. Nie powiem, że tylko tyle chcę, ale matka nie jest w stanie dać mi takiego luksusu jak on, więc korzystam póki tutaj jestem.
Katherine posłała mi łagodny uśmiech i znów zaczęła mówić o wszystkim naraz.
Zawaliła mnie mnóstwem informacji, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Jakby miało to swój urok. Słuchałam uważnie tego co miała mi do powiedzenia, ale potem rozlałam się w wyobrażeniu Harry'ego. Miałam przed oczami jego piękne, malinowe usta i zielone oczy, w których się topiłam.
Dlaczego nie umiałam po prostu podejść i powiedzieć te dwa krótkie słowa, które ciążyły mi na sercu niczym kotwica?
Kocham cię.
Kocham cię.
Tak bardzo chciałam podejść i powiedzieć mu to, a potem złączyć nasze wargi. I żeby on powiedział 'ja ciebie też' i żebyśmy żyli długo i szczęśliwie.
Ale takie rzeczy dzieją się tylko w bajkach, a mnie z zamyśleń wyrwał wibrujący telefon w mojej kieszeni.
- ...No i wtedy ja mu powiedziałam, że mi się podoba...- mówiła Kat popijając swoją gorącą czekoladę.
- Poczekaj.- przerwałam jej - Muszę odebrać.
Powoli wyjęłam telefon z kieszeni i mało co nie podskoczyłam na miejscu kiedy zobaczyłam napis 'Harry' na wyświetlaczu.
--------------------------------------------------------------------
Miałam go dodać jutro, ale sprawy się nieco pokomplikowały :( jadę do rodziny na wieś, gdzie prawdopodobnie nie będzie internetu, wracam w czwartek wieczorem i następny dodam... serio nie mam zielonego pojęcia kiedy.
Jeśli zabierzemy ze sobą laptopa, co jest wątpliwe, to dodam następny rozdział do czwartku, ale... no nie wiem. Jeśli wrócę w czwartek to będziecie musieli poczekać jakiś czas na następny rozdział :(
Tak wgl to będę 18 w krakowie i zostanę tam 5 dni. Jeśli ktoś z Karkowa mnie czyta (bo ja taki fejm) to będzie mnie mógł znaleźć w galerii bronowice, jak znam życie to będę tam całymi dniami xD
Pozdrawiam *.*
O jejuniu! Dziękuję! Gdyby Harry z nią był to po tym koszmarze by się przytulali!Skończyłaś w takim momencie...i na dodatek będę musiała czekać na kolejny?! :c dużo weny życzę ;**
OdpowiedzUsuńProszę bardzo :D tak właśnie myślałam, że ci się spodoba xD
UsuńJa jestem z Krakowa! !! XD Jk
OdpowiedzUsuńpowiem tak:
Nie dość że masz przesrane w sobotę to w poniedziałek tez
AHA! Mówiłam, że nie czytałaś tego rozdziału xD
Usuń