poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 5

Stanęliśmy pod moim domem. Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że nie mówiłam Harry'emu gdzie mieszkam, nigdy.
- Umm...Skąd wiesz gdzie mieszkam?- zapytałam niepewnie. Harry spojrzał na mnie zdziwiony, czułam, że mnie wyśmieje, ale zdziwiłam się kiedy zmienił temat.
- Będziesz jutro w szkole?-zapytał. Tym razem to ja myślałam, że wybuchnę głośnym, niepohamowanym śmiechem. Również mnie zdziwił swoim pytaniem.
- Będę.- powiedziałam po chwili. Uśmiechałam się, wątpiłam w to, że wytrzymam bez śmiechu.- Ale nie podchodź do mnie, jeśli możesz. Nie chcę mieć z tobą nic do czynienia. Dziś tylko odwiozłeś mnie do domu. To nic nie znaczy Harry... Tylko wredna osoba nie pomogłaby mi w potrzebie.
- Czyli nie chcesz żebyśmy już rozmawiali?- zapytał zdezorientowany.
Było mi go wtedy szkoda.
- Nie chcę Harry. Dobrze wiesz, że wszyscy się ciebie boją, nie chcę być znana jako jedna z tych twoich lasek z którymi chadzasz po korytarzach. Nie chcę być uważana za tanią szmatę Harry.
- Uważam, że komu jak komu, ale akurat tobie to nie grozi.- powiedział ostro, musiałam zdenerwować go swoimi słowami.
- Ej, nie tym tonem.- zwróciłam mu uwagę. Całe szczęście, że staliśmy pod moim domem, a drzwi samochodu z mojej strony były otwarte. Chyba tylko z tego powodu Harry nie odjechał.
- Dobra, mogę być twoim prześladowcą. Co mi szkodzi? - westchnął.
- 'Co mi szkodzi'?!- powtórzyłam jego słowa z szokiem, czy to możliwe, że ten Harry, który siedzi obok mnie w swoim samochodzie ma kilka obliczy?
Czułam się taka mała. Nie mogłam oddychać, nie chciałam być prześladowana, a już na pewno nie przez taką osobę jak Harry. Doskonale wiedziałam, że on nie odpuszcza. Na ułamek sekundy straciłam przytomność. Moje serce stanęło. Powiedział to tak obojętnie. Jakby to nie było nic ważniejszego w jego życiu. Bo w jego może nie było, ale w moim tak.
Zemdliło mnie.
- Wiesz co?- zapytałam wysiadając z samochodu.- Jesteś tylko idiotą.- rzuciłam w niego jego bluzą.
- Zgubiłaś gdzieś 'prześladowcę'.- dopowiedział mi. W tamtej chwili wiedział jak mnie to zdenerwowało, każdy by wiedział.
- Ugh!- krzyknęłam trzaskając drzwiami od samochodu. Wiedziałam, że łobuziersko się do mnie znowu uśmiecha, wiedział wtedy jak wyprowadzić mnie z równowagi. Nawet nie zauważyłam, że stoję sama na deszczu, sama bo on już odjechał. Weszłam do domu i nie zważając na to, że kogoś obudzę z całych sił trzasnęłam drzwiami. Byłam na skraju wytrzymałości. Stanęłam tyłem do drzwi i oparłam się o nie plecami a potem tyłem głowy. Niepewnie zjechałam na dół siadając na ziemi pod drzwiami. Zaczęłam płakać. Doskonale wiedziałam, że obudziłam mamę i Sam'a, ale oni oboje znali mnie na tyle, żeby w tamtej sytuacji wiedzieć, że pocieszanie mnie nic nie pomoże. W tamtej chwili Bogu dziękowałam tylko za to, ze lekcje zaczynałam o 12...
***
Nie płakałam długo. Może jakieś 10 minut, ale to tylko dlatego, że za dużo wydarzyło się poprzedniego dnia i nie dawałam po prostu rady.
Obudziłam się około godziny 10.30 co było dość późno bo niecałą godzinę później miałam mieć pierwszą lekcję. Był wtedy piątek, cieszyłam się z tego jak małe dziecko. Tym bardziej, że miałam tego dnia 3 lekcje.
Zastanawiałam się co przeskrobie i w jaki sposób wyląduje na krześle w gabinecie dyrektorki. Nie miałam na to siły, ale nic nie poradzę na to jak zachowuję się w szkole w obecności rówieśników.
Brała mnie choroba.
Kurwa!
Nie potrzebnie wsiadłam do tego samochodu! I tak i tak byłabym chora, ale gdybym tego nie zrobiła to nie miałabym teraz na karku prześladowcy.
Zeszłam na dół. Jak zawsze spokojnie przywitałam się z mamą, która akurat stała w drzwiach śpiesząc na rozprawę. Na dole był tylko Sam z Emma'ą, nie mam dalej pojęcia gdzie wtedy była moja siostra. Sam zdawał się być na skraju wytrzymałości, a Emma płakała.
- Co się dzieje?- zapytałam siadając obok niego na kanapie.
- Nic.- powiedział kołysząc małą na rękach. Nie przestawała, a nawet płakała głośniej. Sam złapał się za głowę.
Myślałam, że zaraz mu pęknie (głowa).
- Przynieść ci coś? Jakiś lek ?- zapytałam.
Pokiwał mi na 'tak' i dalej kołysał dziecko. Emma pisnęła.
Kiedy wstałam wzięłam ją od niego.
- Nie.- zaprotestował wiedząc,że po tym co robiłam w nocy nie jestem w dużo lepszym stanie.
- Jesteś zdenerwowany.- powiedziałam łagodnie.
- Nie jestem.
- Jesteś. Daj ją. Za godzinę i tak idę do szkoły, weźmiesz ją i będziesz się dalej męczył, ok?
Pokiwał do mnie głową podając równocześnie dziecko.
Uśmiechnęłam się. do Emma'y i ruszyłam do kuchni. Z szafki na lekarstwa wyjęłam Ibuprom po czym do szklanki nalałam trochę wody z kranu. Emma zdążyła się uspokoić. Włożyłam ją do kołyski i podeszłam do Sam'a. Podałam mu szklankę i lek po czym usiadłam obok i zaczęłam kołysać małą. Po chwili zasnęła.
- Śpi.- oznajmiłam Sam'owi. - Idę już. Zaraz się spóźnię.
Pokiwał głową.
Wstałam, podniosłam z podłogi torbę i wyszłam z domu. Niechętnie to zrobiłam i szczerze to nie musiałam iść, ale z racji tego, że nie mam na każdej lekcji znajomego to nie miałam tak jakby wyboru. Wątpiłam, że Serena pojawi się w szkole. Nawet nie chciało mi się myśleć jak ona musi się męczyć. Z resztą,co powiedziałabym dyrektorce? Że nie przyszłam bo bałam się prześladowcy? To brzmiało dziecinnie i gdyby to usłyszała wyleciałabym ze szkoły.
Rozmyślając tak nad tym dotarłam do szkoły.
Jak na złość pierwsza była matematyka. Nie dość, że za mną siedzi Harry, to jeszcze nie cierpię nauczyciela. Miałam przerąbane.
Tak, jak sądziłam, Serena nie przyszła, ale miałam inne problemy na głowie. Ktoś puścił plotkę, rozgłosiła się po całej szkole w jedną przerwę, a przy gadaniu na ten temat wszyscy gapili się na mnie. Nie miałam wątpliwości, że ktoś 'zaliczył mnie' na imprezie. Znam takie zachowanie.
Zanim zdążyłam dotrzeć do tego kto mnie niby zaliczył zadzwonił dzwonek, a dla mnie zaczęło się piekło.
***
- Dobrze klaso!- pan Bein wszedł do klasy, jak zwykle spóźniony 10 minut. Harry'ego jeszcze nie było. Miałam spokój, przynajmniej te 10 minut. Dobrze wiem jak zachowują się tacy jak Harry, bardzo lubią...
- Przepraszam!
- Och... Pan Styles zaszczycił nas przybyciem na lekcję.
... się spóźniać.
- Przepraszam, budzik mi się zepsuł. - powiedział na wytłumaczenie Harry. Jak dla mnie był to żałosny wykręt od palenia, picia czy wciągania czegokolwiek... Dobrze wiedziałam, że nie spóźnił się przez 'budzik'.
- Który raz w tym tygodniu?- pan Bein był nieugięty. To fajny nauczyciel, ale średnio go lubię przez to, że pierwszy bez powodu wysłał mnie do dyrektorki. A ja przecież tylko zapytałam po co nam w życiu przydadzą się ułamki...
- Nie wiem...
- Lepiej kup sobie nowy. Wracaj na miejsce, jeśli jeszcze raz się spóźnisz to pójdziesz do dyrektorki, a wiesz co to dla ciebie oznacza?
- Tak...- Harry wyglądał na przejętego co często się nie zdarza. Czy jemu grozi wylecenie? Nawet ja nie mam aż tak przerąbane... Ruszył w kierunku swojego miejsca. Po drodze posłał mi chytry uśmieszek, który wyprowadził mnie z równowagi. Przewróciłam oczami i popatrzyłam przez okno. Nie interesowały mnie ułamki i nie miałam zamiaru się ich uczyć.
Interesowało mnie co działo się na rozprawie u rodziców, jak wygląda taka rozprawa. I z czyjej winy to się w końcu skończy. Oboje rodziców miało adwokatów, którzy nigdy nie przegrali więc walka musiała być ostra.
Co chwilę Harry kopał w moje krzesło próbując mnie rozwścieczyć, ale to tylko pomagało mi się zagłębić w świat mojej wyobraźni.
Po chwili poczułam jak ktoś szturcha mnie w ramię. Obudziłam się, to był pan Bein.
- Może zrobisz ten przykład na tablicy?- zapytał z miłym uśmiechem.
Niechętnie wstałam z krzesła i ruszyłam w stronę tablicy, ale dla mnie były to tylko wrota. Na korytarz, do gabinetu dyrektorki. Stanęłam przed nią i stałam tak.
- Co się stało?- zapytał nauczyciel.
- Nie wiem które zadanie mam zrobić.
- 4b ze strony 14.- powiedział.
Podeszłam do pierwszej ławki i najzwyczajniej zabrałam podręcznik jakiemuś kujonkowi. Otworzyłam na odpowiedniej stronie, przeczytałam zadanie, spojrzałam na tablicę i puściłam (specjalnie) podręcznik. Znów stanęłam w miejscu. Skrzyżowałam ręce patrząc na nauczyciela.
- Zrób to zadanie.- powiedział.
- Niby czemu? Nie interesują mnie ułamki. Nie przydadzą mi się w życiu. Zna pan sytuację w której będę zmuszona pomnożyć 1/4 przez 3/8? Bo ja nie.
- Tak, znam. Jeśli nie pomnożysz pójdziesz do dyrektorki.- uśmiechnął się nauczyciel. Odwzajemniłam jego uśmiech, biedny, nawet nie wiedział, że zrobił mi tym przysługę. Dzięki temu miałam matematykę z głowy, a w tym też Harry'ego.
Szybko ruszyłam w stronę ławki, zabrałam swoje rzeczy i ruszyłam do gabinetu dyrektorki. Po chwili byłam na miejscu, gabinet był 4 klasy dalej. Weszłam do środka. Do moich nozdrzy dotarł piękny zapach, taki aksamitny, nie czułam się jak w więzieniu jak przy każdej mojej wizycie. Gdybym zamknęła oczy powiedziałabym, że jestem na łące.
- Rose, usiądź.- dyrektorka też była zrelaksowana, to pewnie przez zapach. Ciekawe gdzie go kupiła. Podeszłam do burka i usiadłam na tym samym krzesełku co zawsze. Dyrka siedziała po drugiej stronie. Zerknęła w monitor komputera.
- Czyli... nie chciałaś zrobić zadania na tablicy?- zapytała zdziwiona.
- Nie do końca. - zaprzeczyłam- Chciałam zrobić zadanie, ale takie które przyda mi się potem w życiu. Uważam, że ułamki nie są aż tak potrzebne żeby wałkować je co roku. Nauczyciel źle mnie zrozumiał.
- Rozumiem...- kiwnęła głową. To nie wróżyło długiej wizyty, a to nie było dobrze. Chciałam przesiedzieć tam do końca lekcji.
- Rozumie pani?- zapytałam niepewnie.
- Tak... Też nigdy nie rozumiałam ułamków... - zaśmiała się.
- Ale ja je rozumiem. Nie uważam żeby były mi potrzebne i tyle. Nie chcę uczyć się czegoś co mi się potem nie przyda.
- W takim razie teoretycznie nie powinnaś chodzić do szkoły. - dyrektorka wysłała mi promienny uśmiech.
Zemdliło mnie.
- Możesz wracać na lekcję.
Poczułam, że zaraz zwymiotuję, zrobiło mi się niedobrze. Nie dlatego, że muszę wracać. Byłam pewnie chora.
Po chwili zwymiotowałam na wykładzinę w gabinecie dyrektorki.
Pięknie.
Nie było na to lepszego miejsca.
- Rose, dobrze się czujesz?- dyrektorka była w szoku. Ja też.
- Nie...- wyszeptałam.
Czułam dziwne uciskanie nad żołądkiem. Wszystko mnie bolało, a do tego byłam osłabiona. Mogłam się wywrócić na krześle z braku sił. Nic dziwnego...
Po tym jak dyrektorka zawołała sprzątaczkę zapytała się mnie czy chcę iść do domu, oczywiście powiedziałam, że tak. Popełniłam błąd.
- Halo?- usłyszałam jak gdzieś dzwoni. -Bein wybierz kogoś kto odprowadzi Rose do domu, przed chwilą wymiotowała. Sama nigdzie nie dojdzie... Tak, niech się ktoś zgłosi, jak chcesz.
Już wiedziałam, że czeka mnie powrót do domu w towarzystwie Harry'ego.
- J-ja... jednak zostanę w szkole.- powiedziałam pewna siebie. Wyglądało to tak jakbym nagle nabrała sił, ale potem prawie upadłam, dyrektorka musiała mnie przytrzymać. Zawaliłam ostatnią drogę ucieczki.
- Nie ma mowy, nie chcę żebyś zasłabła w trakcie którejś z lekcji.- zaśmiała się dyrektorka.
Mnie nie było do śmiechu.
Czułam, że eksploduję.
Dlaczego z Harry'm i mną jest tak, że kiedy jestem silna nie chcę go odepchnąć, a kiedy chcę to jestem zbyt słaba?
- Pan Bein ma chętnego na odprowadzenie cię do domu.- uśmiechnęła się dyrektorka, niechętnie odwzajemniłam uśmiech.- Masz coś przeciwko żeby był to pan Styles?
Jasne, że mam! To mój prześladowca!
- N-nie.- powiedziałam cicho. Nie chciałam pogarszać swojej sytuacji, a dobrze wiem, że Harry'emu grozi wylecenie. Jeśli ja będę jego powodem to nie da mi spokoju.
Czułam się okropnie.
- Zaraz tu będzie. - powiedziała odkładając słuchawkę. Najgorsza chwila mojego życia. Obolałe czekanie na to aż Harry stanie w drzwiach. Nie mogłam przy tym nic zrobić, byłam bezsilna.
- Dzień dobry.
Przyszedł.
- Dzień dobry. Rose siedzi tutaj, mam nadzieję, że to nic poważnego. Będziesz musiał ją trzymać, bo sama nie jest w stanie nawet stać. To nie jest problem?
- Nie, jasne, że nie.- powiedział.
Co innego mógłby powiedzieć?
Jak on robi to, że w ciągu 5 minut może być 6 zupełnie innymi osobami?
Nie pojmuję jego toku myślenia.
- Weź mnie już podnieś. Chcę być jak najszybciej w domu.- powiedziałam zdenerwowana. Oczywiście kłamałam. Miałam gdzieś kiedy dojdę do domu, dobrze wiedziałam, że się na mnie gapi. Nie chciałam znosić jego wzroku.
Czułam się osaczona.
- Tak, jasne.- powiedział podchodząc do mnie.






--------------------------------------------------
Nie sprawdzony, myślałam nad tym co pisać kilka dni, więc nie wytykajcie mi, że nie dodałam. Postaram się dodać następny jak najszybciej. Komentujcie proszę.
I tak dziękuje za to, że mogę chociaż podejrzewać, że ktoś to czyta.
Buźki :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz