środa, 30 lipca 2014

Rozdział 6

- Nie mam zamiaru wracać z tobą do domu.- powiedziałam kiedy wyszliśmy ze szkoły. Harry pomagał mi ustać na własnych nogach.
To było żenujące...
- Sama nigdzie nie dojdziesz.- powiedział wykorzystując moje słabe położenie. Musiał mnie trzymać, a ja... cóż... nie miałam nic do gadania.
- Puść mnie Harry, chcę mieć spokój. Dojdę sama do domu.
- Chyba się doczołgasz. - zaczął się śmiać. 
To nie było zabawne, przynajmniej nie dla mnie, sprawił, że czułam się taka mała i bezradna. Czułam wielką gulę formującą się w moim gardle. 
Chciałam mu wygarnąć, nawrzeszczeć na niego, ale byłam za słaba.
To takie nie fair! 
- Zabawne...-westchnęłam.- Chodźmy już.
Nic nie powiedział, złapał mnie inaczej obejmując w talii. Nie było mi tak wygodnie, ale co go to obchodziło? Najważniejszy był przecież on.
Przerwałam ciszę między nami.
- Więc...-zaczęłam- Co wciągałeś przed zajęciami?
- Co?- spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Nie patrz tak- uśmiechnęłam się- Spóźniłeś się na lekcję, a ja dobrze wiem, że nie chodziło o budzik Harry...
Był zdziwiony moim pytaniem, nie dziwię się, też bym była. Idziesz sobie spokojnie z osobą, którą prześladujesz, macie mnóstwo tematów do rozmowy, a ona cię pyta co wciągałeś przed lekcjami.
Typowe...
- Nic.- powiedział po chwili milczenia- Zepsuł mi się budzik.
Westchnęłam.
- Dobra. Nie chcesz mówić, nie mów.
Wyprowadziłam go tym z równowagi.
Zaciągnął mnie do parku obok którego przechodziliśmy i posadził na ławce obok małej kaplicy wybudowanej jakieś 200 lat temu.
Chodził przez jakiś czas w kółko, chyba sprawdzał czy nikt się na nas nie gapił. W końcu podniósł mnie z ławki i przywarł moim ciałem do drzewa, tak jak wcześniej do muru, z tą różnicą, że tym razem bolało.
- Puść mnie.- próbowałam się szarpać, ale byłam słaba.
To takie nie fair!
Puścił mi tylko cwaniacki uśmiech ukazując dołeczki, to chyba jedyna rzecz jaką w nim lubię.
- Posłuchaj, kiedy mówię ci, że czegoś nie zrobiłem to tak było, okej? - zapytał tonem nie znoszącym sprzeciwu. Pokiwałam głową na 'tak'.
To uczucie znowu wróciło, moje serce znów przyspieszyło. Bałam się. Nie tyle Harry'ego co tonu jego głosu, był poważny co przyprawiało mnie o dreszcze.
Nienawidziłam się za to, że pierwszy raz okazałam mu skruchę.
- Będziesz grzeczną dziewczynką?- zapytał tak samo, ale zdenerwował mnie tymi słowami, nie wiem czego, po prostu się wkurzyłam.
- Czy na taką wyglądam?- zapytałam pewna siebie.
Przycisnął mnie mocniej do drzewa zamiast odpowiadać.
- Wow, wow, wow! Bez takich! To boli.- nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać. To strasznie bolało, ale był to przyjemny ból, nie wiem czemu, taki był.
- Bo ma boleć.- wyszeptał mi do ucha.
Z trudem przełknęłam ślinę.
Czułam jak wracają mi siły.
Po chwili mnie puścił, poleciałam prosto na niego. Całe szczęście mnie złapał...
- Jakaś blada jesteś, ale spokojnie... czasem tak działam na dziewczyny.- uśmiechnął się do mnie łobuziersko, wtedy to mnie wkurwił...
- Jestem blada bo wymiotowałam, to było na twój widok? Masz rację, czasem tak działasz na dziewczyny.- powiedziałam do niego uśmiechając się szeroko. W sumie go przedrzeźniałam, ale i tak go tym zgasiłam.
Bolały mnie plecy.
Po chwili byliśmy na chodniku z powrotem w drodze do domu.
- Pójdę sama.- oznajmiłam.- Już mi lepiej, nawet jeśli bolą mnie plecy...
Próbowałam wzbudzić w nim poczucie winy, ale tym razem mi się nie udało.
- Biedactwo.- westchnął.
- Mówię serio, już mi lepiej.
- Dobra.- powiedział puszczając mnie, tak jak przeczuwałam, dałam radę iść sama- Ale i tak idę z tobą pod twój dom. Jeszcze zasłabniesz czy coś...
- Wątpię.- przewróciłam oczami.
- Jak ręce?- zapytał.
Przypomniał mi czemu musiałam dziś założyć bluzę na długi rękaw.
Wolno odsłoniłam ręce ukazując fioletowo-różowe siniaki dookoła nadgarstków.
- Nawet nie boli.- powiedziałam obojętnie. Po chwili zakryłam je z powrotem.
- Ehh... Sorry za to.- westchnął.
- Nic się nie stało. Ej! Nie wiesz kto puścił o mnie plotkę, bo wszyscy o mnie gadają.
Spojrzał na mnie i wybuchnął śmiechem.
- Co?- zapytałam zdziwiona.
- To nie o tobie.
- To o kim?
Byłam zbita z tropu.
- Znasz tego całego Niall'a? Był na ostatniej imprezie, jest nawet spoko.
- Znam, to mój najlepszy przyjaciel, a co?
Spojrzał na mnie miną 'że-co-ty-gadasz'. Chciałam się z niego śmiać, ale ... nie chciałam marnować czasu.
- To się porobiło...- westchnął.
- O co ci chodzi?-zapytałam. Miałam dość domyślania się.
- Wygląda na to, że twój BF zaliczył na ostatniej imprezie twoją koleżankę.
- Że co?!- krzyknęłam.- Serenę?!
Harry pokiwał głową na 'tak'.
- Kurwa! Zabiję gnoja!
To dlatego Serena nie przyszła do szkoły...
Wyjęłam telefon z kieszeni, miałam nową wiadomość.


Od: Mama
" Dzwoniła do mnie dyrektorka, gdzie ty dziecko jesteś? Mam dla ciebie złą wiadomość. Spodziewaj się najgorszego..."


Matka zniszczyła tym SMS-em mój dzień. Wiedziałam, że coś jest na rzeczy.
Posmutniałam. 
- Co jest?- zapytał Harry.
- Nic.- pokiwałam głową.
- Daj spokój, widzę, że coś jest na rzeczy... 
- Sama jeszcze nie wiem. - powiedziałam wycierając łzę. Dla mnie najgorsze było wyprowadzić się do ojca, mogłam się tego spodziewać. Tego i tylko tego.
Harry znów zaciągnął mnie pod jakiś budynek. Nie trzymał mnie tym razem, ale za to byłam w ślepej uliczce, a Harry zastawił mi wyjście. Nikt nas nie widział...
Ja i moje szczęście.
- Czemu płaczesz?
- Nie płaczę...-zaprzeczyłam mu. Byłam twarda.
- Daj spokój, co jest?
- Ja ?!- krzyknęłam, wyprowadził mnie z równowagi- Ja ?! Dać spokój?! Tobie?! Raczej ty mnie! Zostaw mnie w spokoju, chcę być sama! Mam dość! Wszystkiego! Ciebie, Życia, Wszystkiego do cholery mam dość!- krzyknęłam wymijając go z boku, nie próbował mnie nawet zatrzymać.
- Rose...- nie chciał nawet żebym się odwróciła, wiedział, że tego nie zrobię.- Rose, jeśli będziesz chciała pogadać...
- Nie będę chciała.- przerwałam mu.
- Ale jeśli będziesz chciała...
- Nie będę.
- Rose...
- Nie zrozumiałeś?! Odwal się!- potraktowałam go za ostro, wiem.
Kołatały mną  różne uczucia, na zmianę. Najpierw nienawiść, strach a potem jeszcze smutek. Nie było w tym nic pozytywnego, same negatywne uczucia.
Rozsadzało mnie od środka. Źle go potraktowałam, to prawda.
Chciałam go przeprosić, ale moja głowa mówiła, żeby tego nie robić, a serce podpowiadało co innego.
Posłuchałam głowy, błąd.
Tylko tak to można nazwać...
Błąd... 
Wielki Błąd...


***

- Mamo, jestem!- krzyknęłam nie pamiętając, że jeszcze niecałe 15 minut temu czułam się potwornie. 
Szybko sobie przypomniałam.
Jak? Zemdliło mnie.
Nikt mi nie odpowiedział, więc ruszyłam do salonu. Sam, mama i Brooklyn siedzieli w ciszy na kanapie, jakby czekali na zbawienie, bo stało się coś strasznego... Nie wiedziałam co, więc usiadłam przed nimi na dywanie czekając aż ktoś zacznie.
Miałam pozytywne nastawienie, jakie miałam mieć?
Kolejny błąd...
- Co jest?- zapytałam widząc, że nikt nie ma zamiaru zacząć rozmowy.
- Two... Nasza matka jest skończoną idiotką...- westchnęła Brook. Nie szykowało się nic dobrego, tego byłam pewna.
- O co chodzi?- zapytałam patrząc na mamę i Brooklyn. Obie spuściły głowę.
- Powiedzcie jej.- Sam był wkurzony.
Obie spojrzały po sobie.
- Mama i tata dostali rozwód...- zaczęła Brook.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Tak? To super.
- ... Dwa miesiące temu.- skończyła.
Nie rozumiałam o co chodzi, przecież rodzice byli tamtego dnia na rozprawie.
Dziwne...
- J-jak to? -zapytałam zdezorientowana.
- J-ja...- mama próbowała coś powiedzieć, ale średnio jej wychodziło.
- Co 'ja'?- zapytałam.
Mama spuściła głowę jakby się czegoś bała.
Czego?
- Umm...-jąkała się.
- Ehh...-Sam westchnął- Nasza kochana mamusia jest w ciąży.- oznajmił.
- Co?! -krzyknęłam -Z kim?!
- Z adwokatem. -odpowiedział Sam.
Mama znów spuściła głowę.
- A-ale... mamo. Jak mogłaś?
Byłam załamana, nie z tego, że będę mieć kolejne rodzeństwo. W domu ledwo starczało miejsca na nas, więc jeśli na świat przyjdzie dziecko ktoś będzie musiał się przeprowadzić.
- Ja? Ja pojadę do taty, tak?- zapytałam, w sumie nie brzmiało to jak pytanie, to było stwierdzenie. Brooklyn miała tu chłopaka i studia, a Sam miał Emma'ę. Ja nie miałam nic. To było oczywiste, że to ja zamieszkam z ojcem.
Mama pokiwała głową na 'tak'.
Oczy mi się zaszkliły.
- Kiedy?- zapytałam.
- Na pewno nie tak wcześnie. Jak małe się urodzi zaczniemy o tym myśleć.
Pokiwałam głową.
Moje życie się skończyło. Nawet nie skończyłabym tam roku szkolnego. Na samą myśl przechodziły mnie ciarki.
W miarę lubiłam tą szkołę. Nie żeby za bardzo, ale nawet.
Gdyby nie Harry... mogłabym być taka jak wcześniej.
Szłam w dobrym kierunku do osiągnięcia tego, ale pojawił się na mojej drodze.
Zanim zdążyłam poczuć, że mnie mdli zwymiotowałam na dywan.
Tej plamy się nie spierze...

***

Siedziałam w pokoju obrażona na cały świat. Nie miałam komu się wyżalić... Serena sama była w trudnej... bardzo trudnej sytuacji, Niall... Na niego byłam zła. Kim, ona miała chłopaka, nie chciałam jej psuć nastroju. Liam, on miał swoje problemy. Reszty nie znałam na tyle żeby się wyżalać ze swojego życia, to nie były ich sprawy.
Co chwilę dostawałam SMS-y od Niall'a.

 Od: Niall
" Rose gdzie jesteś? Wszyscy na ciebie czekamy. Przyjdź proszę..."
godz. 14.17


Od: Niall
" Rose, jesteś chora? Czemu nie przyszłaś?"
godz. 16.23


Od: Niall
" Odpisz, martwię się."
godz. 16.25


Od: Niall
"Kim dzwoniła do ciebie na domowy, ale odebrała twoja siostra i powiedziała, że nie możesz rozmawiać. Co się stało?"
godz. 16.38


Od: Niall
"Dobra, rozumiem, że nie chcesz rozmawiać. Jeśli ci się zechce to zadzwoń."
godz. 17.03


Od: Nieznany
"Rose, jak się czujesz? Mam nadzieję, że lepiej. Ręce bolą? Odpisz.
H."
godz. 17.15

Co znaczyło 'H.' ?! 
Harry?!
Skąd on miał mój numer?! 
Nikomu go nie dawałam! 
Nie odpisałam na żaden z SMS-ów.
Właściwie mój weekend zleciał na leżeniu w łóżku.


--------------------------------------------------------
Mamy już 6 rozdział, a nie ma jeszcze komentarzy.
Kto chce być pierwszy? :)
Moje plany co do wyjazdu do cioci uległy zmianie, jeśli nie podpadnę mamie to jadę do cioci w przyszły poniedziałek, nie będę miała co tam robić, więc całe dnie przesiedzę przy laptopie.
Następny rozdział będzie najpóźniej w piątek.
Buźki ;)

1 komentarz: