niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 28

Ten rozdział dedykuję Gosi, która postanowiła dawać mi kopy w dupę za każdy rozdział, który jej się podobał XD Gosia, jakoś ostatnio zamilkłaś! Nie podoba mi się to!

~~~


- Skąd o tym wiesz?- zapytałam podciągając nerwowo nogi pod brodę.
- Powiedzmy, że Rick nie jest najlepszy w kłamaniu. Ale tak szczerze to powiedział mi to Liam. - powiedziała Kim podchodząc do mnie na czworakach.
- Co dokładnie?- zapytałam mając nadzieję, że dziewczynie może chodzić o coś zupełnie innego.
- Rose, Rick cię zgwałcił,  ty mi nic nie powiedziałaś. Na dodatek pozwoliłaś mi z nim być! - burknęła zła.
- Nie uwierzyłabyś mi.- powiedziałam cicho.
- Skąd wiesz?
I nagle jak burza dotarło do mnie coś niebywałego.
On...
On mnie zgwałcił.
Jak...?
Jak mogłam nie wiedzieć?
Ale... Przecież to nie był gwałt, prawda?
Nie...
Złapałam się za głowę i przewróciłam na ziemię, strasznie bolało, nie wiem czy bardziej serce czy głowa, a może dusza?
Nie wiem.
Kim sekundę później była obok mnie.
- Dobrze się czujesz?- zapytała głupio, ale nie czepiałam się jej o to, co niby miałaby mi powiedzieć?
Pokiwałam głową na 'nie' dławiąc łzy, które zaczęły zbierać się w moim ciele.
- Ja go kochałam Kim...- wyszlochałam cicho i żałośnie - Kochałam go jako pierwszego w życiu, a on... On...
Kim objęła mnie i uciszyła.
Miałam nie kończyć.
I bardzo dobrze, nie miałam zamiaru.
Zaczęłam cicho płakać.
- To jest jedyny plus wyprowadzki...- zaśmiała się Kim - Nie będziesz musiała dłużej oglądać jego gęby.
- Będziesz musiała się wyprowadzić ze mną.- powiedziałam cicho na co ona się zaśmiała.
- Kocham cię, Rose. Jesteś kompletnym głupkiem, ale cię kocham.
- Ty też jesteś głupkiem.- zaśmiałam się na co ona lekko uderzyła mnie w ramię.
I nagle telefon zabrzęczał wyświetlając numer Harry'ego.




Harry's P.O.V.
Czemu ona nie odbiera?!
Myśli uderzały we mnie tak mocno, że miałem ochotę umrzeć.
A jeśli coś jej się stało?!
A jeśli Richard po nią wrócił?
Czemu nie mogłem jej po prostu powiedzieć w jakie cholerne niebezpieczeństwo ją wpakowałem?!
Miała być u mnie, miałem już piękne plany na cały dzień!
Chciałem, żeby czuła się przy mnie dobrze, żeby nie musiała się przejmować tym co przeszła. 
Trzeci sygnał...
Czwarty sygnał...
Pią...
- Halo?- odebrała przyśpieszonym oddechem.
- Płakałaś?- wypaliłem zanim pomyślałem. Nie odezwała się. - Rose?
- Nie mam czasu.- ucięła. 
- Co?
- Nie mam czasu. Muszę się spakować, jutro jadę do ojca do Polski.- powiedziała ciężko.
Zanim zdążyłem coś powiedzieć rozłączyła się. 
- Jak to?! - wrzasnąłem do telefonu i znów wybrałem jej numer, ale nie odebrała ani razu. 
Co się z nią stało?!
Przecież jeszcze poprzedniego dnia mnie całowała i razem się śmialiśmy!
Coś jest nie tak...
Powoli wysunąłem się ze swojego pokoju i popatrzyłem na Louis'a, który siedział na kanapie nawalając w jakąś mdłą grę z zabijaniem zombie. 
- Ej, widziałeś ostatnio Rose?- zagaiłem siadając obok niego. 
- No w szkole w piątek.- powiedział bez ogródek przechylając się, za bardzo wczuł się w grę - Umieraj gnido!- wrzasnął do telewizora. 
- A potem?
- Co potem?
- Widziałeś ją?
- Nie, a co?- zapytał pakując w jakiegoś zombie dość sporo amunicji.
- Nie chce ze mną gadać.- podrapałem się po karku. 
Lou lekko uśmiechnął się pod nosem, ale to pewnie dlatego, że jednym strzałem powalił 2 przeciwników. 
- Stary, znudziłeś się naszej kochanej Rossie.- zaśmiał się.
- To nie jest śmieszne. Mogło się coś stać...
- Ty ją w to wpakowałeś, stary. Teraz sobie z tym radź, jak nie możesz znieść myśli, że ona będzie przez ciebie cierpieć to wybacz, ale nic na to nie poradzisz. Tak czy siak albo ucierpi cielesnie albo uczuciowo. W ogóle kiedy miała się dowiedzieć jak bardzo jest ci obojętna?- zapytał głupio.
- Nie jest.- mruknąłem pod nosem. 
- Wiesz, zniosę wszystko, oszukuj mnie, ale nie siebie, Harry. - powiedział klepiąc mnie po plecach - Nawet jeśli spałeś w samochodzie pod jej domem przez tydzień to i tak nie znaczy, że ona coś dla ciebie znaczy, człowieku. 
- Więc co to znaczy?- zapytałem - Że jest mi obojętna w takim stopniu, że pilnowałem ją nawet w nocy?
- Nie, że podglądałeś ją w nocy.- zaśmiał się Lou. 
W sumie miał rację, coś tam przez ten tydzień zobaczyłem, nie powiem, że nie. Ale świadomość, że ją chroniłem i, że kiedy byłem pod jej oknem czułem, że jest bezpieczna wszystko przebijała. Właściwie sam nie wiedziałem czy naprawdę chciałem ją chronić czy kusił mnie jej widok, bo, no kurcze, dziewczyna ma idealną figurę. 
W końcu wstałem i wyszedłem. Po prostu, musiałem sprawdzić czy wszystko z nią dobrze. 




Rose's P.O.V.
- Tak właściwie to czemu on się tak ciebie uczepił?- zapytała Kim znów pakując moje walizki - Wiesz, ciągle do ciebie dzwoni. Nie, że coś, ale chyba się na ciebie nieźle napalił. Może się z nim prześpij, a on da ci spokój...- zaczęła się śmiać.
- Nie mam pojęcia. Nagle wykazał zainteresowanie moją osobą. Tak po prostu. - wzruszyłam ramionami - A to, że się z nim prześpię jest wykluczone. 
- Niby czemu?- zapytała głupio - Wiesz ile dziewczyn marzy o tym, żeby zaciągnąć go do łóżka?
- W jego przypadku wystarczy tylko podejść i poprosić. - powiedziałam zniesmaczona. Najbardziej bolał fakt, że mówiłam prawdę. 
- Więc czemu nie podejdziesz i nie powiesz 'chce żebyś mnie rżnął'?- zaśmiała się, a ja rzuciłam w nią poduszką. 
- Nie mam w głowie teraz takich rzeczy. Postanowiłam, że pójdę na studia. Będę studiować. - oznajmiłam.
- Powinnaś studiować sufit w jego sypialni.- powiedziała i znów oberwała poduszką - Czemu się tak bulwersujesz?- zaśmiała się.
- To, że się z nim prześpię nic nie da.- powiedziałam i opadłam na łóżko. 
- Rose, nie mów...- zaczęła.
- A nawet jeśli to co?- przerwałam jej - Z resztą...moja kobiecość została niedawno nieźle sponiewierana i mam gdzieś to, że powinnam to zrobić z miłości. To bujdy na kółkach. 
- Wiesz, Rose.- powiedziała spokojnie - Ja zrobię to tylko jeśli się zakocham.- oznajmiła.
Spojrzałam na nią i zmrużyłam oczy. 
- Ty... Ty jesteś dziewicą?- zapytałam cicho jakby to był największy sekret świata. 
- Jasne, że tak! To, że uwielbiam wyścigi samochodowe nie znaczy, że siebie nie szanuje!- oburzyła się.
- W przeciwieństwie do mnie. - dodałam i zamknęłam oczy znów kładąc się na łóżku. Telefon zabrzęczał obok mnie. Podniosłam go wiedząc, że to Harry, ale nie. Tym razem Liam. 
- Halo?- odebrałam powoli. 
- Jest u ciebie Kim?- zapytał zdenerwowany, spojrzałam na przyjaciółkę, a ona pokiwała głową na nie.
- Nie, właśnie wyszła, co jest?- odpowiedziałam. 
- Mamy tu małe zamieszanie. - powiedział szybko, a ja usłyszałam jakieś dziwne odgłosy - Niall, nie ociągaj się! Po jajach go!- wrzasnął nagle, a ja zdałam sobie sprawę, że oni się biją.
- Liam, co się dzieje?- zapytałam wstając, nerwowo spojrzałam na Kim, ona też była zdziwiona.
- Ktoś zajebał naszemu dilerowi trawkę, a on myśli, że to my no i masz...- westchnął - Szczerze to nie zdziwię się jeśli to Rick. Ale Rose, serio, Kim jest u ciebie?
Westchnęłam.
- Tak.
- To dobrze. Nie ruszajcie się stamtąd. Nie chce, żeby Kim i jej dynamiczny temperament się tu znalazły, ci frajerzy są serio wkurwieni. 
- Ale przecież ty, Niall, Robert i Fred nie wystarczą, żebyście wszyscy nie wylądowali w szpitalu.- powiedziałam szybko - Ja tam idę. 
- To nie twoja sprawa, Rose. Nie mieszaj się. 
- Sprawa może nie moja, ale przyjaciele owszem.- powiedziałam wstając, złapałam Kim za rękę i zbiegłam po schodach, złapałam kurtkę i czapkę, ubrałam się i przyciągnęłam słuchawkę do ucha - Zaraz tam będę. - powiedziałam i się rozłączyłam. 
Spojrzałam na Kim, która właśnie skończyła się ubierać i otworzyłam drzwi, mało nie zemdlałam kiedy zobaczyłam na progu Harry'ego. 
- Co ty tu robisz do cholery?- syknęłam na niego. 
- Musiałem sprawdzić czy wszystko z tobą dobrze, - oznajmił. 
- Już sprawdziłeś. Idź.
Poczułam jak zimne palce Kim oplatają moją talię.
- On się może przydać.- wyszeptała mi do ucha.
Spojrzałam niechętnie na chłopaka i jego piękne zielone oczy. Czemu on musiał być tak idealny?
- Mamy małe zamieszanie.- powiedziałam przekraczając próg - Twoje mięśnie się przydadzą.



***


- Czyli masz zamiar się bić ze zgrają mięśniaków, którzy mają coś do was chociaż wy nic nie zrobiliście?- zapytał zdziwiony Harry. Całą drogę tłumaczyłam mu co się dzieje i byłam trochę zniesmaczona.
- Tak.- powiedziałam - Mniej więcej.
- Mniej więcej czy tak?
- Tak. - przewróciłam oczami.
- Nie zgadzam się.- zagrodził mi drogę, Kim poszła dalej, a ja stanęłam i wpatrywałam się w jego zimne jak lód, inne oczy. Poczułam jak miliony igieł przeszywają moje ciało, wielki ból serca. Nasilił się kiedy doszła do mnie myśl, że Rick... Że mnie skrzywdził.
- Jak chcesz.- przełknęłam ślinę. Chciałam go wyminąć, ale on przytrzymał mnie za ramiona.
- Nie chodzi o to, że ci nie pomogę, Rose. Chodzi o to, że ze względu na twoje bezpieczeństwo lepiej będzie dla ciebie żebyś się nie mieszała.
Miałam zamglony wzrok, było mi wszystko jedno. Przez mój umysł przedzierały się tysiące myśli, nie byłam w stanie myśleć racjonalnie. Patrzyłam na niego zimnym i pustym wzrokiem jakby był dla mnie mniej niż rzeczą. Chciałam mu powiedzieć, że go kocham, chciałam by wiedział co leży mi na sercu od kilku tygodni, ale bałam się. Że te bajkowe wydarzenia się skończą, że on tego nie zaakceptuje.
Chciałam go pocałować.
Być blisko niego.
Tylko tyle, ale nie mogłam bo to było niemożliwe. Bo jego uczucia do mnie nie były prawdziwe, tak właściwie to ich nie było.
- Wszyscy mi to mówią.- zaśmiałam się - 'Nie mieszaj się', 'To nie twoja sprawa', 'Twoje bezpieczeństwo jest najważniejsze'. Tyłkiem mi to wychodzi, Harry.- powiedziałam i zmierzyłam się z jego znów idealnymi oczami, ta zieleń mnie uspokajała, chciałam w niej tonąć.
- Kocham cię!- krzyknęłam, ale w porę się zorientowałam - Kim, więc nie pozwolę żebyś się narażała!
- Ssij!- odkrzyknęła mi idąc przed siebie i wystawiając mi środkowego palca - Mój brat, moje zmartwienia!
- Przyrodny brat Kim!- poprawiłam ją.
- Nie ważne!
Znów spojrzałam na Harry'ego. Znów zatopiłam się w zieleni jego oczu, znów poczułam ogarniające moje ciało poczucie bezpieczeństwa.
Byłam na łące, zielonej jak jego oczy. Wąchałam trawę, kwiaty i wszędzie czułam jego. Wdychałam jego zapach. Moje płuca wariowały, drzewa otaczające mnie wpatrywały się błogo w wiatr kołyszący łodygami kwiatów. Patrzyłam na to onieśmielona. Korony drzew stykały się ze sobą, a mnie ogarniało wrażenie, że to wszystko jest tak perfekcyjne, że nie ma prawa być prawdziwe. Kolor zielony zaczął się zamazywać. Znów stałam przed Harry'm.
On był dużo lepszym widokiem.
Kochałam go tak bardzo, że to bolało, że z nadmiaru szczęścia zaczynało boleć serce. Byłam w niebie. A to lepiej niż siedzieć na łące pośród kwiatów.
W niebie otulały mnie do snu anioły. Te piękne iskierki w jego oczach.
Jego twarz zaczynała się do mnie zbliżać, ale odsunęłam się czując piekący wzrok Kim na szyi.
- Gołąbeczki pośpieszcie się!- krzyknęła na nas.
Wyminęłam niechętnie Harry'ego i zaczęłam iść u boku Kim.
- Czyli ty już z nim spałaś tak?- zachichotała. Szturchnęłam ją mocno w bok i obróciłam się na Harry'ego, ale on był za daleko by usłyszeć.
- Wątpię żeby to coś znaczyło.- powiedziałam cicho - I jeśli chcesz poruszać takie tematy przy nim to bądź ciszej.
- Dobra.- szepnęła - Kiedy z nim... no wiesz?
- Pamiętasz kiedy do mnie zadzwoniłaś?- zapytałam - Byłaś wredna, ale mnie kryłaś.
Zakryła usta dłonią.
- Nie mów, że wam przerwałam.
- Było już po wszystkim, spokojnie.- powiedziałam cicho.
Znów zachichotała.
- Co?- zapytałam zdziwiona - Kim, o co ci chodzi?
- On coś dla ciebie znaczy?
Bardzo dużo!
- Nie wiem... Może.
Kim chciała zapytać o coś jeszcze, ale nie zdążyła bo nagle usłyszałyśmy krzyki Niall'a. Ale takie bitewne, w rzadnym wypadku nie przegrywał.
Stanęłam jak wryta i zaraz potem wpadł na mnie Harry.
- Co jest?- wkurzył się - Rose, jak chodzisz?
- Jesteśmy.- przełknęłam nerwowo ślinę.
Spojrzał na most i westchnął.
- Zostańcie. - rzucił i pobiegł pomóc chłopakom. Kim podeszła do mnie.
- Długo mamy czekać?- zapytał przechodząc z nogi na nogę.
- Nie mam pojęcia. - przygryzłam wargę.
- Nie wiem jak ty, ale ja tak długo stojąc w miejscu nie wytrzymam.- zaczęła się wiercić - Ty też, prawda?
- Tak.
- To co? Idziemy?
- Zwariowałaś?!- oburzyłam się zwracając na nią rozgniewany wzrok - Jeśli radzą sobie bez nas jest dobrze, na razie nie potrzebują pomocy.
- Skąd wiesz?
- Słyszę Einstein'ie. - zaśmiałam się.
- Zabawne.- zadrwiła i znów zaczęła przechodzić z nogi na nogę.
Stałyśmy chwilę w ciszy, zrobiło się chłodniej więc poprawiłam kurtkę. Kim zaczęła skakać w miejscu, na szczęście z zimna.
W końcu ruszyła przed siebie.
- Nie wiem jak ty, ale ja tu dłużej nie mam zamiaru stać.- powiedziała i zniknęła na moście.
- Kim!- krzyknęłam biegnąc za nią - Zaczekaj! Ej! Idę z tobą!









---------------------------------------------------------------------
I jak?
Wiem, że pisaliście, że rozdziały są za krótkie, ale jakoś nie umiem napisać dużo dłuższych. W każdym razie ten wyszedł dość długi, nie czepiajcie się. XD
Jak zauwarzyliście zadedykowałam ten rozdział Gosi. Będę wybierać najładniejsze komentarze i dodawać dedyki dla osób, których komentarze mi się najbardziej spodobają. Więc bierzcie się do pisania!!
XD
Polecam bloga który mi się serio bardzo podoba, mam nadzieję, że tam wpadniecie :
http://lilrestlov.blogspot.com/
Pozdrawiam
Olson *.*


JEŚLI CZYTASZ= KOMENTUJ !!

3 komentarze:

  1. PIERWSZY KOMENTARZ
    #YOLO
    Dzieki za dedyk :DDD
    I wiem jak zagadać do Rosia dzięki tobie
    "Chce zebys mnie rżnął" XDD
    ps. Nie pisalam komentarza pod ostatnim rozdzialem bo mi to jakos z glowy wylecialo ale spokojnie poprawie sie :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciebie to chyba do reszty porąbało ten rozdział jest cudny :* Może i krótki ale i tak zajebisty <3 Czekam na kolejny <3 Pozdrawiam i życzę weny ;) ~Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. wież że ci kocham? Ale naprawdę pisz dłuższe rozdziały, bo fabuła jest powalająca.Do samego rozdziału to fajny, ładnie i płynnie napisany ;)xxPisz dalej, wene miej i żyj spokojnie ;))
    Kisses xxx

    OdpowiedzUsuń